Dom Spotkań z Historią Dom Spotkań z Historią
59
BLOG

Milicjanci nosili mnie na rękach

Dom Spotkań z Historią Dom Spotkań z Historią Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

 

O empatycznym esbeku, starej komunistce i „Solidarności” Rolników Indywidualnych z Witoldem Rakiem rozmawia Seva Shlykau.
 
***
 
4 czerwca na skwerze Hoovera o godz. 17.00 Witold Rak będzie opowiadał o potędze polskiego chłopa, który wyłączył system.
 
***
 
Jak powstała „Solidarność” rolników i czym się zajmowała?
 
Jesienią osiemdziesiątego roku założyliśmy w swojej gminie komitet pięcioosobowy „Solidarności”. Jeździliśmy po wsiach, agitowaliśmy, żeby się zapisywali do związku, później zorganizowaliśmy sąsiednie gminy. Prawie w każdej wiosce już były takie pięcioosobowe koła.  Nadeszła wkrótce kolej na całe województwo, a wtedy nasze Radomskie było siódmym co do wielkości w Polsce. Raczej w nim nie było dużych miast, tylko małe miasteczka i wsie. I na początku osiemdziesiątego pierwszego zrobiliśmy zebranie ogólnowojewódzkie. Ja prowadziłem ten zjazd i pewnie dlatego zostałem  wybrany na przewodniczącego. Później był zjazd krajowy i już na ten zjazd mieliśmy niezłą strukturę organizacyjną. Braliśmy udział w strajkach, ponieważ nie chcieli nas zarejestrować. I był taki strajk znaczący w Bydgoszczy, gdzie mało brakowało do wprowadzenia stanu wojennego. Przewodniczącemu tego strajku Piotrowi Bartoszcze spalono stodołę, wtedy jego sąsiad powiedział, że ma stodołę pełną paszy, słomy, wszystkich rzeczy. Następnej nocy spłonęła ta stodoła. I nawet już nie powiem, ile tych stodół spłonęło. Do Bydgoszczy wprowadzono całe kolumny policji, i nasze kierownictwo przestraszyło się bardzo sytuacji i chcieli zrezygnować z rejestracji związku. Mieli jakieś siedem postulatów, że ukarać tych, co bili naszych i coś takiego. I wtedy ja wstaję i mówię, że mam tylko trzy postulaty:  zarejestrować związek Solidarności Rolniczej, drugi to zarejestrować związek Solidarności Rolniczej i trzeci  - zarejestrować związek Solidarności Rolniczej.
 
Czy „Solidarność” robotnicza wspierała was?
 
Solidarność robotnicza, zdecydowanie silniejsza od naszej, rolniczej, nie bardzo była zdecydowana, żeby poprzeć naszą rejestrację. Ale jak poszła informacja o tych stodołach, to komisje zakładowe w poszczególnych zakładach przegłosowały, że trzeba poprzeć naszą rejestrację. Natomiast Wałęsę, który z resztą w tedy był w Bydgoszczy, trzy razy osobiście pytałem: „Co z rejestracją naszej Solidarności?”. Trzy razy mi nie odpowiedział, a jak zapytałem po raz czwarty, to się zezłościł i powiedział że są ważniejsze sprawy.
 
Czym się różniła działalność „Solidarności” na wsi i w mieście?
 
Muszę powiedzieć, że działalność w mieście nie jest mi aż tak dobrze znana. No ale przede wszystkim nigdy esbekom nie udało się znaleźć w naszym gronie zdrajcy. Nigdy! Ja zawsze mogłem całkowicie ufać tym ludziom, co byli koło mnie. I to że na wsi to nie za bardzo można prowadzić tajną jakąś działalność, bo wszyscy się znają. Stąd wzięła się taka wspaniała myśl, żeby powołać duszpasterstwo rolników. I to było zrobione bardzo szybko, bo chyba w osiemdziesiątym drugim roku. Kościół zorientował się, że to jest dobra myśl i powołał duszpasterstwa dla wszystkich – były duszpasterstwa robotników, aktorów, takie specyficzne środowiska. I to było ogromne wsparcie ze strony Kościoła, bo było gdzie się zebrać, była sala bezpieczna. I tak przetrwaliśmy ten okres stanu wojennego, bo gdyby nie te duszpasterstwa, to by się ludzie nie spotykali i to by wszystko by się rozlazło.
 
Jak wtedy SB przeciwdziałała wam, nie mając informatorów?
 
Informatorów wśród nas nie mieli, ale liczba ich agentów na naszym terenie była olbrzymia. Plus jeszcze milicjanci miejscowi. Muszę powiedzieć, że zawsze myśmy byli o krok do przodu. Ulotki o rejestracji naszej „Solidarności” zostawiliśmy na noc u kolegi, rano zabraliśmy, a za parę godzin już miał przeszukanie. A przed nimi nic nie można było ukryć w domu. No, niech Pan sobie wyobrazi, przychodzi dziesięciu esbeków, za pół godziny znajdą wszystko! Ale najważniejsze było zawsze stawiać opór!  Widzisz, że zaraz cię złapią – rzucaj wszystko i uciekaj! Właśnie miałem taki przypadek, że poszedłem na targ w Grójcu z torbą pełną ulotek. Miałem je tam rozdać. No i naleciało na mnie aż siedmiu milicjantów. Wiedzieli już że ja tam będę. Wczepili się we mnie, i choć i było siedmiu, to pół godziny nie mogli mnie wsadzić do samochodu. Bo ja to za barierkę się złapię, to strząsnę jednego z siebie, a ponieważ ich było dużo, to sobie nawzajem przeszkadzali. I w końcu nieśli mnie! Zanieśli mnie do tego samochodu. A wtedy już mieli pewnie nakaz, żeby nas nie bić, i ten esbek strasznie się wściekł. No i ja siedzę na komendzie, a on wpada i krzyczy do mnie: „Co Pan sobie myśli, że ja nie mam zwierzchników?!” Jeszcze za chwilę wbiega i mówi: „O! Żebym ja tylko mógł! Ja mam bat na Pana, gdybym tylko ja mógł!” Za parę minut wpada raz jeszcze i mówi: „Ja tak myślę-o tym, co Pan może zrobić, że ja się Panem stałem!” A ja mu na to: „Witam w Solidarności! Jest nas już dwóch tutaj!” Komedia…
 
O co wtedy walczyliście?
 
Domagaliśmy się, żeby środki nie szły do kołchozów, bo było tak, że trzy czwarte środków produkcji szło do PGR-ów. Jak na przykład kupowałem ciągnik, to musiałem kupić go od PGR-u. Oni tam go zniszczyli, zdemolowali tak, że już nie mógł jeździć, sprzedali mnie, a już ja wtedy go naprawiłem. Natomiast faktycznym naszym celem byli nie te ciągniki, i nie koszty naszej produkcji, tylko obalenie komuny, odzyskanie niepodległości, żeby ruskie wojska wyszły stąd w cholerę, żebyśmy sami decydowali o swoim losie.
 
Skąd bierze się duch oporu?
 
Jeszcze przed osiemdziesiątym rokiem istniała grupa Solidarności wiejskiej skupiona wokół Księdza Sadłowskiego. Na moim terenie były bardzo silne związki chłopskie jeszcze przed wojną. W czasie wojny Bataliony Chłopskie podporządkowane Armii Krajowej. I komitet z mojej gminy, te pięć osób były dziećmi działaczy ruchu ludowego. Ja zresztą też, mój ojciec był szefem propagandy powiatowej, przy Batalionach, mama działała w tak zwanej trójce ludowej, też takie ugrupowania podziemne z batalionów chłopskich. Natomiast rodzice jednego nie działali, ale jego dziadek był jednym z delegatów do kraju rządu londyńskiego. Jak weszli sowieci, to Urząd Bezpieczeństwa wyłapał wszystkich delegatów i rozstrzelał, natomiast on jako jedyny przeżył to rozstrzelanie. Wylazł spod trupów, udało mu się dostać do Warszawy i ostrzec Mikołajczyka i ten po cichu uciekł z Polski.
 
Co było najgorsze w komunie?
 
Komunizm to jest najgorsze nieszczęście które może spotkać ludzkość! Gdziekolwiek jest, tam jest pijaństwo, tam jest marnotrawstwo, tam jest nieróbstwo: tam jest wszystko, co najgorsze. Ale przede wszystkim komuna niszczy ludzi. Uczy ich być posłusznymi, wmawia, że od nich nic nie zależy. Mówi, że tobie nic się nie uda, poddaj się! I u nas został on obalony, ponieważ przyjechał papież i powiedział że my jesteśmy wolni, że możemy robić, co chcemy. A ludzie zobaczyli, ile osób przyszło na spotkanie z papieżem, a jak przyjeżdża Breżniew, to wszyscy mają to gdzieś. To pękło w świadomości ludzi i to zrobił papież.
 
Jak Pan pamięta ten dzień sprzed dwudziestu lat?
 
Muszę Panu powiedzieć, że dla nas, dla „Solidarności” rolniczej, obrady Okrągłego Stołu były w jakimś stopniu porażką. Przede wszystkim nie uczestniczyliśmy w tych rozmowach. Bo nie chcieliśmy przy nich usiąść. Wycofaliśmy się z tego. Uważałem i wciąż tak samo sądzę, że z komunistami się nie rozmawia! Trzeba było tylko jeszcze trochę poczekać, jak zgłodniały naród wyrzuci tych komunistów! Wtedy moja żona robiła dzieciom zupę na maśle, a nawet już tego masła nie było w sklepach. Przychodzi do sklepu, a tam tylko parę rolek papieru toaletowego. To po co ludziom ten papier, jak nie ma żarcia!? Trzeba było poczekać i już nie byłoby żadnych rozmów.
 
Czy o taką Polskę Pan walczył?
 
Tak. O taką. Oczywiście, dużo jest rzeczy, które mi się nie podobają, ale to minie. Na przykład, co mnie po prostu wściekło, jak sprzedałem swą ziemie w Grójcu, to tam teraz wybudowano domy. No i skoro to była moja ziemia, to miałem prawo nazwać tę ulicę. Nazwałem ją ulicą „Solidarności Wiejskiej”. A tam kupiła mieszkanie dawna komunistka. I jak się dowiedziała, że będzie żyła na ulicy Solidarności, to poszła do wszystkich sąsiadów i jakoś, nie wiem jak, przekonała ich do przemianowania taj ulicy. Teraz się nazywa „Maratończyków”. No to nic, ja planuję postawić tam znak upamiętniający naszą Solidarność ze wszystkimi naszymi postulatami. Na pewno je przeczyta.
 

Blog jest częścią projektu "4 czerwca - Wyłącz system" organizowanego przez Dom Spotkań z Historią (www.dsh.waw.pl). Opowieści ludzi opozycji lat '80, którzy nie trafili na pierwsze strony gazet; ludzi często zapomnianych; ludzi podziemnych; ludzi, którzy wyłączyli system. W rocznicę wyborów, 4 czerwca, na Krakowskim Przedmieściu zorganizowany zostanie Transformator Doświadczeń; w specjalnie wydzielonej strefie zasiądą byli opozycjoniści, którzy przy stolikach opowiedzą o swoim doświadczeniu tamtego czasu. Powstanie też specjalnie zaprojektowana przestrzeń, w której będą mogli się spotkać uczestnicy oporu antykomunistycznego, którzy często nie widzieli się od 20 lat. Redaktor: Michał Łuczewski. Współpraca: Elżbieta Ciżewska, Maciej Cuske, Włodzimierz Domagalski, Seva Shlykau, "Encyklopedia Solidarności".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura