Tadeusz Zarębski, Fitness Authority®
Tadeusz Zarębski, Fitness Authority®

Pasja, która stała się wielkim biznesem. Historia firmy Fitness Authority®

Redakcja Redakcja Biznes Obserwuj temat Obserwuj notkę 9
Historia Tadeusza Zarębskiego i jego firmy Fitness Authority®, to historia jak z amerykańskiego snu, tyle tylko, że rozgrywa się naprawdę i nie w USA, a w Otominie koło Gdańska. Młody chłopak kocha sporty siłowe i ma marzenia. Marzenia, dzięki uporowi, strategii i rozwojowi zamieniają się w firmę sprzedającą odżywki i suplementy diety do 85 krajów świata. Potęga.

Firma powstaje w 2004 roku. I pierwsze 6 lat działalności to głównie import z USA i Kanady produktów dla sportowców i ludzi żyjących aktywnie, rzędu 100 mln USD. Ale już po dwóch latach otwiera swoją pierwszą linię produkcyjną. Właściciel, Tadeusz Zarębski „idzie szeroko”: sam z zamiłowaniem ćwiczy kulturystykę, wydaje magazyn dla sportowców „Muscular Development”, organizuje zawody kulturystyczne Fitness model Poland & Fitness Authority Grand Prix, a w 2011 roku wprowadza markę FA na rynki zagraniczne. W kolejnych latach powstają takie marki jak: FA®, Vitarade®, Carborade®, Wellness and Health, so good! ®. W roku 2014 firma wprowadza na rynek suplementów kolejną markę, która stanie się hitem sprzedaży, Kevin Levrone®

Apetyty właściciela FA są jednak dużo większe: organizuje wielkie targi zdrowia, urody i sportu Fit – Festival w Gdańsku. Wystawia swoje produkty na największych zawodach kulturystycznych PRO – Olympia w Las Vegas. 

W czerwcu 2022 firma uruchomiła zakład produkcyjny w Rusocinie, jeden z najnowocześniejszych w swojej branży. Proces produkcyjny na każdym etapie: mieszanie, dozowanie produktu do opakowań jednostkowych, zakręcanie, zamykanie puszek, etykietowanie, jest zautomatyzowany, warunki środowiskowe są w pełni kontrolowane (temperatura, wilgotność), zaś od pracowników wymaga się pracy w jednoczęściowych kombinezonach antystatycznych, nakładkach na obuwie, maskach i nitrylowych rękawiczkach ochronnych. Zakład spełnia najwyższe standardy w zakresach bezpieczeństwa produkcji, zapewnienia jakości, higieny oraz bezpieczeństwa żywności, o czym świadczą liczne certyfikaty: GMP, HACCP, GHP, IFS a także FDA.

image
Siedziba FA w Otominie koło Gdańska

FA do tej pory wprowadziło swoje produkty do sieci Super-Pharm, Hebe, Frisco i Żabki. W międzyczasie została laureatem wielu nagród, jak choćby: Dobra Marka 2023, Corporate LivesWire's Global Awards 2022/2023 czy Diamenty Forbesa 2023. 

FA nie zapomina o innych: sponsoruje m.in. Runmageddon, Orlen Lange Team Race, TourDePologne Amatorów, zawody federacji NPC, PCA czy Wbbf-wff. 

– Pomagamy osobom niepełnosprawnym w ich dążeniu do celu, prowadzimy zbiórki na zwierzaki ze schroniska. Wspieramy Szlachetną Paczkę, WOŚP, a także oczywiście Ukrainę i nie zapominamy o najbardziej potrzebujących – mówi nam Paulina Lubczyńska, dyrektor operacyjny FA. – W maju wsparliśmy charytatywny mecz gwiazd, podczas którego zbierane były pieniądze na operację serduszka małej dziewczynki, lecz to nie jedyne nasze działania charytatywne – dodaje. 

– Rozpoznawalność naszej firmy w Polsce jest bardzo duża. Rentowność, budżet, obroty pozwalają na dzielenie się z innymi poprzez specjalne akcje, o których wspomniała pani Paulina – mówi Tomasz Petelicki, dyrektor zarządzający FA. – Mogę powiedzieć, że firma zanotowała przyrost obrotu w 2022 w porównaniu do roku 2021 o 95 procent. Notujemy rentowność na poziomie kilkunastu procent. W Polsce sprzedajemy około 10 procent naszych produktów, do Unii eksportujemy kolejne 10, a 80 procent to są kraje trzecie, choćby takie jak Jordania, Indie, czy Zjednoczone Emiraty Arabskie. Mamy apetyty na kolejne rynki…

To my wyznaczamy standardy

Rozmowa z Tadeuszem Zarębskim, właścicielem firmy  Fitness Authority®, produkującej i eksportującej odżywki i suplement diety do 85 krajów świata. 

– Wszystko zaczęło się od…

– Od marzeń i determinacji. Od dziecka interesowałem się sportami siłowymi. Miałem książkę „ABC młodego siłacza”. Na okładce był Stanisław Zakrzewski legenda kulturystyki. Miałem takie odważniki własnej roboty i trenowaliśmy z kolegami w ogródku. Suplementacji nie było wtedy żadnej, ale oglądałem film „Rocky”, więc piłem jajka jak Sylvester Stallone. Potem, jak już miałem żonę i dziecko, próbowałem odżywki dla niemowlaków „Nutramigen”. To była cała suplementacja, takie były czasy (śmiech).  

Kiedy zaczął pan myśleć o tym, że sportowcy potrzebują suplementów, że to jest okazja do zrobienia biznesu? 

– Byłem wychowywany w duchu przedsiębiorczości. Moi rodzice mieli fermę lisów. Ciężka praca, naprawdę ciężka, pomagałem i widziałem, ile to wymaga zachodu. W latach osiemdziesiątych wyjechałem do Niemiec. Chciałem zarobić pieniądze, przywieźć i zainwestować. Nigdy nie myślałem, żeby tam zostać, chociaż miałem takie możliwości. Zawsze wiedziałem, że moje miejsce jest tu, w Polsce. Tam też nie było lekko, ciężka fizyczna praca, ale nigdy nie narzekałem. Wróciłem i na kilka lat poleciałem do Stanów Zjednoczonych. Również w celach zarobkowych. Tam też nie chciałem zostać, chociaż mieliśmy bardzo dobry biznes. Braliśmy kilkuletnie wojskowe Hummery, malowaliśmy, do środka dawaliśmy skóry, dywany i sprzedawaliśmy je w Europie. To były dobre pieniądze. W Stanach zobaczyłem ich siłownie, potężne sale, mnóstwo specjalistycznego sprzętu, o tym w Polsce mogliśmy wtedy tylko marzyć. Zobaczyłem sklepy z suplementami, nieprawdopodobny wybór, ceny nie były wygórowane, zacząłem myśleć, żeby w Polsce coś takiego zrobić. Bo czemu nie?

– Kiedy wrócił pan ze Stanów do Polski, zaczął pan produkcję suplementów? 

– To nie takie proste. Wróciłem w 2002 roku i cały rok zajęło mi rozpracowanie nowego w Polsce tematu, czyli Sanepid, cła, sieć dystrybucji. Po roku sprowadziłem ze Stanów pierwszy kontener z odżywkami. Kontener zatrzymano w porcie, bo stwierdzono, że to są sterydy, oczywiście żadnych sterydów tam nie było, ale tak sobie przetłumaczono niektóre napisy na opakowaniach. Było sporo mojego tłumaczenia w Głównym Inspektoracie Sanitarnym, przyjęto moje argumenty i kontener zwolniono. Potem był drugi kontener, potem Polska weszła do Unii Europejskiej. Łatwiej i szybciej było ściągać suplementy ze Stanów do Holandii, bo tam znali te tematy, a stamtąd przywoziliśmy już do Polski. Po kilku latach amerykańskie suplementy przestały się tak dobrze sprzedawać i pomyślałem, czemu nie zacząć swojej produkcji, przecież znamy składniki, wiemy, jak dobierać proporcje, możemy zrobić swoje, lepsze, bardziej podrasowane produkty.

image
Nowoczesny zakład produkcyjny w Rusocinie

– Jaki był pierwszy wyprodukowany przez pana suplement? 

– „Napalm”, tak zwana przedtreningówka. To był i do tej pory jest sukces. No to, pomyślałem, ruszamy z następnymi produktami. I ruszyliśmy, dziś mamy ponad 1500 różnych produktów w kilkunastu markach. 

– Czemu w kilkunastu markach? 

–  Bo takie były oczekiwania międzynarodowych klientów. Chcieli mieć wyłączność na jakiś produkt, na jakąś linię produktów na określonym rynku. Respektowaliśmy to i tworzyliśmy marki spełniające wymagania różnorodnych rynków. Dziś jesteśmy obecni w 85 krajach na świecie. Jesteśmy jedyną firmą spoza Stanów Zjednoczonych, która sprzedaje swoje produkty na ich wymagającym rynku. To naprawdę powód do dumy. 

– Boi się pan konkurencji? 

– Na razie trudno mówić o konkurencji, to nas się podgląda i kopiuje. I myślę tu zarówno o recepturach suplementów, ale także o opakowaniach i etykietach. Nasze hasło „My wyznaczamy standardy, inni nas naśladują” jest po prostu prawdziwe. Dziś produkujemy i sprzedajemy suplementy i odżywki, dla wszystkich sportowców, ale też dla zwykłych aktywnych ludzi, którzy dbają o zdrowie. Robimy różne odżywki białkowe, shoty przedtreningowe, batony proteinowe, aminokwasy, witaminy, długo by wymieniać. Oprócz batonów cała nasza produkcja jest zlokalizowana w Polsce. O skali naszej produkcji niech świadczy fakt, że w 2022 roku wyprodukowaliśmy 3200 ton białek.

– Pana marzenia?

– Biznesowe? Chcemy wejść do kolejnych sieci, żebyśmy byli łatwo dostępni dla każdego Polaka i rozwijać biznes w Polsce. Tu jest moje miejsce.



Komentarze