coryllus coryllus
1705
BLOG

Jakaś picz nalała do szklanki czyli o interpretacji sztuki

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 16

 

W salonowych depeszach pap pojawiła się dziś informacja o tym, że powstało biuro tłumaczeń sztuki. Przeczytałem tę informację i lekko zbaraniałem. Biuro tłumaczeń sztuki to kuriozum wprost niesłychane, ale jego powstanie i istnienie uważam za rzecz pozytywną. Opowiem najpierw dlaczego jest to kuriozum. Wyobraźcie sobie, że powstaje nagle Biuro Tłumaczeń Dowcipów im. Janusza Palikota. Jeśli ktoś nie rozumie kawału zgłasza się do biura i biuro mu taki kawał wyjaśnia. No i gitara. Gość, który siedział ponuro i rozmyślał nad sensem kawału wie już, w którym momencie ma wybuchnąć śmiechem i wybucha. Czy jest szczęśliwy? Jeśli był miłośnikiem kawałów a la Palikot, być może, ale co wtedy kiedy nie był. Co z tym facetem będzie kiedy okaże się, że taki wytłumaczony dowcip nie śmieszy go wcale, przeciwnie uważa on, że został przez to wyjaśnienie oszukany i z czegoś ograbiony. Czy w takim wypadku Biuro Tłumaczeń Dowcipów zwróci mu wyłożone na tłumaczenie pieniądze? Nie sądzę.
 
Powie ktoś, że sztuka to nie kawał. Otóż nie kochani. Sztuka współczesna to kawał właśnie i to taki kawał, że hej. Można się do niej zabierać na dwa sposoby – podziwiać w milczeniu analizując formy lub doszukiwać się sensów. Jeśli ktoś wybrał ten drugi sposób sprowadził sztukę ową do poziomu kawału właśnie. Co nie znaczy wcale, że sposób pierwszy jest w jakoś lepszy od drugiego. Skoro sztuka to kawał to nie powinno się jej tłumaczyć. Bo człowiek inteligentny kawałów sobie nie tłumaczy tylko się z nich śmieje, a jeśli go nie śmieszą to o tym mówi.  Jeśli ktoś zabiera się za takie tłumaczenia mimo wszystko, warto zapytać o motywy. Być może całe to biuro jest jakimś happeningiem, a być może chodzi o pieniądze, nie wiem. Wiem, że chętnych na tłumaczenie sztuki nie brakuje. Co mnie dziwi, bo ja bym się nigdy w życiu nie zgodził na to, żeby mi jakąś sztukę tłumaczono. W dodatku tłumacze  z biura twierdzą, że można a nawet trzeba tłumaczyć tę całą sztukę w sposób niezależny od intencji autora. No dobra, niech i tak będzie, bo i tak wszyscy tak robią. Ja nie widzę w tym sensu, ale komuś jest to potrzebne, niech będzie.
 
Najweselsze jest jednak co innego. Oto głos zabrali różni szamani od sztuki, tacy jak Milada Ślizińska oraz dusze jej pokrewne. Stwierdzili oni (one?), że nie można tak sobie po prostu sztuki tłumaczyć, że powinien to robić ktoś bardziej kompetentny. Czyli ktoś zaopatrzony w dyplom historyka sztuki lub wręcz w dyplom artysty. Nic taniej, bo sztuka nie będzie inaczej dobrze wytłumaczona. Głos zabrała jakaś pani artystka, które sztukę biuro przetłumaczyło, używając do tego celu słów takich jak osamotnienie, alienacja, człowiek, jednostka, i podobnych. Dzieło składało się ze szklanki i wypełniającego ją moczu należącego do artystki. Oburzona „twórczyni” nie zgodziła się z interpretacją swojej sztuki twierdząc, że był to tylko żart. Czyli, że pisząc pierwsze akapity tego tekstu miałem rację. Żart to żart, powinien być śmieszny. Niestety siku dorosłej kobiety w szklance nie wzbudza we mnie żadnych wesołych emocji, żadnej pogodnej myśli. Kojarzy mi się raczej z kolejką do okienka w przychodni i dusznym zapachem szpitalnych korytarzy. Nie znam także nikogo kto by się z tego żartu śmiał, ale pewnie autorka dzieła sikając do szklanki ubawiła tym mnóstwo osób, więc ma pełne prawo mówić o swoje pracy w ten sposób. Według mnie jednak praca ta powinna doczekać się jakichś interpretacji, no bo skoro już mamy to biuro, to czymś musi się ono zajmować. No i doczekała się, ale jak widać artystka nie jest z nich zadowolona. I tu jest właśnie ten pozytywny i chwalebny moment w całej tej imprezie. Chodzi mi o ten niepokój, jaki wywołało w różnych „sztukmistrzach” pojawienie się tego biura. Oto ktoś chce odebrać im monopol na tłumaczenie sztuki współczesnej, a to właśnie jest dla wielu szamanów z muzeów i galerii rzecz nie do pomyślenia. Jeśli ktoś raz ów monopol złamie okazać się może, że ich własne interpretacje, ich wybory, a co za tym idzie promocja pewnych artystów, a odrzucenie innych mogą zostać zdezawuowane. Okazuje się przy tym, że cała ta awangarda osadzona na urzędniczych stołkach ma dokładnie takie same zakusy i pretensje jak akademia dwieście lat temu. Tyle, że monopol akademii złamany został przez ludzi z prawdziwym talentem, a monopol magistrów sztuki łamie się dzięki witrynie internetowej, gdzie można się dowiedzieć „co artysta miał na myśli” lub czego na myśli nie miał, bo to i tak bez znaczenia. I dobrze. Niech się łamie. Biuro zaś niech szczęśliwie działa i tłumaczy sztukę. Mam nawet propozycję, by rozszerzyło swoją ofertę o tłumaczenia snów. Sukces pewny.
 
Zainteresowanych moją książką "Pitaval prowincjonalny" zapraszam na stronę www.coryllus.pl
coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (16)

Inne tematy w dziale Kultura