Kilka dni temu minęła okrągła rocznica pewnego wydarzenia... Ale czy można nazwać wydarzeniem coś, co prawdopodobnie zostało przez kogoś wymyślone?
Wszystko zaczęło się w irlandzkim hrabstwie Monaghan, jednym z hrabstw historycznej prowincji Ulster. Dziś jest to część Republiki Irlandii, bo w Monaghan przewaga katolików była na początku XX wieku na tyle duża, że nawet starym oszustom Lloydowi George'owi i Churchillowi nie przyszło do głowy włączać go do Irlandii Północnej. Kiedy w 1880 r. w wiosce Tullynamalrow urodził się Owen Mohan, hrabstwo Monaghan było jeszcze częścią Wielkiej Brytanii, a o stworzeniu Republiki Irlandii myśleli tylko nieliczni marzyciele. W Tullynamalrow ludzi o nazwisku Mohan było bardzo wielu, bo tak nazywał się lokalny klan. Dlatego nauczyciel w szkole, do której chodził mały Owen zaczął nazywać go Mohin, dla odróżnienia od innych Mohanów. To nazwisko przylgnęło do Owena i używał go również jako dorosły człowiek. Ponieważ Monaghan nie dostarczało zbyt wielu mozliwości zarobku, Owen wyemigrował do Szkocji, gdzie ożenił się z pochodzącą również z Irlandii Mary Danher. Po przedwczesnej śmierci żony Owen powrócił do Irlandii. Niestety, wkrótce popadł w uzależnienie od alkoholu i hazardu, utracił cały majątek i zmarł w nędzy. Nie mógł przypuszczać, jaki sukces i bogactwo stanie się udziałem jego wnuka.
Córka Owena i Mary Danher - Mary Patricia nie wróciła wraz z ojcem do Irlandii. Wyjechała do Anglii, gdzie została pielęgniarką. W czerwcu 1940 roku w Liverpoolu uczestniczyła w spotkaniu znajomych. W trakcie imprezy ogłoszono alarm przeciwlotniczy. Uczestnicy spotkania schronili się w piwnicy. Jednym z obecnych był 38-letni handlowiec Jim McCartney, także pochodzenia irlandzkiego, ale z dużo starszej emigracji - nie wiedział nawet gdzie w Irlandii mieszkali jego przodkowie. Ponieważ niemieckie naloty trwały całą noc, Mary i Jim mogli się dobrze poznać. Zaczęli ze sobą chodzić, a w kwietniu 1941 r. wzięli ślub. 18 czerwca 1942 r. urodził się im syn James Paul McCartney. Po latach świat poznał go jako Paula McCartneya z zespołu The Beatles.
Kiedy oglądamy film "A Hard Day's Night" z udziałem The Beatles, jedną z najbardziej wyrazistych postaci jest "dziadek Paula", karykaturalny Irlandczyk niskiego wzrostu, który angielskim policjantom mówi, że jest "żołnierzem Republiki" i zaczyna śpiewać jedną z najważniejszych irlandzkich pieśni patriotycznych "A Nation Once Again". Oczywiście nie jest to autentyczny dziadek Paula McCartneya, bo Owen Mohin/Mohan nie żył już od dawna, podobnie jak ojciec Jima Joe McCartney. Dziadka Paula grał pochodzący z Dublina zaledwie 50-letni aktor Wilfrid Brambell, dwa lata przed występem w filmie Beatlesów skazany na grzywnę za odbycie stosunku homoseksualnego w londyńskiej toalecie. Nie wiadomo, czy Paul wiedział kim jest aktor grający jego dziadka, ale producenci pewnie tak. Niewykluczone, że cała postać "dziadka Paula" śpiewającego "A Nation Once Again" była zaplanowana jako obelga pod adresem Irlandczyków.
W przeciwieństwie do szalejącego w filmie Brambella, Paul McCartney w "A Hard Day's Night" jest spokojny i w miarę grzeczny. Taki miał wizerunek w początkach kariery Beatlesów. Ale pod koniec działalności zespołu zachowywał się często jak komediant, dominował, a nawet tyranizował innych członków zespołu. Oczywiście ludzie się zmieniają. Ale dla wielu fanów The Beatles zmiany te nie były spowodowane zmianą charakteru Paula McCartneya, tylko zamianą prawdziwego Paula na sobowtóra. Kluczowe miałoby by tu być właśnie rzekome wydarzenie sprzed 50 lat - śmiertelny wypadek samochodowy Paula w dniu 9 listopada 1966 r. Paul tego dnia rano miał po kłótni z kolegami z zespołu opuścić studio Abbey Road, wsiąść do samochodu i zginąć w wyniku spowodowanego przez siebie zderzenia. Aby zapobiec spodziewanym samobójstwom fanek i podtrzymać przynoszącą ogromne pieniądze działalność The Beatles zastąpiono Paula sobowtórem. Pozostali trzej członkowie zespołu zgodzili się na to, ale z powodu wyrzutów sumienia umieszczali na kolejnych płytach wskazówki, że Paul nie żyje.
Teoria spiskowa o śmierci Paula pojawiła się w 1969 r. wśród fanów i prezenterów radiowych w USA. Fałszywy ich zdaniem Paul McCartney dla odróżnienia od prawdziwego był określany jako "Faul". Potem pojawiły się wypowiedzi Beatlesów określające historię o śmierci Paula jako bzdurę i uspokajający wywiad z Paulem w piśmie (nomen omen) "Life".
Na płycie "Imagine" John Lennon ostro zaatakował McCartneya, że po rozpadzie Beatlesów tworzy słabą muzykę. W piosence "How Do You Sleep" określił ludzi, którzy wierzyli w śmierć McCartneya jako wariatów. Ale ostrość ataku Lennona była zadziwiająca. Wprawdzie Lennon był człowiekiem gwałtownym, ale to co zamieszczał na płytach musiało być przemyślane. Dlaczego McCartney miałby, jak sugerował Lennon, źle sypiać? Z powodu tworzonej przez niego kiepskiej muzyki? Co innego, gdyby był oszustem udającym Paula. Wtedy z pewnością miałby powód, żeby mieć problemy ze snem.
Ludzie zwalczający teorię spiskową sugerowali, że historia o śmierci Paula została wymyślona przez wytwórnię płytową, żeby zwiększyć sprzedaż albumów, bo dzięki niej ludzie badali okładki płyt, przesłuchiwali nagrania od tyłu, żeby odczytać ukryte wiadomości.
Teoria spiskowa żyła swoim życiem dzięki fanom, ale w ostatnich latach pojawiły się w niej także nazwiska Beatlesów. W 1999 r. George Harrison został zaatakowany w swoim domu przez mieszkańca Liverpoolu Michaela Abrama. Ciosy nożem, które zadał napastnik omal nie doprowadziły do śmierci Harrisona. Abram został po zdarzeniu uznany za szaleńca. Po 3 latach pobytu w szpitalu psychiatrycznym został wypuszczony na wolność. Fani doszukiwali się podobieństwa między atakiem na Harrisona, a zamordowaniem Johna Lennona w 1980 r. Także wówczas zaatakował "szaleniec". Harrison zmarł w 2003 roku na raka, jego śmierć według lekarzy nie była w ogóle związana z napadem z 1999 r. Kilka lat później, w 2010 r., do pewnej wytwórni płytowej przysłano taśmę z rzekomym "testamentem Harrisona". Mimo podjętych ekspertyz nie udało się potwierdzić ani zaprzeczyć, że głos nagrany na taśmę był rzeczywiście głosem Harrisona. "Testament" podtrzymywał wersję o śmierci Paula w wypadku samochodowym. Trzej Beatlesi, którzy 9 listopada 1966 r. przyjechali na miejsce wypadku mieli tam spotkać funkcjonariuszy służb specjalnych, którzy stwierdzili, że w interesie Wielkiej Brytanii jest ukrycie faktu śmierci Paula. Zagrozili oni trzem Beatlesom śmiercią w razie ujawnienia prawdy. Wszystko byłoby jeszcze w miarę spójne dla osób wierzących w tą historię, gdyby nie podane w "testamencie" szczegóły spotkania Beatlesów ze służbami. Obecny na miejscu wypadku agent o nazwisku Maxwell miał podobno stwierdzić, że zmasakrowany w wyniku wypadku Paul wygląda jak mors (walrus). John Lennon miał odpowiedzieć, że to on jest morsem (I am the walrus), co miało stać się inspiracją do powstania znanej piosenki Beatlesów. Ta rozmowa nawet dla fanów wierzących w śmierć Paula wydała się tak absurdalna, że ocenili "testament Harrisona" jako fałszywkę mającą ostatecznie skompromitować ich teorię.
W lutym 2015 roku portal World News Daily Report opublikował "wywiad z Ringo Starrem", który potwierdzał śmierć Paula w wypadku samochodowym w 1966 r. Sprawa byłaby poważna, bo to w końcu byłoby pierwsze oficjalne potwierdzenie teorii spiskowej przez członka The Beatles. Tyle tylko, że World News Daily Report określa się jako portal "satyryczny". Teksty tam umieszczone często nie są wcale zabawne, ale metka "satyry" ma zabezpieczać jego twórców przed zarzutami o podawanie nieprawdziwych treści. Nie wiadomo więc czy Ringo Starr rzeczywiście udzielił takiego wywiadu, ale wiele osób w to uwierzyło. Tym bardziej, że nie było żadnego sprostowania ze strony Ringo.
Przeciwnicy teorii o śmierci Paula pytają, w jaki sposób udałoby sie znaleźć sobowtóra na tyle podobnego i potrafiącego naśladować Paula jako wokalista i muzyk, aby świat zaczął mieć watpliwości dopiero po trzech latach. Ale wiara we wszechmoc służb specjalnych jest silna. Przykład można znaleźć na blogu:
http://plasticmacca.blogspot.com/
Prezentowana jest tam wersja, że McCartney nie zginął w wypadku samochodowym 9 listopada 1966 r., ale został zastąpiony przez wyszukanego przez CIA sobowtóra w sierpniu 1966 r. podczas tournee po Stanach Zjednoczonych. Po zamianie prawdziwego Paula na fałszywego Beatlesi zagrali jeszcze jeden koncert, który był artystyczną katastrofą i ostatnim występem The Beatles na żywo. Na blogu można znaleźć porównania zdjęć prawdziwego i fałszywego Paula McCartneya (ze szczególnym uwzględnieniem różnic w budowie czaszki i uszu, co badali włoscy eksperci kryminalistyczni). Śmierć Lennona i atak na Harrisona w jego domu były nieprzypadkowe, były reakcją na próby ujawnienia przez nich prawdy. Zdaniem autorki bloga Tiny Foster historia o wypadku samochodowym miała ukryć prawdę, że Paul został zamordowany.
Gdyby rzeczywiście Paula zamordowały służby, to stworzenie przez nie własnej teorii spiskowej byłoby rzeczą wskazaną. Nad taką własną teorią spiskową można by mieć kontrolę i dzięki temu odwracać uwagę od prawdziwej wersji wydarzeń. Gdyby za sprawą stały służby amerykańskie nie byłoby niczym dziwnym, że o pogłoski o śmierci McCartneya w wypadku w Anglii pojawiły się najpierw w Stanach Zjednoczonych.
Przedstawione na blogu plasticmacca rozumowanie ma jedną wadę. Z tego, że zdaniem autorki bloga Paul został zastąpiony przez sobowtóra nie wynika jednoznacznie, że został zamordowany. I dlaczego CIA miałaby usuwać prawdziwego Paula McCartneya? Tina Foster twierdzi, że władza jaką nad ludźmi mieli Beatlesi zaniepokoiła rządzących. Postanowili oni dotychczasowy pozytywny przekaz zespołu zamienić na negatywny - zespół miał odtąd promować zażywanie LSD i tworzyć muzykę mającą niszczący wpływ na ludzi - jako przykład podaje utwór "Helter Skelter" kojarzony ze zbrodniami Mansona. Zdaniem Tiny Foster prawdziwy Paul McCartney prawdopodobnie nie chciał zgodzić się na nowy wizerunek Beatlesów i dlatego został usunięty. Wspomina także o zainteresowaniu prawdziwego Paula przyczynami śmierci prezydenta Kennedy'ego. Niestety na blogu ciekawe wpisy z materiałami zdjęciowymi i filmowymi są przeplatane z jakimiś linkami o reptilianach, lucyferianach i innych satanistach, oraz analizą słów piosenek Beatlesów z lat 1967-1969, co jest moim zdaniem stratą czasu, bo w tych surrealistycznych tekstach przy odrobinie dobrej woli zawsze można znaleźć jakieś wskazówki o śmierci Paula. Ktoś może powiedzieć, że zajmowanie się teorią o śmierci Paula jest także stratą czasu. Ale według mnie jest to ciekawa historia prawie 50 lat manipulowania ludźmi. Choć nadal nie wiadomo, kto manipuluje - czy władze ukrywające śmierć Paula, czy osoby propagujące teorię spiskową. Wiele osób jest mocno przekonanych o swojej racji i podchodzi do sprawy bardzo emocjonalnie, wyszukując w Internecie treści pasujące do ich przekonania i kontaktując się z myslącymi podobnie ludźmi. I nawet jeśli, o co wielu apeluje, zostanie dokonane badanie DNA człowieka podającego się za Paula McCartneya, to wyniki z pewnością przez jedną ze stron zostaną uznane za przekręt.
Inne tematy w dziale Rozmaitości