Zginęło osiemnascie osób. W busie, przepełnionym ponad wszelką miarę - siedzieli na podłodze, skrzynkach, tylko sześciu na fotelach - ale bez pasów bezpieczeństwa. Kierowca popełnił oczywisty, tragiczny błąd - wyprzedzał ciężarówkę w gęstej mgle, jego wina jest bezdyskusyjna, nikt nie ma co do tego watpliwosci, szeroko relacjonuje ten fakt prasa i telewizja, proponując coraz ostrzejsze kary za nieprzestrzeganie podstawowych zasad bezpieczeństwa. Spraw jasna? Nie dla mnie.
Smierć tych ludzi na mazowieckiej drodze, ledwie dwadzieścia kilka kilometrów od Warszawy, w gwałtownym krwawym błysku pokazał, że poza salonami elit, Polski reklamowanej jako cud gospodarczy, istnieje Polska, gdzie zarobek kilkudziesięciu złotych jest wart poświęcenia podstaw bezpieczeństwa. Ludzie, którzy zginęli, nie robili tego z bezmyślnosci, oni chcieli dotrzeć na miejsce pracy jak najtaniej, dla nich i ich rodzin wartość ma kazda złotówka - dosłownie. Takich busów uwija się po Polsce tysiące. To co w tzw Trzecim Świecie odchodzi coraz szybciej w przeszłość, w naszym kraju jest normą: rozklekotane samochody, uratowane od złomowania w Europie Zachodniej jeźdzą między Wisłą i Odrą wożąc dzień w dzień tysiące ludzi. To pokazuje skalę zjawiska, ale i fakt, że polska transformacja gospodarcza przyniosła dla wielu, zbyt wielu, biedę.
Za tak zwanej słusznie minionej komuny, po wsiach i miasteczkach krążyły zakładowe autobusy - każdy miał swoje miejsce, bezpiecznie docierał do zakładu pracy i był z niego odwożony. Dziś nie ma tych zakładów - ludzie z okolic Nowego Dworu Mazowieckiego mieli fabrykę Gerlacha, produkująca sztućce - była praca dla kilku tysięcy osób. Pewnie nie płacili tak, jak się spodziewano, ale każdy, kto chciał pracować, mógł pracować i utrzymać rodzinę na przyzwoitym, choć podstawowym poziomie. Transformacja gospodarcza pozbawiła miejsc pracy miliony osób - ponad pięć milionów - nie przesadzam, to szacunki GUSu. Możemy sami je sprawdzić - bezrobocie zarejestrowane to ponad dwa miliony, dwa miliony to emigracja, półtora miliona do tzw. chłoporobotnicy, których statystycznie przekwalifikowano na chłopów, aby wegetowali na tych swoich dziesięciu hektarach. Elity głoszą, ze każdy jest teraz autorem swego losu - ma się wykazać inicjatywą i elastycznością. Ciekaw jestem, co by robił Balcerowicz, gdyby go wyrzucili z SGH na skutek tzw restrukturyzacji czyli zamknięcia szkoły, a inne wyższe uczelnie uległyby likwidacji - też by pewnie zbierał jabka za 60 złotych dniówka. Nie ma przeciez innych kwalifikacji, które umozliwiłyby mu pracę np. jako poszukiwany w Niemczech informatyk lub biotechnolog. Dokonano w Polsce transformacji totalnie lekceważąc społeczeństwo. Potraktowano je jako masę, która ma się dostosować, przestać byc "homo sovieticus" a ma byc "homo capitalismus", jakby tego typu "homa" w ogóle istniały, a nie zwykli ludzie ze swoimi kwalifikacjami i rodzinami.
Dziwimy się, ze coraz większy posłuch znajdują w Polsce ruchy skrajne. Wykorzystuje te nastroje Jarosław Kaczyński. On nie ma jakiegokolwiek programu pozytywnego - jego jedynym programem jest nienawiść do elit. Platformersi byli niewatpliwie zadowoleni, że PiS napędza im wyborców, zniesmaczonych prymitywną retoryką. Ale miliony trwają przy Prezesie, on jest ich nadzieją, że elita - cała elita - władzy, pieniądza, mediów, kultury zostanie zmieciona. To pożywka dla społecznej rewolucji. Obawiam się, że nie ma tu przesady - w historii ludzkości jest ku temu wiele przykładów. Ideologia nie jest istotna - istotna jest jednoczaca wszystkich , rosnacych w siłę nienawiść. Tak było w carskiej Rosji, weimarskich Niemczech, państwie szacha Iranu. Pogarda elit dla pospólstwa, motłochu, nieudaczników tylko pogarsza sytuację. Kaczyński jest politycznym manipulatorem, ale wykorzystał pokłady społecznego niezadowolenia. To jest narastająca fala nienawisci, dziś już poza kontrolą prezesa PiSu - póki co go niesie.
W Polsce zaworem bezpieczeństwa była, i jeszcze jest, emigracja - ale w coraz mniejszym stopniu. Kraje Zachodu mają obecnie kryzys gospodarczy - poszukują tylko ludzi wykształconych - a tych już z Polski wyssali. Rzesz robotników i chłoporobotników dzis nie potrzebują - o nich winien się martwić ich rząd narodowy. Tak jak martwi się Berlusconi, który polecił firmie FIAT przeniesienie produkcji samochodu Panda na południe Włoch - mimo. ze produkcja w Tychach był znacznie bardziej opłacalna, niż w kraju macierzystym właścicieli firmy. O polskich robotników nikt się nie martwi - to tylko ich sprawa, najwyżej wyląduja na bruku. Polska nie ma w dalszym ciagu jakiejkolwiek polityki gospodarczej, nie tylko ochrony, ale przede wszystkim tworzenia nowych miejsc pracy. To konieczność w każdym kraju - po to aby ludzie nie musieli się tłoczyć w osiemnaście osób w dziewięciosobowym, przerdzewiałym busie, który miał ich dowieść na miejsce pracy za sześćdziesiat złotych dziennie, dajace szansę przeżycia koleinych kilku miesięcy.
Inne tematy w dziale Polityka