Konfiguracja do lądowania (widok z boku) - widoczny negatywny kąt natarcia końcówki skrzydła.
Konfiguracja do lądowania (widok z boku) - widoczny negatywny kąt natarcia końcówki skrzydła.
A-Tem A-Tem
2037
BLOG

Determinizm

A-Tem A-Tem Polityka Obserwuj notkę 58

Determinizm, czyli o warunkach których spełnienie wywołuje pożądane konsekwencje. Rozpalamy ogień, lub odkręcamy kaloryfer - gdy chcemy ciepła. Komplementujemy człowieka, który może nam być potrzebny - gdy zamierzamy się z nim zaprzyjaźnić. Obliczamy - gdy chcemy zrozumieć zjawisko, skwantyfikować fizyczne wydarzenie. O tym ostatnim przypadku jest obecna notka. Najpierw przykład szczególny, aktualny przykład opracowania autorstwa niewątpliwego znawcy metod matematycznych.

Niedawno prof. Paweł Artymowicz wyliczył, że utrata końcówki skrzydła na brzozie wytworzyła asymetrię sił aerodynamicznych nawet do 40 razy większą niż ta kontra, jaką mogła dać lotka na ocalałym prawym płacie. Obliczenia prawdopodobnie są zupełnie poprawne, natomiast ich wynik nie zależy wyłącznie od biegłości w zastosowaniu matematyki, lecz jeszcze od czegoś innego. Przyjrzyjmy się, co to takiego jest to, co należy uwzględnić, aby otrzymać prawidłowy wynik. Są to co najmniej trzy istotne czynniki, które ilustruję zdjęciami.

   1. Na niskiej prędkości steruje się samolotem poprzecznie lotkami oraz przerywaczami (interceptorami), a nie samymi lotkami skrzydłowymi. Lotki (uchylne powierzchnie umieszczone blisko końców skrzydła) są przy niskich prędkościach niezbyt skuteczne, więc nie jest odkrywaniem Ameryki że "kontra samą lotką" na niskich prędkościach przyziemienia czy podejścia nie uda się. Zwykłe szkolenie na odrzutowcach wystarczy; tego nie trzeba liczyć. Rzecz jest tak oczywista, że nie wymaga ilustracji zdjęciami.

   2. Następnie, siłę nośną na niskiej prędkości generują zwłaszcza zmechanizowane przez wysunięcie klap partie skrzydła (klapy to wysuwane i wychylane w dół powierzchnie za skrzydłami wybrzuszające profil, skrzela to otwierające się do przodu profile ustalające opływ nad skrzydłem), a nie niezmechanizowane partie skrzydeł. Zauważyłem u niektórych zbliżonych do ZPAM *) amatorów że obliczają siłę nośną skrzydła proporcjonalnie, liniowo "po rozpiętości" czy po innej "spoczynkowej powierzchni". Czy odcięta (hipotetycznie) końcówka przydawała procenty siły nośnej nie ma znaczenia. Być może nie tylko nie przydawała, ale w zależności od ustawienia kadłuba samolotu wręcz zmniejszała siłę nośną. Spojrzyjmy na pierwsze zdjęcie - tam widać taki przypadek. Niezależnie jednak od tego, czy końcówka skrzydła generuje przy lądowaniu zaniedbywalną siłę nośną, czy też ją unicestwia stawiając głównie opór, to brak tego ułamka procentu jak sądzę wyrównałby interceptor na (hipotetycznie) zdrowym skrzydle. Póki nie będzie wyników próby w tunelu aerodynamicznym musimy polegać na aproksymacjach.

   3. Na koniec, jako trzeci czynnik: płat tupolewa budowany był celowo ze zwichrowaniem. Patrz zdjęcie drugie. To konstrukcyjne, szczególne rozwiązanie ustawiało końcówkę płata pod kątem natarcia jeszcze bardziej płaskim niż centropłat; zasadniczo generując przy lądowaniu prawdopodobnie nie jakąkolwiek siłę nośną lecz jedynie zmniejszającą opór aerodynamiczny indukowany przez zmechanizowaną część płata. To zwichrowanie czyli skierowanie krawędzi natarcia w dół, skręcenie skrzydła, widać doskonale na zbliżeniu - patrz zdjęcie nō.3.

Nieuwzględnienie powyższych założeń powoduje, że wyliczenia mogą się okazać obarczone signifikantnymi błędami. Nie o tym jednak jest ta notka - takie błędy zdarzają się każdemu; klasę naukowca poznać po tym, jak je rozpoznaje i poprawia. Temu służą konsultacje jakie np. czasopisma naukowe przeprowadzają przed skierowaniem danego artykułu do druku. Niekoniecznie niszczy się w ten sposób kolegów - poprzez peer review czyli krytykę kolegów raczej umożliwia się im korektę zauważonych w toku procedury weryfikacji artykułu błędów czy niedopatrzeń.

Przejdźmy do sedna sprawy.

Sprawa zdeterminowania wyniku poprzez dostarczenie odpowiednich danych ma według mnie drugie dno. Ona nie ogranicza się do samej końcówki skrzydła, hipotetycznie odciętej, przeliczanej potem modelowo jako element zmieniający kurs czy mechanicznie wywołujący katastrofę. Determinizm wprowadzany przez utratę końcówki skrzydła to pułapka zastawiona na wielu naukowców, nie tylko na profesora Artymowicza. Wprowadzają ten ponętny determinizm dwunożni tajniacy, a nie martwy metalowy płat.

Problem polega na tym, że kto jest sprawny — a oszustwo jakie objawiły media 10 kwietnia 2010, to które powtórzyły wtórujący mediom pieniacze, zostało przygotowane wcale nie dla ułomnych, nie dla niewiedzących kto to jest Cialdini, lecz dla tych sprawnych umysłowo, inteligentnych ludzi — ten ma skłonność do rozciągania swojej niewątpliwej sprawności w jednej dziedzinie na dziedziny inne. To jest błąd. Własne wrażenie, że sprawny umysłowo raz może uważać się za suwerena w każdej sytuacji, jest nieuprawnione.

Co to oznacza?

To znaczy, że inteligentnego człowieka można oszukać łatwiej, niż wsiowego mądralę, który "swoje wie" z natury, bo ma kontakt z ziemią, słońcem, wiatrem i wodą. Nieustanne doświadczenie przed który my miastowi bronimy się karoseriami samochodów, goreteksowym ubraniem, i centralnym ogrzewaniem stawia nas w pozycji podrzędnej w stosunku do (określanego na różne sposoby jako głupek - chłopek - roztropek) prostego człowieka, którego zmysły pracują codziennie bez filtra cywilizacyjnego.

Sądzę, że jeśli chcemy się wywinąć sprytnym nabieraczom, to musimy zastosować chłopskie myślenie. Prosto o prostych sprawach: złodziej idzie raz przez wieś. Żadnych nieuprawnionych założeń. Zamiast przypuszczania — dotknięcie, zbadanie. Zamiast uwierzenia w nonsens zastąpienia realnego samolotu wirtualnymi (wymyślonymi, nierzeczywistymi) cyferkami zczytanymi jakoby z czarnych skrzynek należy dotknąć ten samolot. Realnie dotknąć, zbadać rzekomy wrak, a przy tym polegać wyłącznie na dowodach materialnych, pominąć sztucznie wytwarzane, pseudorealne obrazki i cyferki.

To nie obraz lata —  to samolot lata. Obraz na ekranie nie jest tożsamy z przedstawianym przedmiotem. Na prerii widocznej na ekranie kinowym nie da się pogalopować. Tymczasem domorośli kowboje ledwie ujrzeli ten kinowy, telewizyjny obraz siewiernieński, smoleński, katyński — już galopują po nim jakby tam byli.  Są z reguły doświadczonymi ludźmi, uczonymi, radzącymi sobie w życiu. Skąd więc taka bezradność w obliczu prymitywnej manipulacji ich przekonaniem, że być dobrym raz - to już wystarczy? (Dla ilustracji jak łatwo podebrać i poniżyć człowieka który jest "dobry raz" a więc w swojej dziedzinie, proszę przeczytać artykuł p. Dawidowicza o mafii bankierskiej i jej metodach "inwestycji", proszę zajrzeć tu: http://dawidowicz.salon24.pl/475476,piekielne-kregi)

 
Doszliśmy do najważniejszej sprawy.
 
Większość komentatorów Smoleńska popełnia podwójny błąd. Nie dość że nie mają nic w ręku to jeszcze nie znają się w najmniejszym stopniu na awiacji. Błąd ten popełniają członkowie ZPAM *) będący zawodowymi historykami, architektami, prawnikami, czymkolwiek tylko nie lotnikami. Wypowiadają się oni na temat na którym nie znają się zawodowo, a prawdopodobnie nie znają się na nim w ogóle. Powinni milczeć, a galopują po prerii z drewnianym konikiem trzymanym między nogami, pohukując i pokrzykując sobie dla dodania animuszu. Śmiech z ich nadęcia jest uzasadniony, uporczywe popełnianie dwóch błędów na raz to świadectwo żenującego przeliczenia się z siłami wymienionego Zespołu.
 
Są jednak tacy, którzy popełniają pojedynczy błąd. 
 
Chodzi o zawodowców, o specjalistów. Niekoniecznie zabezpiecza to ich przed rozmijaniem się z prawdą, celowym lub niezamierzonym. Sądzę że profesor Artymowicz najrzetelniej jak potrafił policzył wspomniane wyżej zależności siły nośnej od wychylenia lotek i otrzymał odpowiedni do założeń wynik. Tyle że ten wynik wydaje mi się nieprawidłowy. Zamiast jednak w nieskończoność przeliczać samemu, idąc jego tokiem myślenia, poproszę pana profesora o świeże spojrzenie na to, co on przelicza.
 
Proste spojrzenie. Jak chłop na krowę. Jak lotnik na pokrojony w poprzek płat samolotu. Zaraz, zaraz - pokrojony? - Owszem, cztery cięcia wykonane dokładnie w poprzek dzielą ten płat na pięć prostokątnych lub trapezoidalnych kawałków. Nie było nigdzie na podejściu czterech nożycorękich drzew, które pocięły skrzydło na wygodne do transportu kawałki, zatem logicznie wnioskuję że cięć tych dokonano przed wyrzuceniem, wysypaniem złomu lotniczego na polankę lotniskową. A zatem skupianie się na jednym z tych cięć to arbitralne wybranie sobie tematu do rozważań. To jeszcze nie jest nic złego; stale redukujemy ilość informacji wyławiając z nich te najistotniejsze. Gdy jednak przez skrzydło wiodą cztery cięcia, argument że należy brać pierwsze z lewej jest humorystyczny.
 
Cztery poprzeczne cięcia. Wszystkie cztery są ważne.
 
Dlaczego więc podrzucono naukowcom temat tylko jednego z nich, tego rzekomego przecięcia brzozą? Pewnie dlatego bo liczono na to, że żaden z nich nie spojrzy na keson dźwigara i nie zapyta się, jak to jedna brzózka odgryzła nie tylko końcówkę, ale i przegryzła ten dźwigar w trzech innych miejscach. Obraz czterokrotnie przeciętego skrzydła widać na zdjęciach zamieszczonych w Raporcie MAK. To są wczesne fotografie, zgodne z tymi, jakie wykonano na polance lotniskowej. 
 
Poza raportem MAK - czy mamy jakieś dane do obliczeń? - Nie mamy żadnych. Natomiast te zmyślone lub sfabrykowane są zbudowane tak, że dochodzi do zaciekłych pojedynków zwolenników jednej trajektorii (tej przedstawionej przez ministra Millera) ze zwolennikami innej trajektorii (tej przedstawionej publicznie przez ministra Macierewicza). Kłótnie takie nie mają sensu. One są bezprzedmiotowe. Brakuje i jednym, i drugim materialnego dowodu obecności jakiegokolwiek tupolewa nad lotniskiem smoleńskim, czy to wojskowym, czy cywilnym (są dwa lotniska w Smoleńsku). Napastliwość i kłótliwość jest realna, nienawiść jednych do drugich jest autentyczna, ale przedmiot sporu jest wirtualny. Zupełnie jakby skakać sobie do gardeł o kwiat paproci.
 
Pojedynczy błąd polega więc na wzięciu obrazu za rzeczywistość, na wzięciu zapisu z czarnej skrzynki za fakt obecności fizykalnego, realnego samolotu w wynikającym z zapisów miejscu. Tego robić nie wolno, zwłaszcza specjaliście zajmującym się zawodowo awiacją. I jeszcze jedno: porucznik pilot Artur Wosztyl określił wielkość polanki prezentowanej przez media jako miejsce katastrofy na 60 metrów razy 30 metrów. Już to jedno wystarczy, aby powziąć podejrzenie, że na polance w krzakach na płycie lotniska nie oglądamy katastrofy, lecz inscenizację katastrofy, jej model, obraz, podróbkę, pozorację. Wziąc taką ustawkę za realne wydarzenie to jest pojedynczy błąd, bład który mogą popełnić nawet autentyczni specjaliści. Tacy popełnią go szybciej i chętniej niż prosty człowiek. 
 
Prostak spojrzy na pocięte w 4 miejscach skrzydło, na wymiary polanki i od razu zrozumie, że jest nabierany. Niezależnie od tego, czy polanka miała 60x30m czy może 120x30m (patrz poniższy link) - przyziemienie transkontynentalnego samolotu pasażerskiego na tak niewielkim obszarze jest wykluczone. To raz. Obecności czterech brzóz tnących na podejściu również nie stwierdzono. To dwa. Dla umiejących zliczyć do trzech dodatek nadzwyczajny, gwóźdź do trumny hipotez brzozowców i wybuchistów. Jest nim widoczny brak paliwa - piętnaście metrów sześciennych, 15000 litrów oleju napędowego - no, gdzie się podziało...?
 
Co robi inteligentny. Zaczyna zmyślać.
 
Bobry przegryzły skrzydło 4 razy równiutko w poprzek. Wielkie samoloty pasażerskie spadają na powierzchni wiejskiej działki. A paliwo lotnicze - całą cysternę - zajumały żule smoleńskie. Jeszcze w powietrzu, zassali rurką do kanistrów, tak że spadł już suchy jak pieprz, tylko w pompce mu parę litrów zostało. Inteligentne to jest wyjaśnienie, głupi by nie wymyślił, no jasne. To nie żart - podobne wyjaśnienie serwują w TVP na zmianę obaj panowie z MSW, Miller i Macierewicz, każdy do własnej publiczności, obaj to samo mówią: nie patrzcie na pocięty złom, małą polanę, brak paliwa... wierzcie nam, my wiemy, my badamy...
 
Bez świeżego spojrzenia na całość, odważnego spojrzenia, nie posuniemy się do przodu. Wniosków nie da się wywieść z jednego szczegółu. Ich suma decyduje. Nie atakuję tu ani brzozowców ani wybuchistów **). Są między nimi oszukani i oszukujący a zorientować się w tym kto mąci a kto tylko pomaga panom z MSW jest trudno. Problemem nie są ci, którzy chcą rozwiązać zagadkę dziwnego pokawałkowania mocnego skrzydła. Problemem jest ich spojrzenie na wyrwany (dosłownie) fragment całości, zamiast na całość.
 
Link:
http://atemcom.blogspot.de/2012/08/o-oszustach.html
 
*) ZPAM (akronim) = Zespół Parlamentarny Antoniego Macierewicza. Krytykowany przez profesora Artymowicza, który pytany o komisję Macierewicza odpowiedział, że "nie ma takiej komisji, i nie ma tam odpowiednich naukowców [z którymi można by porozmawiać. Współpracownicy pana Macierewicza] do tej pory robią wszystko, żeby nie dyskutowac na argumenty naukowe".
 
**) wybuchiści (pej.) = zwolennicy "hipotezy dwóch wybuchów" lansowanej przez ZPAM. 
 

Zobacz galerię zdjęć:

Konfiguracja do lądowania (widok z tyłu) - widoczny negatywny kąt zaklinowania końcówki skrzydła.
Konfiguracja do lądowania (widok z tyłu) - widoczny negatywny kąt zaklinowania końcówki skrzydła. Końcówka skrzydła (zbliżenie) - widoczny negatywny kąt zaklinowania końcówki skrzydła.
A-Tem
O mnie A-Tem

Polecane blogi: ATEM  —  notatki

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka