Wydawać by się mogło, że to ślepa obrona obecnej ekipy rządzącej, ale czy aby na pewno?
Czarne skrzynki Tu-154M nie zostały sfałszowane, a polska dyplomacja zrobiła wszystko, by odzyskać wrak prezydenckiej maszyny, która 10 kwietnia 2010 roku rozbiła się w Smoleńsku- to ustalenia polskich śledczych, o których informuje "Gazeta Wyborcza".
"Zapis jest ciągły i nie nosi śladów montażu"- czytamy w prokuratorskiej opinii.
Pamiętamy, jaki by zarzut?
Mianowicie, że brakowało taśmy, jakby ktoś jej koniec trachnął nożyczkami.
To co jest rzeczywiście wygląda na ciągłe i nie klejone.
Można?
"Polska dyplomacja zrobiła wszystko, by odzyskać wrak prezydenckiej maszyny, która 10 kwietnia 2010 roku rozbiła się w Smoleńsku". Aż się chce powiedzieć, że nawet dużo więcej.
Trudno byłoby cokolwiek zarzucić w tym momencie, gdyby wrak, o którym mowa...spokojnie leżał pod polską opieką u nas w kraju.
Problem jest, bo nie leży.
Co więc Prokuratura oznajmia tym stwierdzeniem?
Ano tylko tyle, że polski rząd z tą całą swoją dyplomacją wielkie G. za przeproszeniem może, skoro sie starał, jak mógł, a nie załatwił kompletnie nic.
Po co nam taki rząd, który nic nie może, lub nie potrafi? Na co nam jego bezowocne starania?
Albo Prokuratura jest bardziej "niezależna", niż się niejednemu wydawało, albo zaczęła się huzia na Józia, wróć, na Donalda.
Bo zwykłą głupotą, lub nieroztropnością trudno chyba to komiczne uzasadnienie, budzące co najwyżej śmiech, uzasadnić.
Logiki w tym za grosz, no chyba, że to ten rodzaj logiki, który reprezentował pewien logik z Platformy zasiadający w komisji w sprawie afery hazardowej.
Czy ktoś jeszcze dziś pamięta?
Inne tematy w dziale Polityka
