No tak bo sobie zacząłem to czytać. Filozofię niemiecką ogólnie znam słabo, bo to nie moje klimaty. Tym niemniej uznałem, że właśnie dlatego tym bardziej muszę przemóc moje naturalne niechęci i spróbować jeszcze raz (człowiek musi się poszerzać).
I co?
I tzw. JEZUS MARIA.
To są KOMPLETNE brednie.
Naprawdę, nie wiem, jak można te banialuki w ogóle traktować choć w połowie poważnie. Już początek powala: świat Orientu, dowiadujemy się, nie rozumie prawa w sensie wewnętrznym, ale wyłącznie jako siłę i przymus, inaczej (rzecz jasna) niż zachodni. Fajnie. Czyli cywilizacja, która wydała buddyzm, najbardziej bodaj humanitarną religię świata, i taoizm, który głosi, że "gdzie zaczyna się prawo, kończy się moralność" ("Wenzi") nie postrzega prawa jako czegoś wewnętrznego? I odwrotnie, cywilizacja, która wydała inkwizycje, tortury, katownie i gilotyny widzi prawo jako sprawę wewnętrzną, a nie zewnętrzną? Przecież to nawet nie jest śmieszne -- to jest tak głupie, że tego ustawa nie przewiduje i w normalnych warunkach każdy by na to machnął ręką i poszedł dalej. A jednak, Hegel "wielkim filozofem był" i nas zachwyca, a nawet jeśli nie zachwyca, to należy go traktować z szacunkiem, bo to Wielki Umysł, który porwał w swoim czasie całe Niemcy.
No cóż; spróbuję się przemęczyć przez to, ale naprawdę...
No i taka naszła mnie refleksja; ponieważ mamy te wszystkie książki naszego kulturowego kanonu, tych wszystkich "Wielkich", którzy nam urządzili życie. I z KAŻDYM jest coś nie tak. Niemal każdy wielki system filozoficzny opiera się albo na celowym pomijaniu pewnych faktów, albo na jakimś arbitralnym założeniu, albo wprost na nielogiczności (vide Kartezjusz z tym jego "powątpiewaj we wszystko, w co można zwątpić" -- no oczywiście za wyjątkiem tej zasady, która sama jest najwyraźniej niewątpliwa). A jednak, mimo wszystko, tych wszystkich filozofów ma się za Wielkich, tworzy się wokół nich kółka adoracyjne, "szkoły", wykłada się ich i, co więcej, z umiejętności powielania ich nielogicznego bełkotu bardzo często czyni się kryterium awansu kulturowego.
Czemu?
Ot -- wielka tajemnica wiary; wiary w to, że ludzka kultura ma sens, że generalnie wygrywają w niej najzdolniejsi i że w tym wszystkim chodzi o jakieś "obiektywne wartości" i "Sprawy".
Zanucę ci jednak, Czytelniku, pieśń nową: kultura ludzka nie ma sensu, życie to chaos, w którym z reguły wygrywają szumowiny i przeciętniacy, a jedyne ogniska ładu to grupy trzymające władzę, które potrzebują dla swojej zdobytej przemocą pozycji jakiegoś ideologicznego usprawiedliwienia, tak jak państwo pruskiego potrzebowało Hegla.
Smutne? Może; ale dialektyczne!
Tylko że w odróżnieniu od dialektyki Hegla -- prawdziwe.
Wesołego Halloween. Pogrążmy się w Mroku.
Maciej Sobiech