Pięć zarzutów usłyszał we wtorek w olsztyńskiej prokuraturze członek Platformy Obywatelskiej, marszałek województwa podlaskiego Jarosław D. Cztery z nich dotyczą przekroczeń uprawnień przez funkcjonariusza publicznego. Ostatni z zarzutów to przyjęcie obietnicy korzyści osobistej w zamian za przyjęcie do pracy. Za czyny te grozi kara do trzech lat więzienia.
Taka informacja nie wzbudza już szczególnie naszego zainteresowania. W ciągu ponad trzech lat władzy Donalda Tuska mogliśmy słyszeć o wielu innych aferach większego kalibru na szczeblu nie wojewódzkim, lecz rządowym. Przypomnijmy tu chociażby "sprzedaż" stoczni polskich czy też aferę hazardową. Wówczas społeczeństwo nie reagowało na korupcyjne działania władzy. Czy dzisiaj jest skłonne przyjrzeć się uważniej, co właściwie robi rząd?
W jakim celu pojechał D. Tusk do Izraela? Co tam załatwia i czyni pożytecznego? A może jest to znowu podróż życia premiera? - Media nie informują nas o sprawach, które są ważne i dla wielu interesujące. W zamian otrzymujemy mnóstwo informacji i komentarzy dotyczących życia partyjnego i przygotowań do wyborów parlamentarnych, informacji typu "kto z kim, gdzie i kiedy".
Zainteresowanie mediów walką frakcji "charyzmatycznego" Tuska i "lojalnego" Schetyny przynosi jednak - trzeba przyznać - pozytywne skutki. Po pierwsze, największa partia opozycyjna i jej szef mogą nieco odetchnąć po niedawnych jeszcze ciągłych atakach. Mogą zewrzeć szyki, by osiągnąć możliwie najlepszy wynik w jesiennych wyborach.
Po drugie, można mieć nadzieję, że Platforma Obywatelska, która dzierży dziś niemal nieograniczoną władzę, osłabi się na tyle, by przestała rządzić. I to nie byłoby złe dla Polski.
Inne tematy w dziale Polityka
