Antoni Dudek Antoni Dudek
6289
BLOG

Jerzy Skoczylas czyli dziennikarz renomowany

Antoni Dudek Antoni Dudek Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 25

 

Ponieważ zauważyłem, że Jerzy Skoczylas po raz kolejny wezwał mnie do wyjaśnienia sprawy tzw. moskiewskich szyfrogramów (http://kartofel.salon24.pl/329071,wlasna-narracja-czyli-doktryna-kataryny ), uprzejmie informuję, że uczyniłem to już - po raz kolejny zresztą - w rozdziale 5 mojej nowej książki „Instytut. Osobista historia IPN”, której stosowny fragment zamieszczam poniżej. Sądzę, że na tej podstawie można sobie wyrobić pogląd na temat Jerzego Skoczylasa.
 
Moskiewskie szyfrogramy
Nie trzeba było wielkiej wyobraźni, by przewidzieć, że najsilniejsze kontrowersje w działalności IPN wywoła ujawnianie zawartych w teczkach informacji o agenturalnej przeszłości różnych osób publicznych. Okazało się jednak, że w teczkach bezpieki można też znaleźć inne niewygodne informacje, o czym było mi dane przekonać się w 2004 r. na własnej skórze. Na początku tego roku ukazała się moja książka „Reglamentowana rewolucja”, poświęcona przełomowi ustrojowemu w Polsce w 1989 r. Spośród wielu informacji pochodzących z archiwum IPN, zamieściłem w niej również te pochodzące z szyfrogramów, jakie do warszawskiej centrali MSW kierował szef działającej w Moskwie Grupy Operacyjnej „Wisła”. Była to komórka podlegająca Departamentowi II MSW, czyli kontrwywiadowi, a jej głównym zadaniem było inwigilowanie obywateli PRL przebywających w Związku Radzieckim. Jednak po rozpoczęciu pierestrojki Warszawa była na tyle spragniona wiadomości o tym co dzieje się na Kremlu, że szefowie „Wisły” otrzymali też zadanie informowania, czego oni i ich ludzie dowiadują się podczas rozmów z towarzyszami z KGB, MSZ czy Komitetu Centralnego KPZR.
W odnalezionych przeze mnie szyfrogramach pojawiły się informacje, z których wynikało, że jeszcze jesienią 1988 r. Adam Michnik podjął – przy pomocy Andrzeja Wajdy - starania o pozwolenie na wyjazd do Moskwy. Kiedy okazało się, że władze radzieckie nie mają nic przeciwko temu, w kierownictwie PZPR odczytano to jako sygnał, że Kreml może zacząć poszukiwać innych niż dotąd partnerów do rozmów o przyszłości Polski. To zaś mogło zachwiać monopolem ekipy Jaruzelskiego na takie kontakty, co wszak stanowiło fundament jej rzeczywistej legitymizacji. Dlatego stanowczo zaprotestowano przeciwko zaproszeniu Michnika, podobnie jak wcześniej zablokowano wywiad Lecha Wałęsy dla „Literaturnoj Gaziety”. Zaś w styczniu 1989 r. – w przededniu rozpoczęcia obrad okrągłego stołu – do Moskwy udał się Jerzy Urban, który oficjalnie wyraził „zaniepokojenie” możliwością rozmów towarzyszy radzieckich z przedstawicielami solidarnościowej opozycji. Z kolejnych szyfrogramów wynikało jednak, że Moskwa nie zaprzestała tego rodzaju sondaży, a ich ukoronowanie stanowiła wizyta Adama Michnika w Moskwie w lipcu 1989 r., w kilka dni po opublikowaniu przez niego słynnego artykułu „Wasz prezydent, nasz premier”, w którym zaproponował podział władzy w Polsce między PZPR i „Solidarność”.
O ile samo wydanie „Reglamentowanej rewolucji” nie wywołało silniejszych reakcji, to już publikacja pełnej treści odnalezionych szyfrogramów GO „Wisła” w kwietniowym numerze „Biuletynu IPN” spotkała się ze sporym zainteresowaniem. Dla krytyków Michnika była to cenna amunicja, choć wielu z nich wyciągało z ujawnionych dokumentów zbyt daleko idące wnioski. W istocie rzeczy bowiem, szukając kontaktu z władzami w Moskwie, Michnik trafnie założył, że radykalnie zwiększa się realny zakres suwerenności Polski i próbował ocenić jego skalę. Jednak po latach, zamiast próbować przekuć całą sprawę w dowód swojej dalekowzroczności, zareagował zleceniem jednemu ze swoich podwładnych rozprawy z moimi ustaleniami. Wybór padł na Jerzego Skoczylasa, wcześniej znanego głównie z pomocy jakiej udzielił „hrabiance” Anastazji Potockiej przy pisaniu „Erotycznych immunitetów”. Skoczylas wywiązał się ze zleconego zadania jak umiał i w artykule „Jak Michnik z Wajdą Polskę Sowietom sprzedawali” szydził ze mnie jako z nieudacznika wykazującego „kompromitujący brak profesjonalizmu”. Polegać miał on na fakcie, że lipcowa wizyta Michnika w Moskwie nie była żadną tajemnicą, czego dowodem były niewielka notka w „Gazecie Wyborczej” i duży artykuł w tygodniku „Polityka” opublikowane latem 1989 r. Rzecz jednak w tym, że nigdy nie twierdziłem, iż sama wizyta Michnika w Moskwie nie była wcześniej znana, ale fakt, iż w jej trakcie miał spotkanie w Wydziale Zagranicznym Komitetu Centralnego KPZR. Tego zaś próżno szukać w przytaczanych przez Skoczylasa artykułach, a trzeba przyznać, że lipcu 1989 r. – na miesiąc przed powstaniem rządu Mazowieckiego – byłaby to nie lada sensacja.
Sam Michnik nie skorzystał ani wtedy, ani później z okazji by napisać jak przebiegała wizyta w KC KPZR. Prawdopodobnie wypowiedział się na ten temat tylko raz, w kwietniu 1999 r., udzielając relacji w trakcie konferencji zorganizowanej przez University of Michigan w Ann Arbor. Powiedział wtedy: “Oni byli sobą zajęci, mówili >Róbcie co chcecie<, a skoro tak, no to ja wróciłem z Moskwy i powiedziałem >chłopaki, skok na kasę trzeba robić<, ale nawet wtedy Jaruzelski był bezpiecznikiem”. Nie sądzę by Michnik ustalił wówczas wiele więcej, ale było to i tak bardzo dużo. Potwierdzało bowiem narastające wówczas u niektórych doradców Wałęsy przekonanie, że Kreml jest gotów zaakceptować przemiany w Polsce wykraczające daleko poza horyzont wyznaczony kontraktem okrągłego stołu. Pytanie brzmiało: jak daleko?
W następnych latach kolejne potwierdzenia tezy o sondażowych kontaktach władz ZSRR z niektórymi przywódcami solidarnościowej opozycji jeszcze przed powstaniem rządu Mazowieckiego, znalazłem w ostatnim tomie dzienników Mieczysława F. Rakowskiego (wydanym w 2005 r.), a przede wszystkim w archiwum MSZ, gdzie znajdują się z kolei szyfrogramy nadsyłane przez ambasadora PRL w Moskwie. Wprawdzie okazało się, że brak jest trzech najważniejszych dokumentów relacjonujących wizytę Michnika, które usunięto już ze zszytej i spaginowanej teczki (ich brak jest łatwy do zauważenia, bowiem w numeracji ciągłej teczki brakuje kilku kart), niemniej inne szyfrogramy dostarczyły kilku nowych informacji na temat prób nawiązywania kontaktów od połowy 1988 do połowy 1989 r. Z kolei jeden z doradców Władimira Putina, Gleb Pawłowski, w wywiadzie udzielonym w 2006 r. „Europie” (wówczas dodatkowi do „Dziennika”) stwierdził: „Latem roku 1989 Adam Michnik, przybywszy do Moskwy, szukał kontaktów – także za pośrednictwem rosyjskich dysydentów – z radzieckimi władzami, aby podjąć z ich przedstawicielami negocjacje, których przedmiotem byłoby zmniejszenie ryzyka związanego z liberalizacją polskiego reżimu”. Szerzej o całej tej sprawie piszę we wstępach do dwóch tomów źródeł z końca lat osiemdziesiątych, które pod wspólnym tytułem „Zmierzch dyktatury” zostały wydane przez IPN w l. 2009-2010. Tam też można się zapoznać ze wszystkimi odnalezionymi dotąd dokumentami dotyczącymi tej sprawy.
Poświęciłem temu wątkowi tyle uwagi z dwóch powodów: po pierwsze dotyczy on sprawy istotnej dla najnowszej historii Polski, po wtóre zaś jej ujawnienie zapoczątkowało kolejne ataki ze strony „Gazety Wyborczej”. Wynikały one z podawania przez media kolejnych ustaleń zawartych w „Reglamentowanej rewolucji”, takich jak np. relacja członka Biura Politycznego KC PZPR prof. Janusza Reykowskiego, że to on jako pierwszy, w kilka dni po 4 czerwca 1989 r., sondował w rozmowie Michnika czy strona opozycyjna byłaby zainteresowana przejęciem stanowiska premiera przez przedstawiciela „Solidarności”. Redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” najwyraźniej ocenił, że tym razem chcę go pozbawić autorstwa jego najbardziej znanego projektu politycznego. Nie taki był mój cel, bowiem w polityce prawa autorskie należą zazwyczaj do tego, kto dany pomysł upublicznił, nie zaś do tego, kto go rzeczywiście wymyślił. Natomiast w tej konkretnej sprawie chodziło o to, że opisana sprawa stanowiła kolejny – jeden z wielu – argumentów na rzecz tezy, że przemiany 1989 r. były w znacznie większym stopniu animowane przez ludzi z aparatu władzy PRL, niż solidarnościowej opozycji.
Tym razem odpór dał mi już osobiście Michnik i 1 października 2004 r. stwierdził na łamach swojego dziennika: „Fantazje pana Dudka nie mają granic. Nie jest to pierwszy nonsens, który wypowiedział. A obawiam się, że i nie ostatni”. Mnie oczywiście o komentarz nie poproszono, natomiast opublikowano kolejną relację prof. Reykowskiego następującej treści: „Dwa dni po wyborach czerwcowych w 1989 r. Józef Czyrek na spotkaniu KC PZPR spytał mnie, co by było, gdyby rząd przejęła >Solidarność<. Ale zaraz powiedział: >Zapomnij, rozmowy nie było<. Kilka dni później dyskutowaliśmy, co zrobić z listą krajową, i znów wróciła myśl czy >S< mogłaby przejąć władzę. Zapytałem Michnika, co myśli, czy >S< jest gotowa przejąć rządy, a gdyby tak, to kto byłby premierem. Michnik powiedział, że musi zapytać Lecha [Wałęsę]. Po 30 minutach przyszedł i powiedział, że >S<jest gotowa rządzić, a premierem byłby prof. Bronisław Geremek”. Skoro powyższa relacja Reykowskiego, której prawdziwości Michnik nie kwestionuje, nie dowodzi, że impuls w sprawie powierzenia stanowiska premiera reprezentantowi „Solidarności”  wyszedł ze strony członka Biura Politycznego, to najwyraźniej posługujemy się z redaktorem „Gazety Wyborczej” dwoma różnymi wersjami języka polskiego. I tak już zostanie.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (25)

Inne tematy w dziale Kultura