Dowód śp. Tomasza Merty podpalony w...MSZ

RMF FM:Według ustaleń dziennikarzy RMF FM, dowód zniszczono przypadkiem, gdy jeden z pracowników Ministerstwa Spraw Zagranicznych chciał spalić dokument. Gdy rozpoczęto utylizację, ktoś nagle miał się zorientować, że spalane rzeczy są pamiątkami ze Smoleńska i utylizacje przerwano.

Chciałbym wiedzieć po 18 miesiącach od narodowej tragedii, kto okradł ciała ofiar katastrofy smoleńskiej. Gdzie znajdują się kosztowności, jakie przy sobie mieli śp. Sławomir Skrzypek, Aleksandra Natalii-Świat czy Tomasz Merta? Skoro polska strona nie może jednoznacznie wyjaśnić przyczyn tego, co wydarzyło się 10 IV, bo zdecydowała się na taki a nie inny tryb postępowania i w związku z tym Rosjanie z dowodami robią co chcą, powinna dołożyć wszelkich starań, by skandale związane z tym wszystkim, co się działo wokół zwłok naszych elit, zbadać. A tak się, niestety, nie dzieje.

Nie wiem, kto dziennikarzom RMF FM opowiedział niewiarygodną historię o anonimowym pracowniku MSZ, który niszczył dowody i pamiątki po zmarłych. Resort sprawy nie komentuje - rzecznik Bosacki zasłania się śledztwem prokuratorskim. A nie ma wątpliwości, że są różnice w wyglądzie dokumentu na zdjęciach z akt rosyjskich w porównaniu z tym, co otrzymała od wschodnich sąsiadów wdowa.

Czy jakiś anonimowy pracownik MSZ jest też winny kradzieży kart bankowych śp. Andrzeja Przewoźnika? A może to Polacy zawarli nieścisłości w dokumentacji medycznej śp. Zbigniewa Wassermanna? Rosjanie nie mogli też niszczyć wraku, więc...

Problem w tym, że polska strona sama bierze na siebie każdą winę rosyjskich sąsiadów. Wysoko postawieni funkcjonariusze publiczni zasłaniają się niewiedzą, nie chcą komentować albo dany skandal próbują racjonalizować i tłumaczyć.

Polska przegrywa każde starcie z potężnym sąsiadem nawet w oczywistych sprawach.