Dziś znajomy księgowy, z którym z resztą robię teraz ciekawy biznes, wyjaśnił mi dosadnie konsekwencje jednego z "genialnych" sposobów do jakich ucieka się PO, aby wycisnąć pieniądze na spłatę zadłużenia. Włosy stanęły mi dęba, a jako że wciąż mam ich na głowie nadprogramowo dużo, widok musiał być dosyć komiczny. To jednak najmniejszy problem.
Walka z długiem wg. PO:
- Podwyżka VAT do 23% (przeszło)
- Wykluczenie paliwa i samochodów z listy wydatków za które przysługuje zwrot VATu - podwyższonego. (przeszło)
- Próba zmiany sposobu obliczania długu. (nie przeszło dzięki UE)
Efekt? Najprawdopodobniej wzrost cen wszystkich produktów, gdyż poza vatem wzrosną również drastycznie koszty transportu dóbr wszelakich. Zapewne wzrost inflacji.
Pułapki zadłużania się w imię stymulacji gospodarki i kryzysu uniknęliśmy ze względu na - już gigantyczny - debet, a teraz zamiast kontynuować, ułatwiać ludziom robienie biznesu i ciąć social oraz biurokrację, dopinamy gospodarce kulę u nogi. Co - na chłopski rozum - zmniejszy ostatecznie wpływy do budżetu - utrudniając walkę z zadłużeniem w dłuższej perspektywie.
Z kolei w UK, z błogosławieństwem większości społeczeństwa, za zadłużenie i przyczyniający się do niego solidnie social zabrano się właśnie z tęgą lagą, a wielu obywateli podejrzewa, że będą mieli kolejną Żelazną Damę, tym razem dla odmiany - dosłownie - w spodniach. U nas buntuje się Balcerowicz, PO udaje że sprawy nie ma, a PIS zamiast zabrać się za ważne sprawy zajmuje się pierdołami, czyli Łodzią i Smoleńskiem.
Rząd zamiata pod dywan, by nie narażać się potencjalnym ofiarom oszczędności, PiS ze swoją prosocjalnym nastawieniem też nie chce się wychylać, na dokładkę zajęte walką z wiatrakami, Rostowski udaje, że wciąż jest ekonomistą, a nie politykiem, z kolei na Balcerowicza nikt nie zwraca uwagi. Ktokolwiek będzie ten burdel sprzątał za parę lat będzie miał do czynienia ze Stajnią Augiasza, a nie pokojem 15-latki jak teraz.
Szczerze. Mam gdzieś kto kogo obraził bardziej, mam w poważaniu dawne niesnaski między politykami i regularnie w d... czy polowania na polityków staną się naszym nowym narodowym sportem. Ani mnie ziębi, ani grzeje, czy Lech spoczywa na Wawelu, czy gdzie indziej i czy pod pałacem prezydenckim stoi krzyż, czy nie. Równie interesujące są dla mnie parytety, prawa gejów, in vitro etc. etc. Natomiast bardzo mnie interesuje ile będziemy płacić za żywność, elektronikę, kosmetyki i usługi.
Tak więc, może zamiast Deklaracji Łódzkiej PIS napisze alternatywny (dla odmiany sensowny) plan uniknięcia II progu ostrożnościowego? Bo - jak już pisałem - w innym wypadku jest równie bezużyteczne, jak PO. Ktoś tu musi pójść po rozum do głowy, bo jeśli tego nie zrobi, to władzę w swoje ręce dostanie dopiero wtedy, gdy nie będzie co zbierać. Polityka to wolny rynek i jeśli PiS dalej będzie systematycznie budować monopol Platformy, to obudzimy się z ręką w nocniku...
Opozycja musi kontrolować - zwłaszcza miernych - rządzących, a jeśli nie jest w stanie tego robić, jest wart dokładnie tyle co oni. (patrz: tytuł notki)
ps. Uprzedzając kretyńskie komentarze. Nie jestem wyznawcą Platformy, ani PiSu. Jestem wyznawcą własnych interesów, a PO zaczyna im zagrażać, podczas gdy PiS je systematycznie olewa. Niestety, nie ma realnej alternatywy dla tych partii, a ja naprawdę chciałbym na którąś oddać głos bez poczucia, że wybieram mniejsze zło.
