coryllus coryllus
849
BLOG

Pitaval prowincjonalny. Akcja "Gejsza"

coryllus coryllus Rozmaitości Obserwuj notkę 9

Sprawy z udziałem prostytutek i handlarzy żywym towarem nie zawsze wzbudzają niesmak i przygnębienie. Mogą one także wywoływać napady rubasznej wesołości, szczególnie wtedy kiedy zamieszani w nie mężczyźni okazują się być policjantami lub urzędnikami. 

W czasach kiedy prowadziłem kronikę kryminalną dla lokalnej gazety trafiły się dwie takie sprawy, jedna tragiczna i przygnębiająca, a druga groteskowa. Opowiem najpierw o tej drugiej, bo jest to opowiadanie krótsze i mniej drastyczne. Może więc nie odstraszy czytelników od razu.
 
Powiat nasz przecięty jest trasą szybkiego ruchu. Przy każdej takiej trasie, o czym wiadomo od dawna, organizacje przestępcze trudniące się czerpaniem zysków z nierządu ustawiają skąpo odziane dziewczyny, które za pomocą gestów i wyglądu mają wabić klientów. Dziewczyny pochodzą z krajów dość egzotycznych, przeważnie z Turcji i Bułgarii. Nie mówią po polsku i zawsze dochodzi przez to do jakichś nieporozumień z amatorami płatnego seksu, którym wydaje się często, że nie rozumiejąca języka Turczynka nic im nie zrobi kiedy będą uciekać w niedopiętych spodniach do swojego, pozostawionego na poboczu auta. Błąd ten kosztuje ich zwykle trochę drożej niż to co zapłaciliby za seks. Samochód z uzbrojonymi alfonsami dogania ich po jakichś pięciu kilometrach i dochodzi wtedy do scen drastycznych i gorszących każdego uczciwego i poukładanego człowieka. Tak czy siak – opłata musi być wniesiona. Brak znajomości języka nie ma tu nic do rzeczy.
 
Kiedy dziewczyny mają dosyć tych ucieczek , ich opiekunowie zaś nie mają ochoty gnać za jakimś frajerem i wypalać benzyny, dochodzi do scenek rodem z czeskich filmów. To właśnie w naszym powiecie w sposób najbardziej wyrazisty informowano klientów o tym co i za ile mogą otrzymać od stojącej na poboczu prostytutki. Jedna z dziewczyn trzymała w rękach tablicę z napisem – W cipu 100, w paszczu 80. Zabieg ten był zastosowany po to, by oszczędzić sobie i klientom nerwów, a także po to by wyjaśnić naiwnym iż nie ważne jest w jakim stopniu dziewczyna opanowała język kraju, w którym pracuje,  ważne że potrafi liczyć.
 
Co jakiś czas dziewczyny muszą zniknąć z poboczy trasy szybkiego ruchu. Dzieje się tak zwykle wtedy, kiedy trasą podróżuje jakiś polityk wysokiej rangi. Dajmy na to sam marszałek sejmu. Celowo wymieniam tu właśnie marszałka, bo on jeździ tamtędy najczęściej. Wtedy policjanci z wszystkich położonych przy trasie komend rzucają się na te biedne dziwki i wsadzają je do aresztu. Akcja ta nosi zwykle kryptonim „Gejsza”, choć oczywiste jest, że te wymalowane pindy nie mają nic wspólnego z gejszami ani z Japonią.
 
Akcja „Gejsza” wygląda zawsze tak samo; na pobocza podjeżdżają policyjne samochody i przy wtórze wrzasków i wyzwisk w najróżniejszych językach dziewczyny ładowane są do samochodów. Jest to rodzaj tradycyjnego teatru mającego być może związek z teatrem Kabuki. Nazwa akcji nie musi być wcale łączona z profesją tych pań. Chodzi może o to, że wszystko tam jest przewidywalne i z góry wiadomoe, a mimo to ciągle ciekawe i w jakiś sposób interesujące przez swoją powtarzalność. Tak więc dziewczyny lądują w samochodach. Wiezione są na komendę a tam przy pomocy specjalnego tłumacza, któremu płaci się od godziny, spisywane są ich zeznania. Okazuje się zawsze, że one stoją na tym poboczu dobrowolnie i zatrzymują samochody bo chcą się rozerwać. Nikt ich do tego nie zmusza i nikt im nie odbiera zarobionych pieniędzy. Potem, po spisaniu zeznań, sprawę przejmuje urząd do spraw emigrantów, czy jak to się tam u nas nazywa, nie wiem i nie chcę wiedzieć, urząd ten po zapoznaniu się ze sprawą każdej dziwki z osobna stwierdza, że niemożliwe jest deportowanie ich do krajów, gdzie przyszły na świat bo nie ma na to środków. Po tej konstatacji pozostaje już tylko wypuścić dziewczyny. One, co dość oczywiste, wracają na swoje miejsca przy szosie. Naprawdę sporo jest bieganiny i dużo zachodu, a także wydanych pieniędzy w związku z tym przejazdem marszałka sejmu przez trasę szybkiego ruchu. Tym bardziej to dziwne, że przecież limuzyna śmignie tam tylko i już jej nie ma. A pan marszałek nie musi przecież przyglądać się w tym czasie poboczom. Może, na przykład, czytać gazetę.
 
Pamiętam, jak po jednej z akcji „Gejsza” dziwki oskarżyły policjantów o to, że ci pokradli im telefony komórkowe. Śmiechom i zabawom nie było końca. W sprawę wmieszali się opiekunowie prostytutek, powynajmowali jakichś adwokatów, że niby mamy państwo prawa i każdy może sobie mieć telefon komórkowy, jaki chce i nie wolno mu go zabierać. Zrobiła się afera, ale potem jakoś przycichła. Później zaś, kiedy już nie pracowałem w lokalnej gazecie, okazało się, że komendant policji z miasteczka w pobliżu trasy dogadał się jakoś z alfonsami i oni wypuszczali mu te dziewczyny na kilka wieczorów w miesiącu, jak miał się ochotę zabawić w towarzystwie przyjaciół.
 
Prokurator Grzesiek przyskrzynił go w końcu, bo działo się to tuż pod jego prokuratorskim nosem i pan komendant musiał poszukać pracy w innych sektorach budżetówki.
 
Sprawa o wiele poważniejsza niż wszelkie akcje „Gejsza” i przejazdy polityków po trasach szybkiego ruchu rozpoczęła się pewnego wiosennego dnia. Do prokuratury w naszym mieście doczołgała się ciężko pobita i zmaltretowana dziewczyna, która mówiąc łamaną polszczyzną zażądała widzenia się z prokuratorem. Trafiło akurat na prokuratora Grześka, który do prostytucji i ludzi z tej branży miał stosunek taki, jak do robaków obłych. On się tym po prostu brzydził, ale – o czym dowiedziałem się później – nigdy nie przepuścił okazji, by takiego jednego z drugim robaka rozgnieść.
 
To co zdarzyło się tamtego dnia zapamiętane zostało przez wielu. Oto bowiem pobita i zmaltretowana dziwka uciekła swoim dręczycielom i postanowiła szukać pomocy w polskiej prokuraturze. Dziewczyna była w dodatku Ukrainką, a nie Polką co czyniło tę sprawę jeszcze dziwniejszą. Nadmienić należy w tym miejscu, że takie rzeczy zdarzają się niezwykle rzadko. Po pierwsze dlatego, że terror, jaki stosują przestępcy wobec dziewczyn jest wprost zwierzęcy, po drugie – dziewczyny, które zmusza się do prostytucji są przeważnie otaczane takimi koleżankami, co robią to z własnej woli. Czują się więc na tyle obco i są tak beznadziejnie samotne, że nie mają siły na bunt.
 
Ta, która doczołgała się wtedy do prokuratury miała jednak siłę i to zaimponowało prokuratorowi Grześkowi na tyle, że postanowił jej pomóc. Nie jest to zaznaczam łatwe, bo alfonsi jak ognia boją się sytuacji, w której dziwki zaczynają im uciekać i szukać schronienia u policjantów lub prokuratorów. Jedna, dwie takie ucieczki mogą spowodować lawinę i wtedy koniec z zarobkami. Dlatego świat przestępczy zawsze stara się przekabacić za pomocą pieniędzy niektórych urzędników i policjantów. Po to właśnie, by uniemożliwić ucieczkę dziwkom, a przynajmniej zniechęcić je do tego. Z prokuratorem Grześkiem jakoś im jednak nie szło.
 
Dziewczyna, która się do niego zgłosiła była tak zdeterminowana, ze nie bała się ryzykować życiem, powiedziała, że będzie zeznawać, że powie wszystko i wskaże sprawców. Zrobiła to oczywiście niezwłocznie i prokurator Grzesiek, jak gdyby nigdy nic wysłał po prostu po tych facetów grupę uzbrojonych policjantów.
O! jakież było zaskoczenie wpieprzających kebaby, tłustodupych Rumunów, kiedy do ich lokalu wpadli faceci z kominiarkami na twarzach. O! jakiż lament wzniósł się pod oślizły od oparów tłuszczu strop kasetonowy, kiedy padły pierwsze ciosy na korpus i pyski. O! Ileż zapewnień i zemście i krwi usłyszeli wtedy wysłani przez Grześka funkcjonariusze, którzy prali pałami plecy obciągnięte skórzanymi kurtkami i jak mało się oni tymi groźbami przejęli. Wiele by o tym opowiadać.
 
W trakcie prowadzenia tak zwanych czynności śledczych okazało się jednak, że można zatrzymać tylko jednego z tych bandytów, pozostałych trzeba było wypuścić, ale ze względów poza proceduralnych zamknęli oni swoje nieogolone gęby na kłódkę i nigdy nie puścili pary z ust o tym co spotkało ich w pomieszczeniach prokuratury i komendy policji w naszym mieście.
 
Aresztowano jedynie prowodyra. Zanim opowiem, jak został ukarany i jak bardzo spuścił z tonu zeznając w swojej własnej sprawie, powrócę na chwilę do tej dziewczyny. Tak, jak wszystkie biedne dwudziestolatki chciała sobie zarobić. Przyjechała do Polski namówiona przez koleżankę, która okazała się naciągaczką. Koleżanka ta, ot, tak, w letni słoneczny dzień, przy soku i ciasteczkach na lubelskiej starówce sprzedała ją rumuńskim alfonsom. I popatrzcie, jakie to dziwne, siedzi sobie człowiek przy kawce, słońce świeci, a obok dwie sympatyczne dziewczyny w jasnych bluzkach i dwóch śniadych facetów. Nikt normalnie myślący nie podejrzewa żadnej tragedii, no bo jak? Oni wstają nagle i odchodzą trzymając jedną z dziewczyn za ręce. My patrzymy za nimi w ślad i sączymy kawę ciesząc się wiosną. Świat jest jednak dziwny i zawsze trzeba uważać.
 
Nie mam zamiaru opisywać tego wszystkiego co zwykle bandyci robią z porwanymi dziewczynami, bo to wiedzą wszyscy. Najbardziej ponure w tej sprawie było to, że oni karali ją za krnąbrny charakter i za to, że mimo tego wszystkiego co jej zrobili nie chciała się im podporządkować. Zabierali jej wszystkie pieniądze, które zarobiła zostawiając jedynie dziesięć złotych na dzień. Z tych pieniędzy miała kupić sobie jedzenie, kosmetyki, wodę i prezerwatywy. Ją też kilka razy policja ściągnęła z drogi kiedy przejeżdżał jakiś ważny polityk.
 
Prokurator Grzesiek, który lubił mieć wszystko pozałatwiane na czas, tak żeby sprawy nie zalegały, bardzo szybko poradził sobie z szefem grupy przestępczej czerpiącej korzyści z nierządu. Płacząc i prosząc o łagodny wymiar kary błagał go ów człowiek o to, by pozostawiono go w więzieniu w Polsce, żeby go nie daj Panie Boże nie wysyłano go do Rumunii i tamtejszego więzienia, bo on tego po prostu nie przeżyje. Nie bardzo tym wzruszył prokuratora Grześka. Okazało się, że w pewnych, szczególnych przypadkach można nawet u nas znaleźć parę złotych na deportację człowieka do jego rodzinnego kraju.
CDN
coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Rozmaitości