Ktoś pluje, my udajemy, że deszcz pada

Telefon prezydenta Kaczyńskiego był obiektem wzmożonego zainteresowania ludzi, znajdujących się na Siewiernym tuż po katastrofie smoleńskiej. Grzebanie w Nokii głowy państwa, po takiej tragedii przez osoby do tego niepowołane i wydzwanianie z jego telefonu, jest zwyczajnym skandalem i upokorzeniem dla bezpieczeństwa państwa, którego służby 10 kwietnia 2010 r. zwyczajnie nie istniały.

Igor Janke zwrócił uwagę, że dodatkowym skandalem jest fakt, iż śledczy badają sprawę jedynie pod kątem wykonywania telefonów na koszt państwa, a nie wykradania informacji. Dodatkowo prokuratura wojskowa dziwnie pogrywa z cywilną, przekazując materię do zbadania, ale bez dowodów, co spowodowało umorzenie śledztwa. Tak instytucje państwowe szanują elity, tak podchodzą do najpoważniejszej katastrofy lotniczej w najnowszej historii Polski.

A media? Skoro sensację ujawnił "Nasz Dziennik", obowiązuje zmowa milczenia. Przecież to emisariusze ciemnogrodu, nie można podbijać im sprzedaży. Tylko które środki przekazu ujawniają tyle informacji o śledztwie ws. Smoleńska, co "Rzeczpospolita", "Nasz Dziennik" i "Gazeta Polska"? Powyższe informacje potwierdził przecież Dariusz Ślepokura z warszawskiej prokuratury. Co mają więc do powiedzenia propagandyści, przypominający w kółko o doskonałych relacjach z Rosją i wyjaśnionej katastrofie lotniczej od początku do końca? Nie mają odwagi?

Udawać jednak, kiedy ktoś na nas pluje, że deszcz pada, potrafią doskonale. Każde upokorzenie nazywają "nieścisłością", "niedopatrzeniem", "problemem", ale poza tym wszystko idzie świetnie. Czekamy więc na kolejne narracje.