Komorowski woli rozmawiać z Jaruzelskim

Bronisław Komorowski zaprosił gen. Jaruzelskiego na posiedzenie RBN. Ciała, powołanego ewidentnie pod wybory prezydenckie w ramach hasła, które nic nie mówi: "Zgoda buduje". A buduje tak, że otwiera się dziś na symbol komunistycznego ucisku, człowieka, który w praworządnym kraju już dawno zostałby osądzony za masakrę grudniową, stan wojenny i represje w czasach PRL.

Prezydent RP sam wybiera sobie drogę i elektorat, ku jakiemu chce się zwrócić. Temat spotkania jest dość tajemniczy, przypuszcza się, że dotyczyć będzie stosunków polsko-rosyjskich. Kto jak kto, ale marionetka w rękach Kremla doskonale na nich się zna i doradzi, jak ugościć w przyszłości rosyjskich włodarzy. Elektorat platformerski a także wielu centrowych publicystów (jest ich nieliczna garstka), oburzali się na zatwardziałych prawicowców za przezwisko "Komoruski", jakie Prezydentowi nadali internauci. Komorowski dziś sam podaje na tacy argument, by wyśmiewać jego szacunek do zbrodniczego systemu, który przecież zwalczał. 

Dlaczego Jaruzelski nie ma "prawa" być zapraszanym na takie obrady jako była głowa państwa? Bo został wybrany przez Zgromadzenie Narodowe a nie z woli narodu. Pomijając liczne, czarne plamy na życiorysie generała, ten argument powinien przemówić do rozsądku Komorowskiego i jego doradców. 

W Pałacu Prezydenckim ewidentnie brakuje właśnie rozsądku. Okazuje się, że następca Lecha Kaczyńskiego nie ma zamiaru rozmawiać z obrońcami krzyża, zwolennikami godnego uczczenia pamięci ofiar katastrofy czy symbolami opozycji antykomunistycznej, niechętnej obecnemu układowi władzy (jak Andrzej Gwiazda czy Zofia Romaszewska), woli za to korzystać z rad komunisty.