Zaginiona Anna Walentynowicz

To pewne: ciało Anny Walentynowicz zamieniono z innymi szczątkami ofiary katastrofy smoleńskiej. Tak brzmi komunikat Naczelnej Prokuratury Wojskowej, skierowany do PAP. Kompromitacja polskiego śledztwa i rzekomej współpracy z Rosjanami tylko się potwierdziła. Jak dotąd nie wiemy, gdzie spoczywa bohaterka "Solidarności". Wobec tego, można z ironią uznać, że jest tak naprawdę osobą zaginioną. 

Co mają dziś do powiedzenia Ci, którzy szczują rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej, odmawiając im wręcz prawa do ekshumacji? Tak jak można jeszcze pominąć ataki internautów i części platformerskich mediów, tak już trudno zrozumieć, w co gra premier, gdy powiedział, że zbadanie szczątków ofiar to prawo każdej rodziny, a z drugiej strony sugerował wprost, iż nie rozumie takiej potrzeby w obecnej sytuacji.

Donald Tusk powinien dzisiaj zorganizować konferencję prasową, zaprosić wszystkie rodziny smoleńskie i powiedzieć to wprost albo przeprosić za dwuznaczne sugestie. To m.in. szef rządu ponosi polityczną odpowiedzialność za to, co się stało. To on miał realne instrumenty, by zmienić dwa lata temu losy tego śledztwa i naciskać na Rosjan, domagając się zwrotu dowodów i transparentności. Zamiast tego, do Moskwy posłał Tomasza Arabskiego, który nie mając żadnego ku temu prawa, powiadomił rodziny i opinię publiczną, że trumny już nie będą otwierane. 

Gdzie w tej chwili leży ciało Anny Walentynowicz? Gdzie spoczywają szczątki innych ofiar tragedii smoleńskiej? Obawiam się, że ten niewyobrażalny skandal zostanie sprytnie wykorzystany jedynie do szukania sensacji wokół grobu na Wawelu. Zaraz podniosą się opinie, za przywoływanym Pawłem Dereszem, jakoby należało zbadać ciała Pary Prezydenckiej. Z zupełnie innych pobudek, niż te, które żywią dążący do prawdy o katastrofie smoleńskiej.