Marek Jan Chodakiewicz Marek Jan Chodakiewicz
3627
BLOG

Niepodległość - ale od kiedy naprawdę?

Marek Jan Chodakiewicz Marek Jan Chodakiewicz Polityka Obserwuj notkę 27

Świętujemy 11 listopada. To święto niepodległości naszych przodków, którzy cieszyli się z wolności po ponad 120 latach nieistnienia Państwa Polskiego. Poza tym 11 listopada 1918 r. na Zachodzie podpisano rozejm.

To było de facto zwycięstwo Aliantów w Pierwszej Wojnie Światowej. Polacy odzyskali niepodległość dzięki temu alianckiemu zwycięstwu (które ucieszyło przede wszystkiem stronnictwa polskie o orientacji pro-zachodniej), oraz – przede wszystkim – dzięki rozpadowi trzech mocarstw zaborczych: Niemiec, Austro-Węgier, oraz Rosji.

Od 11 listopada 1918 r. piłka była głównie w naszych rękach. Przez następne 3 lata przodkowie nasi oddolnym wysiłkiem społecznym i ekonomicznym oraz odgórnym organizacyjnym państwowym, a w tym militarnym i dyplomatycznym, niepodległość utrwalili w zupełnie dramatycznej sytuacji wewnętrznej i zewnętrznej.  

Było więc i jest się z czego cieszyć. Ale 11 listopada to święto nasze współczesne głównie w bardzo ważnym sensie dziedziczenia, w sensie continuum. Jest ważniejsze niż bitwa pod Grunwaldem głównie dlatego, że chronologicznie bliższe naszym czasom. Święcenie 11 listopada jest symbolem tego, że nowa Polska autentycznie chce się identyfikować z suwerennymi faktami z przeszłości, podkreślającymi narodowe triumfy i niezawisłość. Nowa Polska zerwała ze świętowaniem komunistycznego Manifestu tzw. „Polskiego” Komitetu „Wyzwolenia” „Narodowego”. Nawet nie zastanawiała się nad możliwością świętowania sprzedawczykowskiej Konfederacji Targowickiej.

 

Ktoś mógłby zarzucić rządzącym po 1989 roku elitom brak konsekwencji. No bo przecież to właśnie elity wybierają symbole. Dlaczego świętować 11 listopada, czyli powstanie Polski niepodległej i niezawisłej, gdy od początku najbardziej dynamiczna część elity nowej Polski dążyła do przynajmniej drastycznego ograniczenia niezawisłości poprzez poddanie się Unii Europejskiej?

 Symbole powinny być zsynchronizowane z rzeczywistością. A 11 listopada to niepodległość i niezawisłość w formie wymarzonej przez naszych przodków prawie 90 lat temu. Forma ta jest sprzeczna z systemem nowej Polski, obecnie w ramach UE.  

 

Jednak możliwe, że dominującemu paradygmatowi socjal-liberalnemu wydaje się, że uzurpacja symboli polskich jest niezbędną częścią legitymizacji władzy. Przecież właśnie tak postępowali komuniści. W PRL conajmniej od 1956 roku władza starała się siebie unarodowić, na siłę strojąc się w pseudo-patriotyczne piórka i mobilizując lud za pomocą socjal-nacjonalistycznej retoryki. Miało być bardziej swojsko.

 

Teraz też. Modus operandi pozostaje niezmienny. Czyli obchodząc 11 listopada socjal-liberalny paradygmat stara się legitymizować swoją ideologię odchodzenia od niepodległości i zrywania z tradycjami narodowymi. Obchodząc 11 listopada podkreśla się fakt prawdziwego czy rzekomego odziedziczenia spuścizny przodków. A więc poprzez wykazanie symbolicznego continuum z przeszłością demonstruje się, że można schedą w dowolny sposób dysponować.

 

Z drugiej strony jednak pamiętajmy, że ekipa sprawująca rządy dusz niekoniecznie jest w pełni świadoma powyższych uwarunkowań. W Polsce polityka toczy się na poziomie mniej niż profesjonalnym. Improwizacja i popisywanie się zastępują wiedzę o żelaznych elementach gry (e.g., brak wymiernych korzyści z udziału w wojnie w Iraku). Kultura jest często zaledwie odruchowym plagiatem lewicowych mód Zachodu.

 

Nie wykluczajmy więc, że świętowanie 11 listopada pod błogosławieństwem dominującego socjal-liberalnego paradygmatu odzwierciedla po prostu ubogość myśli. A to z kolei jest uniwersalnym znakiem nowej Polski. Bo co to jest nowa Polska? Czy to wyśniona suwerenna Rzeczpospolita? Nie, to przepoczwarzający się stale ex-PRL, obecnie wpisany w struktury unijne. To zawichrowanie, galimatias, chaos symboli i pojęć. To kołobłąd, żeby użyć określenia profesora Feliksa Konecznego.

 

W tym szaleństwie też jest metoda. Kołobłąd, czyli pokręcenie pojęć. Czyli nie wiemy właściwie co mamy, skąd to się wzięło. Co to takiego ta nowa Polska? Jeśli nie wiemy, to nie wiemy właściwie z czego się cieszymy, czy powinniśmy się cieszyć.

 

Nasi dziadowie, pradziadowie i pra-pradziadowie, którzy 90 lat temu symbolicznie uznali 11 listopada 1918 r. za początek, za „Polskę od nowa” – na wiele lat przedtem na zimno i spokojnie przeanalizowali to, co kiedyś ich przodkowie mieli – Rzeczpospolitą. Zastanowili się dlaczego i jak ją stracili, jak ją odzyskać i jak ją potem urządzić.

 

Zacznijmy od początku. Krótko: między 1939 a 1945, II Rzeczpospolita padła pod ciosami socjalistów narodowych Hitlera i socjalistów międzynarodowych Stalina. W 1944 r. Stalin wprowadził kolonialne rządy okupacyjne przez przedstawiciela. Niemal przez następne pół wieku tubylczy komuniści sprawowali władzę z namaszczenia Kremla i w formie na jaką Kreml dozwolił. Forma ta ewulowała aż do pozorów pewnych elementów autonomii wewnętrznej. Ale ramy systemu okupacji poza zmianą okupanta  nie zmieniły się wiele między 1944 a 1993.

 

To jest ważne. Istnieją  bowiem jasne analogie między wprowadzaniem systemu sowieckiego w Polsce, a odchodzeniem od tego systemu. System okupacji przez przedstawiciela opierał się na bagnetach bezterminowo stacjonującej w Polsce Armii Czerwonej i bezkarnie panoszącej się sowieckiej tajnej policji NKWD. Pod ich kuratelą administrowali Polską miejscowi komuniści, którzy posługiwali się retoryką „demokratyczną”.

 

Pierwszy miejscowy „rząd”  w drugiej połowie 1944, czyli tzw. PKWN, był łże-koalicją kremlowskich komunistów z kolaboranckimi renegatami z partii lewicowych polskiego obozu niepodległościowego. Znakomita większość obozu niepodległościowego pozostawała w podziemiu, a więc w politycznej i wojskowej wojnie przeciw Sowietom i ich lokalnym plenipotentom.

 

Tymczasem w obozie niepodległościowym nastąpił rozłam. Wyodrębniły się orientacje: a.)  niepodległościowa pryncypialna, która kontynuowała walkę w konspiracji, oraz b.) niepodległościowa dostosowawcza, która stanęła w otwartej opozycji do komunistów. Pierwsza była w zasadzie prawicowa, a druga lewicowa. W czerwcu 1945 r. do łże-koalicji przystąpiły autentyczne elementy obozu niepodległościowego, głównie lewicowe, skupione wokół Polskiego Stronnictwa Ludowego. Elementy te nastawiały się na dostosowanie się do systemu okupacji przez przedstawiciela. W rzeczywistości legitymizowały tylko ten system przez swoje uczestnictwo w farsie.

 

Tuziemscy komuniści tymczasem sfałszowali łże-referendum z czerwca 1946 r. oraz łże-wybory sejmowe w styczniu 1947 r. Po zdławieniu lewicowych elementów dostosowawczych, miejscowi komuniści eksterminowali podziemnych powstańców niepodległościowych. Następnie stłamsili i wchłonęli kolaboracyjną część łże-koalicji. Cieszyli się zupełną supremacją aż do 1989 r. 

       W 1989 r. rozpoczęto grę jakby od końca wstępnego okresu okupacji – jak ja ją nazywam-przez przedstawiciela. Starano się odtworzyć mechanizmy „kompromisu” z lat 1944-1947. Podjęto rozmowy z kolaboracyjnymi i dostosowawczymi elementami, izolując zupełnie pryncypialnych niepodległościowców. Wymyślono z góry sfałszowane wybory parlamentarne – w których zaledwie 35% miejsc w Sejmie było otwartych do współzawodnictwa. Elementy kolaboracyjne i dostosowawcze  oraz miejscowi  komuniści współfirmowali tę farsę, w ramach której podzielili się władzą. Utworzono łże-koalicję komunistów z elementów kolaboracyjno-dostosowawczych. Posługiwano się naturalnie retoryką „demokratyczną”. Nad systemem okupacji przez przedstawiciela w Polsce nadal czuwały sowiecka armia i tajna policja. 

    Tymczasem stała się rzecz nieprzewidziana i niesłychana. Rozpadał się Związek Sowiecki. W Polsce miały miejsce pierwsze wolne wybory prezydenckie, a potem parlamentarne. Nawet Janusz Korwin-Mikke znalazł się w Sejmie. Historia dała gazu do deski.Oddziały Armii Czerwonej zaczęły się wycofywać z Niemiec wschodnich. Siły zainteresowane w utrzymaniu systemu okupacji przez przedstawiciela starały się wtedy przeszkodzić wyprowadzeniu Sowietów z Polski. Niektórzy milcząco zgadzali się na pomysł przesunięcia Armii Czerwonej z Niemiec do istniejących baz w Polsce. Inni mówili o potrzebie tworzenia polsko-sowieckich spółek w tych bazach. 

     Szczęśliwie na początku lat 90dziesiątych do aparatu władzy doszlusowali pryncypialni niepodległościowcy. Obok komunistów, kolaborantów i oportunistów znajdowali się ludzie, którzy jeśli nawet nie rozumieli zasad wielkiej gry politycznej (no bo gdzie mieli się tego nauczyć po 50 latach w klatce PRL?), to przynajmniej odruchowo odczuwali, że konieczne jest pozbyć się Sowietów, aby Polska była niepodległa. To oni właśnie – wbrew „realistom” w MSZ, Belwederze, oraz Sejmie – wymusili wynegocjowanie i wyegzekwowali wycofanie się wojsk sowieckich z Polski.

      We wrześniu 1993 roku, gdy wyszedł z Polski ostatni transport z wojskiem sowieckim, nastąpiła faktyczna niepodległość. I  tego właśnie dnia Rzeczpospolita Polska powinna świętować swój Dzień Niepodległości. Nikt jednak nie zadbał o ustalenie takiej daty bowiem dominujący paradygmat socjal-liberalny i post-komunistyczny zbyt był zajęty pośpiesznym „wybieraniem przyszłości” w Unii Europejskiej,  aby zastanowić się,  jaki fakt dał Polsce niepodległość. Bo przecież jasne jest, że nie był to tzw. „okrągły stół,” i jego konsekwencje. Niepodległość zaczęła się od eksmitowania  Sowietów z Polski we wrześniu 1993.  

 

 

Ponizsza mapa z legendą w j. czeskim pokazuje rozwój ( albo zwijanie się) terytorium państwa poslkiego od Bolesława Chrobrego (linia szara) po dzień dzisiejszy (linia niebieska). Polska w roku 1921 to linia czrerwona.

Get your own Box.net widget and share anywhere! Get Your Own Real Time Visitor Map! ZAMÓW: www.poczytaj.pl Marek Jan Chodakiewicz Żydzi i Polacy 1918 - 1955. Współistnienie-Zagłada-Komunizm Wydawca: Fronda Ilość stron: 736 s. Oprawa: miękka Wymiar: 145x205 mm EAN: 9788391254189 Dzisiaj cena: 35.40 zł

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka