Wielkie poruszenie nastąpiło w mediach prawicowych, otóż bowiem Monika Olejnik rzekomo złapała Lempartową na kłamstwie.
W swoim programie, Olejnik zacytowała słowa Lempart : "Macie postępować zgodnie z prawem i odmawiać wykonania rozkazu tego gnoja Kaczyńskiego. Bo on nie ma nic wspólnego z prawem. Znajdzie się jeden odważny w tej (niezrozumiałe słowo - red.) formacji, co ma broń? Jeden ku…wa, który nie jest tchórzem, służącym Kaczyńskiemu? Znajdzie się jeden czy nie? Bo na razie wygląda, że to my jesteśmy odważne. Chociaż nie mamy broni". Lempart, wbrew prawdzie, zaprzeczyła by takie słowa padły. Olejnik zarzuciła jej kłamstwo i udowodniła swój zarzut nagraniem filmowym tej wypowiedzi.
No tak. Tyle że tak nie było. Olejnik nie cytowała, Olejnik zapytała, o co chodzi z tą bronią. A kiedy Lempart wyparła się swoich słów, "dziennikarka" nie przyszpiliła jej epitetem kłamcy ani nie pokazała stosownego nagrania.
Olejnik wykorzystała okazję, by rzucić podłemu człowiekowi koło ratunkowe, dać sposobność zatuszowania i rozwodnienia całej sytuacji. Pomóc rozbroić bombę, jaką jest jawne podżeganie do zabójstwa, za które Lempart musi ponieść konsekwencje prawne, jeśli mamy jeszcze Państwo.
A rozemocjonowanemu tłumowi prawicowych dziennikarzy, proponuję odkupienie blaszki od poślicy Jachiry, w wiadomym celu.
