Maciej Sobiech Maciej Sobiech
302
BLOG

Republika jedna i niepodzielna, czyli fugezi fugazi

Maciej Sobiech Maciej Sobiech Społeczeństwo Obserwuj notkę 33
Na tę chwilę: tyle wystarczy. I dość powiedzieć, że wszystkie te "rzeczpospolite", republiki, dobra wspólne i tym podobne rzeczy, za które ludzie są gotowi zabijać, w starciu z rzeczywistością okazują się dokładnie tym samym, co wszystko inne. Czyli: fugazi.

Noszę się z zamiarem napisania tutaj dłuższego tekstu na temat moich poglądów politycznych (bo dlaczego by nie). W międzyczasie jednak, natrafiłem na takie coś: https://dorzeczy.pl/sondaz/551667/polacy-nie-widza-czlowieka-w-osobie-o-przeciwnych-pogladach.html

Jest to artykulik mówiący o wynikach sondażu dotyczącego stopnia (nie)zgodny "narodowej" w Wolsce i tego, jak wyborcy jednych partii dehumanizują wyborców innych partii.

Efekt? Ogólnie rzecz ujmując: jest źle. Szczegóły w linku. A tutaj komentarz; krótki. No bo jest źle -- a czy mogłoby być inaczej? 

Jak zwykle, pozostajemy w naszej debacie publicznej na poziomie skutków, do tego dość powierzchownych. Oooo, mówimy, zgoda buduje, niezgoda rujnuje, republika, parlament, dobro wspólne, szanujmy się nawzajem -- wszystko powinno działać. No więc dlaczego nie działa? Odpowiedź na to pytanie zaś brzmi: nie działa, bo nie może; bo PRZYCZYNY tego stanu rzeczy, tej permanentnej walki stronnictw, niekiedy mniej, a niekiedy bardziej cywilizowanej, na to nie pozwalają. A przyczyny owe dają się podsumować właściwie jednym słowem: przemoc. Bo każde państwo, tak jak je obecnie rozumiemy, jest naraz (historycznie) skutkiem przemocy (podboju, wojny domowej, siłą narzuconej centralizacji lub wszystkich trzech skombinowanych) i aparatem przemocy. Popatrzmy na nasze "czcigodne" instytucje, prawa, urzędy, tradycje, debaty i odrzyjmy je z tego, co najmędrsi myśliciele polityczni XIX i XX wieku nazywali "tendencją metafizyczną" (a co ja nazwałbym tendencją pseudometafizyczną), przestańmy patrzeć na nie przez pryzmat infantylnych personifikacji, mitycznych "wyjaśnień" w stylu "wola Boga/wola Narodu", które mogą znaczyć wszystko i nic -- co zostanie?

Przemoc. Prosta relacja: państwa trzeba słuchać, bo jest silne; i jak się go nie słucha, to można posmakować tego, co ta siła w praktyce znaczy.

By ująć to jeszcze inaczej: państwo to wojsko, policja i służby, no i "prawo", czyli rodzaj wiadomości do społeczeństwa, że jak nie będzie posłuszne, to spotkają je straszne konsekwencje.

Taka, powiadam, jest rzeczywistość państwa w jej nagiej naturze. I jeśli tak, to wszystkie koncepcje "cywilizowania" tych relacji, opierania życia państwowego na jakichś ideałach czy wyższych racjach, takich jak "zgoda narodowa" bądź "dobro wspólne", są z góry skazane na porażkę i jałowe. Jedną z mądrzejszych rzeczy, jakie wyczytałem u wybitnego metafizyka, Tomasza z Akwinu, w czasach mojej fascynacji myślą katolicką, jest to, że środki muszą być współnaturalne do celów -- inaczej, stosownie do prawa ontologicznej (że tak powiem) inflacji, to, co gorsze wypacza to, co lepsze. Niemoralny środek wypacza moralną sprawę, a niemoralna sprawa "uniemoralnia" środek. Tak to po prostu jest. I to właśnie widzimy w przypadku życia państwowego, w tym ideału republikańskiego, na którym opiera się w znacznej mierze nasza filozofia życia wspólnego. Jest to piękny ideał, który znam skądinąd dość dobrze znam i który kiedyś popierałem. Problem w tym, że w warunkach prawdziwego życia z tego ideału nic nie zostaje -- staje się on maską, i -- co więcej -- USPRAWIEDLIWIENIEM dla/racjonalizacją opisanych wyżej relacji siły. 

A cóż stanowi ostateczne, fundamentalne uzasadnienie stosowania siły?

Odpowiedź: wróg. Zewnętrzny albo wewnętrzny. I dlatego właśnie nawet najbardziej ugodowa i jednocząca ludzi idea polityczna, w warunkach istnienia państw staje się tym właśnie, czym jest u nas -- narzędziem generowania wrogów. Albo zewnętrznych (wtedy następuje "zjednoczenie narodowe"), albo wewnętrznych, albo obu typów naraz, tak jak to ma miejsce dziś, we współczesnej Wolsce.

No i tyle. Nie ma tutaj żadnej innej filozofii. Nie ma żadnej "głębi", sensów, ani wyższych racji. Są fakty -- jest historia, w znacznej mierze przypadkowa. I niestrudzone wysiłki ludzkiego umysłu, aby tę historię zracjonalizować.

Albo z bezradności -- w przypadku klasy rządzonej (czyli tej, w stosunku do której stosowana jest przemoc państwowa);

albo z interesu -- w przypadku klasy rządzącej (czyli tej, która może tę przemoc stosować).

I tak było, jest i będzie, po wsze czasy. No, chyba że...

Chyba że uda nam się kiedyś wytworzyć, a właściwie odzyskać, inny sposób organizacji politycznej, niż państwowy. Bo oto i jest kolejne wielkie kłamstwo współczesnej polityki -- jakoby państwo stanowiło nieodłączony element życia zbiorowego. Tak oczywiście nie jest, a fakt, że wszyscy w to wierzą, stanowi kolejny efekt owej zbiorowej hipnozy, o której się wyżej napisało. Prawda jest taka, że w sensie faktycznym, kontrola państwowa jest aktywna w przypadku ledwie nielicznych elementów życia wspólnego. Znaczna jego większość natomiast, przebiega według bardzo swoistego, niesformalizowanego porządku, który się tworzy samorzutnie, w oparciu o niepisaną umowę i obyczaj. Z tej prostej przyczyny, że to wynika po prostu z ludzkiej natury. Człowiek jest istotą społeczną i potrafi się spontanicznie organizować. I nie potrzebuje do tego centralnej superwizji.

W oparciu o tę banalnie niemal prostą obserwację powstał, swego czasu, prąd myślowy, który ja uważam za jedyne prawdziwie realistyczne rozwiązanie w sprawach politycznych, a który nazywa się: anarchizmem. Ponieważ jednak z tym pojęciem wiąże się wiele nieporozumień (wielokrotnie zawinionych przez samych anarchistów), jego wyjaśnieniem będę musiał zająć się w osobnej notce.

Na tę chwilę: tyle wystarczy. I dość powiedzieć, że wszystkie te "rzeczpospolite", republiki, dobra wspólne i tym podobne rzeczy, za które ludzie są gotowi zabijać, w starciu z rzeczywistością okazują się dokładnie tym samym, co wszystko inne.

Czyli: fugazi (a fugazi jest również terminem metafizycznym).

Och! -- STRYWIALIZOWAŁEM!!

No a co mam robić?

Wasz na zawsze, w miłości do Wolski,

Maciej Sobiech

"People have called me vulgar, but honestly I think that's bullshit". - Mel Brooks "People think I'm crazy, 'cause I worry all the time -- if you paid attention you' d be worried too". - Randy Newman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo