Albert Anker  (1831–1910) , "Egzamin szkolny", 1862.
Albert Anker (1831–1910) , "Egzamin szkolny", 1862.
Maciej Sobiech Maciej Sobiech
205
BLOG

Świat uzabawiony

Maciej Sobiech Maciej Sobiech Społeczeństwo Obserwuj notkę 24

Tak sobie rozmawiamy w Wolsce naszej o edukacji dość dużo ostatnio, a ja wciąż nie mogę wyjść z podziwu, jak bardzo ta dyskusja rozmija się z jej aktualnym stanem i jak bardzo nieobecne są w niej najważniejsze problemy, jakie wiążą się we współczesnej kulturze z procesem nabywania wiedzy. Jednym z nich jest właśnie to, co nazywam "uzabawieniem", a co stanowi oczywiście pół-żartobliwe tłumaczenie angielskiego terminu "gamefication", oznaczającego zamienienie jakiejś czynności w grę/zabawę.

Gamefication, gamefication -- to słowo jak mantra padało z ust mojej starszej koleżanki, mającej "prowadzić" mnie w pewnej szkole językowej (skądinąd świetna kobieta). "Gry, zabawy Maciek bo się będą nudzić!" -- to był refren jej piosenki; na co ja odpowiadałem refrenem swojej: "No to będą, a cóż w tym złego?" Zdanie podtrzymuję, więcej -- późniejsze doświadczenia utwierdziły mnie w przekonaniu, że miałem rację.

Bo ja owego tak rozpowszechnionego współcześnie przekonania, że nauka ma być zabawą, po prostu nie rozumiem -- i, co więcej, uważam za zjawisko wyjątkowo szkodliwe.

Dlaczego? Z dwóch powodów:

1. Po pierwsze dlatego, że nauka przez zabawę po prostu nie jest skuteczna. A nie jest skuteczna, bo nauka NIE JEST zabawą, tylko pracą. Oczywiście, jakieś elementy zabawy można inkorporować do tzw. metod nauczania (ach, ta współczesna inflacja pojęć), ale w ramach wyjątku. Bo ostatecznie zawsze dojdzie się, i to bardzo szybko, ucząc się czegokolwiek do momentu, w którym trzeba będzie się przemóc i włożyć w ten proces wysiłek -- mimo że mi się nie chce, że to trochę boli, że to wcale nie jest przyjemne. "Owoce nauki są słodkie, ale jej korzeń -- gorzki", powiedział Cyceron, no i taka jest po prostu prawda. Chcesz się uczyć -- musisz pocierpieć. Oczywiście, nie tylko, są w nauce momenty przyjemne, podobnie jak przy każdej pracy (nauka nie musi być katorgą, to jest inna sprawa), ale koncentrowanie się na nich odrywa umysł od tego, co najważniejsze i nie sprzyja koncentracji. "Uczyć się trzeba z przyjemnością!" -- to taki ładny slogan, ale tylko slogan. Wielu jest takich, którzy "nauczyli" się języków obcych, jak twierdzą, z książek albo gier komputerowych. Gdy słyszę takie deklaracje, zawsze uśmiecham się pobłażliwie. Gry i książki mogą pomóc, ale nie zastąpią pracy. I to się zawsze, prędzej czy później, okazuje. Podsumowując: nie ma nauki bez wysiłku. Gry i zabawy w procesie dydaktycznym mogą występować, jako swego rodzaju "aktywna przerwa", ale go nie zastąpią. Każde inne podejście, to jest oszukiwanie -- samego siebie i ucznia.

2. Po drugie, ponieważ uzabawienie nauki nie tylko jest nieskuteczne dydaktycznie, ale i szkodliwe życiowo. Bo tak jak nauka nie jest zabawą, tylko pracą, tak i życie nie jest zabawą, tylko pracą. Życie jest trudne; nudne; szare; w 90% dość banalne, a do tego obfitujące w niespodziewane przeszkody i trudności, która są, bo są, i których nie da się uniknąć, a o których sensie może się wypowiadać tylko głęboka wiedza duchowa. I ponieważ nie da się nic z tym faktem zrobić (niezależnie od tego, co bełkoczą nam różni pseudo-nauczyciele duchowości od "manifestowania" różnych rzeczy), to należy się z nim pogodzić. W jednej książce poświęconej starożytnej mądrości taoizmu przeczytałem mądre zdanie, że z radością i ekscytacją należy postępować równie ostrożnie, jak ze smutkiem i gniewem. Trzeba nauczyć się w jakiś sposób "cieszyć" zajęciami nudnymi i nieprzyjemnymi -- i można to zrobić, podobnie jak można przyzwyczaić się do gorzkiego smaku leczniczych ziół. Tylko aby to zrobić, potrzeba praktyki. W taoistycznych klasztorach obejmowała ona siedzenie godzinami w siadzie skrzyżnym czy stanie jak słup na deszczu. W świecie współczesnym, zaczyna się ona w szkole i obejmuje uświadomienie sobie, że nauka nie jest i nie zawsze musi być porywająca czy powierzchownie interesująca. Obecnie zewsząd słychać narzekania, że tzw. pokolenie Z na rynku pracy to jest jakiś koszmar. Wiecznie niezadowolone, zwalniające się po 3 miesiącach, bo jest "niefajnie", roszczeniowe i konfrontacyjne. No, ale jeżeli się wychowuje młodzież w przeświadczeniu, że świat to wielki sklep z cukierkami, z którego półek człowiek może sobie ściągać bez konsekwencji a to watę cukrową, a to czekoladę, a to jakieś pralinki, obsługa skacze naokoło i jest na każde zawołanie (no bo wszak client is king), i w ogóle życie płynie ciągle na dopaminowym haju, to jak się można temu dziwić? I tak fatalny wpływ wywierają tutaj komputery i telefony, w których wszystko ma strukturę gierek i zabaw, obliczoną zresztą na wywoływanie uzależnienia. A jak do tego dochodzi jeszcze szkoła, to w ogóle nie ma czego zbierać. Bo taki wiecznie podniecony mózg w konfrontacji z realiami trafia na ścianę, o którą rozbija się w drobny mak. No, wniosek wydaje się prosty -- jeżeli coś powoduje, nawet tylko potencjalnie, tak niekorzystne skutki, to nie powinno się tego robić.

Niestety, mimo pozornej oczywistości tego wniosku, uzabawienie edukacji, a za nią całego świata, nie mam złudzeń, będzie postępować. Po pierwsze ze względu na coraz dalej idącą dominację paradygmatu ekstrawertycznego w naszej kulturze. Europa nie ceni aktywności immanentnej (jak to się ładnie mówi w języku neoscholastycznym), bo nie rozumie pojęcia ducha. Dlatego też uważa, że wszystko, co realne, powinno objawiać się w jakieś aktywności zewnętrznej, choćby właśnie w grach i zabawach. No, a po drugie, ze względu na system urynkowienia życia, w którym wszystko zostaje sprowadzone do relacji sprzedawca-klient. Obecnie uczeń, nawet piętnastoletni, ma poczucie, że "kupuje" sobie wiedzę. Zdarzają się przecież takie chamskie komentarze, i to bynajmniej nierzadko, że "przecież płacę na twoje utrzymanie". No i jako klient, ma prawo wymagać -- a jako klient z naszej epoki wymaga, aby wszystko było grą komputerową. No i trzeba się w to bawić, inaczej sobie pójdzie i, faktycznie, przysłowiowych już piniędzy po prostu nie będzie. Dlatego też można sobie protestować, ale ruchu historii się nie zatrzyma. Głupiejemy -- i głupieć będziemy.

No co co zrobić? Spieprzać. No i ja też -- spieprzam.

Maciej Sobiech

"People have called me vulgar, but honestly I think that's bullshit". - Mel Brooks "People think I'm crazy, 'cause I worry all the time -- if you paid attention you' d be worried too". - Randy Newman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo