Nieobecni na pogrzebie Havla

W mediach - wybaczcie, ale tytułów prasowych i koncernów szkoda wymieniać - albo na ogół przemilczano nieobecność Bronisława Komorowskiego na pogrzebie legendy czechosłowackiej opozycji, Vaclava Havla, albo panuje przekonanie, że nie ma o co podnosić krzyku, bo przecież Lech Wałęsa i Bogdan Borusewicz to wizytówki Polski. I tak, i nie.

Były prezydent i marszałek Senatu w towarzystwie byłego premiera Mazowieckiego, to nie są przedstawiciele najwyższych polskich władz, a dwie osoby pojechały na uroczystości zupełnie prywatnie. Jeżeli Bronisław Komorowski wiedział wcześniej o terminie pogrzebu, mógł chore gardło wyleczyć - są na to na ogół skuteczne leki. Podawanie bez zażenowania takiego powodu, ośmiesza nie tylko osobę, ale funkcję prezydenta. Nie wyobrażam sobie, by tak motywował dyplomatyczną kompromitację zmarły poprzednik, śp. Lech Kaczyński. Znowu doświadczamy różnicy klas w podejściu do godności głowy państwa. Komorowski nie tylko egzamin oblał, ale zrobił z siebie śmiesznego, prowincjonalnego polityka.

Donald Tusk zaś miał problemy na lotnisku w Afganistanie z warunkami atmosferycznymi. Byłoby to już znacznie lepsze usprawiedliwienie nieobecności na pogrzebie Havla, ale premier właściwie nie poczuwa się do tego, by coś na ten temat napomknąć! Media na ogół uważają to za zupełnie zdrową i poważną sytuację. Internauci, zwolennicy bolącego gardła Komorowskiego, winy szukają w...Kaczyńskim. "Jego przecież też nie było na uroczystościach, widocznie w Czechach mają go gdzieś" - brzmią komentarze na różnych forach. Nie wiedziałem, że lider PiS nadal sprawuje władzę i jest dostojnikiem państwowym.

Smutne, że przy tak symbolicznym wydarzeniu, jak odejście z tego świata jednego z zasłużonych liderów antykomunistycznych w Europie Środkowo-Wschodniej, niemal wszystkie ważne władze w państwie się kompromitują - przy aprobacie mediów i części komentatorów.