Sam lubię się nazywać elektoratem trwale chwiejnym. Tak tak, wbrew temu co się niektórym wydaje, nie jestem organicznie przywiązany do PiS, czy do żadnej innej partii. Podobnie było zresztą w czasach kiedy popierałem Platformę Obywatelską i to się nie zmieniło. To nie ja jestem dla partii, które mogą mną rozporządzać w dowolny sposób, to partie są dla mnie. Ja jestem Suwerenem i ja będę ich używał tak jak mi się spodoba. A na dzisiaj najpoważniejszym schorzeniem mojego kraju jest Smoleńsk, kłamstwo z którym związane, rozlewa się po administracji, polityce, władzy, umysłach i emocjach. Bez przecięcia tego ropnia daleko nie zajedziemy. I, jak zresztą dowiodła konwencja nowej partii, Prawo i Sprawiedliwość jest na dziś jedyną partią, która widzi ten problem wystarczająco wyraźnie.
Z drugiej strony nie mam pretensji do Rafała Ziemkiewicza, że szuka nowych rozwiązań. Sam szanuję Pawła Kowala, z którym dzielę wizje polityki wschodniej czy Przemysława Wiplera, w którym dzielę wizję gospodarki. Niestety Jarosławowi Gowinowi nie ufam. Być może kiedyś zaufam, kto wie, może okaże się dzielnym wojownikiem na polu korupcji i etatyzmu i być może kiedyś mnie jako Suwerenowi się przyda. Na dziś uważam, że zbyt długo żyrował afery PO a jego stanowisko w kwestii Smoleńska zupełnie mnie nie satysfakcjonuje. Mnie nie satysfakcjonuje, ale Ziemkiewicza ma prawo, nie lubię retoryki pt. „zdrada”. Partia to nie państwo. A tym bardziej nie Ojczyzna.
O co więc pytam w tytule? O nieszczęsną „sektę”, którego to określenia użył podczas konwencji partii Gowina, wobec, sam nie wiem, zwolenników czy działaczy PiS, Rafał Ziemkiewicz. Z jego tekstów wnioskuję, że popiera niezależne śledztwo w sprawie Smoleńska, ale doradza taktyczne powstrzymywanie się przed stawianiem radykalnych tez ze względu na brak twardych dowodów i potencjalne zniechęcanie elektoratu centrowego. Z wielkim bólem, bo serce podpowiada mi co innego, zgadzam się z tą tezą. Generalnie, bo w szczegółach już różnie, czytając teksty Ziemkiewicza natykam się na zdania, które nasuwają mi podejrzenie, że ten niewątpliwie utalentowany publicysta, po prostu, ludzka rzecz, o niektórych sprawach nie wie. Ale czy to uprawnia do nazywania ludzi, pewnego rodzaju lub całkiem dosłowną trudno powiedzieć, ale jednak jakąś zdradą państwa, zdesperowanych, sektą? Może czasem pochopnie krzyczących transparentami, że „Tusk zabił Kaczyńskiego”, ale czy wobec jawnej i bezczelnej obstrukcji władzy, nie są to emocje uprawnione?
I najważniejsze, czy to sprawiedliwe żeby stawiać ich na równi z mafiozami, Rychami, Zbychami, zegarkami, miliardami ukradzionymi przez ludzi PO? Moim zdaniem nie. A jako fana „Polactwa” i publicystyki Ziemkiewicza, boli mnie to szczególnie.
Tekst opublikowany na blogpublika.com (polecam również dyskusję pod tekstem)
Inne tematy w dziale Polityka