Ostatnio w mediach króluje tematyka europejska. Raz na pięć lat, po wyborach do PE, oczy większej części Europy skierowane są na polityczne gierki dotyczące obsady najważniejszych stanowisk w instytucjach wspólnotowych. W tym roku szczególne zainteresowanie polskich mediów żmudnymi przepychankami politycznymi spowodowane jest, jak powszechnie wiadomo, szansami posła Jerzego Buzka na zostanie przewodniczącym Parlamentu. Nie mniejsze zainteresowanie budzi też sprawa mianowania polskiego kandydata do Kolegium Komisji.
I tu pojawia się pewne powszechnie rozpowszechniane, błędne mniemanie jakoby komisarz, którego kandydaturę zgłasza rząd państwa członkowskiego (pamiętajmy, że dopóki nie wejdzie w życie Traktat z Lizbony każdy kraj ma prawo do wysunięcia swego obywatela na komisarza) był reprezentantem kraju, miał pilnować interesów narodowych itp. Jako przykłady mogą służyć choćby usłyszana dziś przeze mnie wypowiedź wicemarszałka Krzysztofa Putry w programie „Forum” (który twierdził, że Polska powinna zachować stanowisko komisarza ds. polityki regionalnej, bo wtedy będziemy mieli szansę na więcej środków z funduszy dla Polski) czy wypowiedź posła do PE Ryszarda Czarneckiego (z 16.05.2009 r.), który powiedział, że Danuta Hübner, jako komisarz nie była aktywnym ambasadorem Polski w zakresie polityki regionalnej UE. Dziwią szczególnie słowa Czarneckiego, który jako doświadczony europoseł powinien wiedzieć, że komisarz nie jest w żadnym wypadku ambasadorem swego państwa (a przynajmniej nie powinien być) w Unii.
Komisja jest instytucja ponadnarodową, co oznacza, że jej członkowie mają dbać o interes wspólnotowy. Do pilnowania interesów narodowych powołane są inne instytucje – sztandarowym przykładem jest Stałe Przedstawicielstwo RP w Brukseli. Spójrzmy jednak co na temat lojalności i obowiązków komisarzy „mówi” Traktat o Wspólnocie Europejskiej.
Kluczowy jest tu artykuł 213 TWE:
„Członkowie Komisji wybierani sąze względu na swoje ogólne kwalifikacje. Ich niezależnośćjest niekwestionowana.”
Można traktować ten artykuł nieco umownie, bo oczywistym jest, że kandydatów wyznaczają rządy narodowe należy brać pod uwagę fakt, iż osoby takie będą miały zbliżone poglądy do opcji politycznej sprawującej rządy w danym kraju. W tym sensie jest to wybór i polityczny i merytoryczny. Jednak równie ważny dla zrozumienia pozycji komisarza jest kolejny punkt artykułu 213:
„Członkowie Komisji sąw pełni niezależni w wykonywaniu swych funkcji, w ogólnym interesie Wspólnoty. W wykonywaniu swych obowiązków nie zwracająsięo instrukcje ani ich nie przyjmująodżadnego rządu lub jakiegokolwiek organu. Powstrzymująsięod wszelkich czynności niezgodnych z charakterem ich funkcji. Każde Państwo Członkowskie zobowiązuje sięszanowaćtęzasadęi nie dążyćdo wywierania wpływu na członków Komisji przy wykonywaniu przez nich zadań.”
Jak więc jasno widać mimo najszczerszych chęci wicemarszałka Putry czy posła Czarneckiego nie ma żadnych możliwości by nagiąć do aktualnych potrzeb krajowych pozycję komisarza, który miałby stawiać na pozycji uprzywilejowanej własny kraj. To, że np. Łotysz jest komisarzem ds. energii nie powinno w jakikolwiek sposób forować łotewskich interesów w tym sektorze działań KE. To samo odnosi się do wszystkich innych komisarzy, w tym polskiego (niezależnie od tego, kto nim ostatecznie zostanie).
Dlatego warto pamiętać o tym, kiedy następnym razem jakiś polityk czy dziennikarz będzie próbował nam wmówić, że „nasz” komisarz jest zobowiązany do takiego czy innego zachowania, bo tego wymaga interes narodowy. Tak nie jest bo nie pozwala na to prawo, którego komisarz musi przestrzegać, a czy to dobrze czy źle – to już temat na inną dyskusję.
Inne tematy w dziale Polityka