Jerzy Bokłażec Jerzy Bokłażec
850
BLOG

Księża też mają dość katechezy

Jerzy Bokłażec Jerzy Bokłażec Polityka Obserwuj notkę 38

Uczniowie rezygnują z lekcji religii – taką informację komentowałem jakiś czas temu, ale oto dowiadujemy się, że motywacje do udziału w religijnych posiedzeniach na terenie szkoły tracą nie tylko uczniowie, lecz również księża. Rezygnują masowo, pisze dziennik „Polska” i dodaje, że młode pokolenie zakonników nie chce nawet słyszeć o pracy z młodzieżą. Brawo, młodzi zakonnicy! Zaprawdę, raduje się moje ateistyczne serce, zatroskane skalą szkód, jakie indoktrynacja religijna wyrządza w umysłach dziewcząt i chłopców. Tak więc gorąco kibicuję księżom w ich ucieczce ze szkół i trzymam kciuki, żeby zrezygnowali wszyscy, tracąc ochotę na wszelkie kontakty z uczniami.

Wróćmy jednak do artykułu w „Polsce”, którego autorka najwyraźniej chciałaby, abyśmy z wyrzutem i naganą spojrzeli na rozbrykaną i krnąbrną młodzież, nękającą nieszczęsnych kapłanów. Księża nie chcą uczyć religii, ponieważ boją się uczniów, czytamy w tytule, a nieco niżej: Boją się agresji. Brzmi to groźnie, ale okazuje się, że ta „agresja” polega na stawianiu osobistych pytań (Czy ksiądz może uprawiać seks, jak ksiądz wytrzymuje bez kobiety?), braku dyscypliny (głośne rozmowy, odrabianie zadań z innych przedmiotów, robienie zdjęć telefonami komórkowymi) i śmiechu (Siostry i księża zgodnie narzekają, że uczniowie często naśmiewają się z nich, stawiają w niezręcznej sytuacji).

Widać więc od razu, że nie chodzi tu o żadną agresję uczniów, ale o kiepskie kompetencje pedagogiczne księży, którzy nie potrafią zapanować nad grupą młodych ludzi, nawiązać z nimi kontaktu i zaciekawić ich. Niewykluczone, że katecheci stoją przed trudniejszym zadaniem niż nauczyciele, bo przy coraz większym dostępie do Internetu i niezależnej informacji uczniowie, zwłaszcza starsi, mogą lepiej rozumieć, na czym polega różnica między edukacją a indoktrynacją; między przekazywaniem wiedzy a rozwijaniem i umacnianiem wiary. Być może nakłada się na to świadomość, że szkoła nie jest właściwym miejscem do tego typu działalności, być może ujawniają się tu głębsze procesy laicyzacyjne, które muszą skutkować napięciami w sytuacji, gdy instytucjonalny Kościół, z gorliwym wsparciem polityków, wciąż utrwala swoje potężne wpływy w naszym państwie.

Zresztą katecheza w szkole to dobry symbol tej potęgi – państwo udostępnia Kościołowi szkoły publiczne i opłaca katechetów, ale w żaden sposób ich nie kontroluje i nie ma wpływu na program zajęć przez nich prowadzonych. Jest to sytuacja głęboko patologiczna i wręcz upokarzająca dla państwa, którego jestem obywatelem. Gdyby jakakolwiek inna instytucja uzyskała tak gigantyczny przywilej, na pewno podniósłby się powszechny protest. Ale Kościół – to Kościół. Jak sam się określa w swoim katechizmie, jest społecznością hierarchiczną i Mistycznym Ciałem Chrystusa, jest jednocześnie widzialny i duchowy. I rzeczywiście, kiedy sięga do publicznej kiesy po pensje dla katechetów, jest jak najbardziej widzialny, z prozaicznymi, materialnymi potrzebami – ale jeśli komuś przez głowę przemknęłaby myśl o poddaniu katechizacyjnych działań Kościoła publicznej kontroli, wtedy jego materialna powłoka znika jak sen jaki złoty i pozostaje duch czysty, abstrakcyjny i nieuchwytny. A poza tym, kto śmiałby kontrolować mistyczne ciało Syna Bożego?

O niezdrowych skutkach obecności religii w szkole mówią również niektórzy katolicy, ale ich opinie są słabo słyszalne. Dlatego na koniec oddam głos doktorowi filozofii Michałowi Bardelowi, który wprawdzie wierzy w chrześcijańskiego Boga, ale nie wierzy w szkolną katechezę:

...już na wstępnym etapie kształcenia zaciera się różnicę między sferą wiary a sferą nauki, rozmywa się tę szczątkową intuicję metodologiczną, którą zdolniejsi uczniowie zwykle potrafią sobie wypracować, rozmywa się rozumienie takich terminów jak dowód, przesłanka, wniosek, teoria. Wyuczony dogmat o Trójcy Świętej formalnie zaczyna funkcjonować w umyśle ucznia tak jak traktat wiedeński – i nie pomogą tutaj zaklęcia teoretyków. Wyrastają młodzi ludzie, którzy za ministrem Orzechowskim będą powtarzać, że teoria ewolucji jest tylko teorią, a nie faktem naukowym i stawiać ją na jednej płaszczyźnie metodologicznej z Księgą Rodzaju.

A oto link do całego artykułu. Polecam.

Świat, w którym istnieją religie, nie jest szczególnie sympatycznym miejscem. Jestem przekonany, że świat bez religijnych wierzeń, dogmatów, przesądów, bez religijnego przymusu, bez religijnej przemocy byłby lepszym światem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka