Klauzula sumienia

G. K. Chesterton pisał, że wolność wyznania i wolnośc słowa w praktyce oznaczają tyle, że można o wszystkim rozmawiać, tylko nie o religii. Pisał to prawie sto lat temu i jak widać nic się od tamtej pory nie zmieniło, a podobno mamy postęp.

Pomysł klauzuli sumienia z jakim wystąpił poseł PO J. Żalek oburza wiele osób, od lewa do prawa. Marcin Celiński (Liberte!, heh...) napisał dziś nawet takie słowa, że (cytuję z pamięci) : aptekarz będzie stróżem jego sumienia. Nie rozumie ten młody człowiek (nie wiem, ile on ma lat, ale jego opinie podobne są do opinii moich licealnych kolegów, którzy z racji wieku i braku wykształcenia widzieli i rozumieli tylko nie połączone ze sobą skrawki rzeczywistości), ze zaden aptekarz nigdy nie będzie sobie rościł prawa do niczyjego sumienia (no chyba, ze trafi się na psychopatę, ale to już bardziej w Hollywood niż tu nad Wisłą), tylko chce postępować zgodnie ze swoim,  i tylko swoim sumieniem.

To niektórym bardzo trudno zrozumieć, że nie chodzi o nich, o ich sumienia tylko o sumienia biznesmenów, którzy zajmują się sprzedażą farmaceutyków.

Przypomina mi się, jak kilka lat temu Opus Dei wydało publikację, w której stało napisane, że osoby które poddają się operacjom plastycznym, powinny najpierw - dla własnego dobra - porozmawiać z jakimś życzliwym psychologiem, gdyż być może mają problem z akceptacją swojej osoby.

Czy jest w tym coś skandalicznego? Nagannego? Czy są to może oczywistości? Bo kto poddaje się operacji wygładzania zmarszek? Ten, kto lubi samego siebie i jest zadowolony z własnego wyglądu? Czy ten, kto obsesyjnie patrzy w lustro i popada w depresję na widok zmieniajacej się kartki w kalendarzu? Kto tu jest normalniejszą osobą?

Wiecie, jaka wtedy burza rozpętała się w necie? Dziewczęta i stateczne niewiasty dawały upust swoim frustracjom wypisując różne rzeczy, ugruntowując różne niemiłe stereotypy związane z jasnym kolorem włosów itepe, bo nie znalazłam wtedy ani jednego wpisu, który wskazywałby na zrozumienie treści oświadczenia Opus Dei. Wszystkie komentarze, jakie wówczas znalazłam możnaby streścić w jednym zdaniu: "niech się wstrętne klechy odczepią od moich cycków".

Podobną wrażliwoscią na treść wykazują się zwolennicy myślenia spod znaku "Liberte! Głos wolny wolność ubezpieczający". Swoją drogą - o ironio! jeśli chodzi o nazwę. Oni się wystraszyli, że ktoś im gumki pozabiera, albo co gorsza, podziurawi i będzie apostołował na - dajmy na to - jakiejś pijackiej imprezie, opowiadajac, że seks to tylko po ślubie, w celach prokreacyjnych.

Otóż zapewniam was, koledzy i koleżanki "wolnościowcy", że nic takiego miejsca mieć nie będzie. Będziecie sobie mogli bzykać dalej bez obaw, bo nie o wasze sumienia ani moralność tu chodzi tylko o wolność jednostki. Wam nikt nie zabrania używać antykoncepcji, więc wy nie zabraniajcie nikomu prowadzić biznesu według własnych zasad. Rynek to rynek i jeśli sprzedawca na coś sie decyduje, w tym wypadku na niesprzedawanie jakiegoś artykułu - to jest to tylko jego ryzyko, że ewentualnie splajtuje, albo nie zarobi tyle ile by chciał.

Ja wiem, że komuniści lubią uszczęśliwiać na siłę, ale podobno komunizm się skończył. Więc o co chodzi?

A na zakończenie napiszę, że nigdy nie słyszałam, żeby aptekarz zaliczał się do zawodów z misją. To biznes podobny warzywniakowi. No i gdybym ja była aptekarzem i nie chciała sprzedawać jakiegoś specyfiku, to po prostu nie zamawiałabym go w hurtowni i tyle. Bez całej tej gadaniny. Gadanina wydaje mi się wiec podejrzana i bronić aptekarzy nie zamierzam, chciałam tylko pokazać, czym jest wolność wyboru.

No, ale skoro już jesteśmy w tych okołoleczniczych klimatach, to ja się nie boję, że sobie jakichś pigułek antykoncepcyjnych nie kupię. Bo kupię.A jak ktoś się obawia, że nie kupi, to znaczy, że może ma traume po PRL, gdy trzeba było stać w kolejce po papier toaletowy.  Ja się boję, że gdy rozchoruję się na raka, to nigdzie nie kupię leku który uratuje mi życie. Bo to jest dziś problemem w Polsce.