Donald Tusk w Piotrkowie Trybunalskim tłumaczył się z trudności w relacjach z koalicjantami, ale też z realizacji obietnic przedwyborczych. Jak tłumaczył, to, że spełnił około 1/3 ze 100 konkretów wynika z tego, że KO otrzymała w wyborach 30 proc. poparcia. Sala przyjęła to tłumaczenie gromkimi brawami.
Donald Tusk w drugą rocznicę wyborów parlamentarnych odwiedził Piotrków Trybunalski, gdzie spotkał się ze swoimi wyborcami. Nie brakowało też spięć, bowiem głos zabrała aktywistka klimatyczna Dominika Lasota, która weszła w ostry spór z premierem. Tusk kilkukrotnie upominał działaczkę, zwracając uwagę, że okrzykami przeszkadza wszystkim zgromadzonym. Lasota ma za złe brak wsparcia rządu dla posła Franciszka Sterczewskiego i poparcie dla Izraela w wojnie z Hamasem.
Rosnące wydatki na obronność? "Nie wiedziałem"
Najciekawsze były inne fragmenty ze spotkania otwartego z Tuskiem. Premier przyznał, że skala wydatków na zbrojenia jest większa niż początkowo przewidywał. Wskazał kwotę rzędu 200 miliardów złotych jako konieczność wzmocnienia obronności, a jednocześnie zaznaczył, że około 100 miliardów z tej sumy wynika z zobowiązań podpisanych przez poprzedni rząd. Z tego powodu nie wszystkie planowane przez rząd świadczenia i reformy mogą być zrealizowane natychmiast - wymienił jako przykład kwestię kwoty wolnej od podatku.
- Jeśli nie wszystko mogę sfinansować w tej chwili, tak jak kwota wolna od podatku, to mówię wam wprost. Ja nie wiedziałem, że będzie trzeba 200 miliardów wydać na zbrojenia. Ja nie wiedziałem, że 100 miliardów z tego to są rzeczy, które podpisał nasz poprzednik, nie zawsze mądre. Ale nie mogę zrywać kontraktów z bliskimi sojusznikam - wyjaśnił.
Niezrealizowane obietnice? Zgodne z poparciem dla KO
Szef rządu podkreślił, że koalicja okazała się trudniejsza niż przypuszczał, co wpływa na tempo realizacji wyborczych obietnic. Tusk odwołał się do własnych zapowiedzi sprzed 15 października, zaznaczając, że jego ugrupowanie zdobyło niecałe 31 proc. głosów i że w praktyce udało się zrealizować jedynie część zapowiadanych działań.
- Moje ugrupowanie otrzymało w wyborach niecałe 31 proc. głosów. Więc zrobiłem 1/3 z tego, co obiecałem. To chyba uczciwy rachunek - odpowiedział na krytykę, dotyczącą nierealizacji obietnic. - Gdybym miał 100 proc. władzy, byłoby te 100 rzeczy - podsumował. Sala wyborców KO przyjęła to tłumaczenie z aprobatą i brawami.
Tusk zamierza się "bić" z opozycją
Ponadto Tusk, komentując polityczną rzeczywistość i recenzje ze strony opozycji, kilkakrotnie przypomniał regułę, którą określił jako konieczność "dobierania odpowiednich narzędzi do odpowiedniej sytuacji”.
- Czy to ma oznaczać, że Polskę oddamy znowu w ręce tych, którzy doprowadzili do największej drożyzny w historii demokratycznej Polski? To ma oznaczać, że Mejza będzie rządził w Polsce? Że sędzia Iwaniec czy Szmydt będą symbolami polskiego sądownictwa? - pytał.
- Trzeba dobierać odpowiednie narzędzia do odpowiedniej sytuacji. Jeśli atakują nas słowem, to my też atakujmy ich słowem. Jeśli zaatakują nas pięścią, to oddamy pięścią. Jeśli atakują naszą granicę przemocą, to polski żołnierz wie w tej chwili, co robi (...). Jeśli wyślą drony na Polskę, to będziemy je zestrzeliwać. (...) Tak po piłkarsku często to powtarzam: ja nigdy nogi nie cofnę. Chcesz mnie uderzyć, to ci oddam. Pamiętaj, mocniej oddam, jeśli wiem, że mam rację i że robię to także dla innych ludzi - wyjaśnił swoją filozofię rządzenia Tusk.
Fot. Donald Tusk/PAP
Red.
Inne tematy w dziale Polityka