7 kwietnia 2015 roku dostarczył opinii publicznej niewyobrażalną dawkę absurdu i żenady. Najpierw z samego rana dzielni dziennikarze (funkcjonariusze) RMF FM oznajmili światu o nowych odczytach i wersji extra stenogramów z prezydenckiego tupolewa. Po południu z kolei swoje show zaprezentował Polsce Kazimierz Greń. W obu przypadkach reakcja może być tylko jedna: pusty śmiech i politowanie.
Greń miotał się jak wigilijny karp na desce do krojenia. Walczył do końca. Nie odpowiedział na pytania dziennikarzy, bo jak sam stwierdził "chcieli go ukrzyżować w Wielki Piątek, ale on wciąż żyje".
To był teatr jednego aktora. Niepodrabialne i niepowtarzalne show.
Kazimierz Greń nie potrzebuje adwokatów. On potrzebuje dobrego psychiatry. Jest ucieleśnieniem terminu "Leśny Dziadek". Dzisiejsze wystąpienie sympatycznego Pana Kazimierza będzie dla polskiej piłki tym czym Wembley 73'. Wtedy Tomaszewski zatrzymał Anglię. Dziś Greń skruszył związkowy beton i pokazał jego zaplecze intelektualne. Mam nadzieję, że to początek końca "dublińskiego konika". Czas oczyścić polską piłkę nożną z debili i pospolitych cwaniaczków.
Podkarpacki baron używał tak mozolnie skonstruowanych argumentów, że nie da się tego oddać słowami. To po prostu trzeba zobaczyć na własne oczy. Link zamieszczam poniżej: