Od czasu do czasu, zwykle z okazji świąt narodowych, prezentowano nam sondy przeprowadzane wśród młodych i okazywało się, że nie znają oni najbardziej podstawowych faktów z najnowszej historii Polski. O dawniejsze dzieje nikt nie próbował pytać.
Można było się spodziewać, że taki stan przyprawi wielu o łamanie rąk, a zwierzchność szkolnictwa skłoni do działań radykalnych. I rzeczywiście. Najwyraźniej zwierzchność zrozumiała, że historii uczyć po prostu nie warto, bo i tak z tego niewiele wynika, a koszty z tym związane jakieś są. Rozsądek każe ją więc zwyczajnie zlikwidować i przestać się martwić o sondy i ich wyniki. No i fajnie.
Pamiętam swoje zdumienie, kiedy okazywało się, że moi przyjaciele z ławy uniwersyteckiej nie mają pojęcia o 17 września, o dwóch okupacjach, o wywózkach na Sybir. No cóż, ja to miałam w rodzinie, a oni nie, szkoła zaś takiej wiedzy nie przekazywała. Do dziś zresztą te luki w świadomości pozostają nie zapełnione.
Drugi dzień czytam i słucham o „wpadce”, przejęzyczeniu” bądź też „nieznajomości historii” i „ignorancji”, prezydenta Stanów Zjednoczonych, Obamy, i zastanawiam się, kiedy z ust pierwszego spotkanego na warszawskiej ulicy „młodego” usłyszę, że obozy koncentracyjne zakładali Polacy. No bo niby kto? Polacy naziści oczywiście.
Panie Hall i Szumilas będą mogły czuć się spełnione. Nasze szkoły dorównają Harwardowi.
Inne tematy w dziale Polityka
