Dlaczego Klich sypie?

Edmund Klich pierwszy raz od dwóch lat żali się na prowadzenie śledztwa smoleńskiego. W wywiadzie w RMF FM przyznał, że władza nie zrobiła wszystkiego, co mogła w kwestii wyjaśnienia tragedii. Były akredytowany przy MAK po raz pierwszy potwierdził, iż były wywierane naciski, by propagować jedynie słuszną wersję: winę pilotów. Kto wymyślił tę narrację i jaki miał w tym cel, tego już Klich niewyjaśnia. Tak samo bezradnie opowiada, że polska strona nie brała pod uwagę wątku zamachu i był to błąd.

Były szef PKBWL brał udział w medialnym linczowaniu załogi Tu-154 M. Jako pierwszy ujawnił w mediach, że zeszła ona poniżej wysokości decyzji i chciała lądować. W "Teraz My" w maju 2010 r. publicznie skłamał, jakoby gen. Błasik znajdował się w kabinie pilotów do końca tragicznego lotu i mógł wywierać presję na załogę. I ta wersja została podtrzymana w raporcie MAK, którą zna już cały świat od ponad roku. Dziś, mimo że nowe fakty przeczą ustaleniom Rosjan, Klich podtrzymuje tezę o obecności generała w kokpicie wraz z chórem propagandystów w mediach.

Co się stało, że po tylu miesiącach Klich zmienił zdanie? Przecież nie jest to sytuacja normalna, kiedy osoba, mająca wpływ na badanie największej katastrofy lotniczej w najnowszej historii Polski, najpierw bierze udział w festiwalu oskarżeń w stosunku do pilotów i podtrzymuje wersję obcego państwa, by po kilku miesiącach dojść do kompletnie odwrotnych wniosków!

Czy wpływ na taką rejtaradę ma presja, wywierana przez komisję parlamentarną Antoniego Macierewicza? A może dzieje się coś za kulisami, o czym nie wiemy, a co powoduje powolne, ale mówienie prawdy?