Magnus Carlsen nie podpisał jeszcze kontraktu w sprawie rozegrania meczu o mistrzostwo świata, który ma się rozpocząć 7 listopada w Soczi. Przeciwnikiem Norwega ma być były mistrz świata, Viswanathan Anand.
Teoretycznie nie wiadomo, co jest przyczyną zwłoki. Ustami swojego managera - Aspena Agdesteina - Carlsen obwieścił, że nie chce podejmować decyzji przed 7 września. Tego dnia kończy się pierońsko silny turniej Sinquefield Cup, a Carlsen tam występuje.
Z kolei Międzynarodowa Federacja Szachowa (FIDE), kierowana przez Kirsana Ilumżynowa (Rosjanin wspierany przez Putina) ogłosiła, że odkładanie decyzji na tak długo jest niemożliwe. Jeżeli mistrz świata nie podpisze kontraktu do końca tygodnia, to straci tytuł! Dalszą konsekwencją będzie to, że mecz zostanie rozegrany między Anandem i Siergiejem Karjakinem (dwaj najlepsi zawodnicy ostatniego turnieju pretendentów).
A o co chodzi Carlsenowi? Jego manager powiedział: „sądzimy, że forsowanie decyzji byłoby niefortunne, bo jest wiele niepewności wokół Soczi i meczu” („we think it's unfortunate to force a decision, because there have been many uncertainties around Sochi and the match.”). Inny komunikat jest taki, że zespół Carlsena nie jest zachwycony poziomem nagród (50 proc. mniejsze niż w meczu sprzed roku), a także proponowanymi regulacjami w sprawie praw do transmisji. Norwegowie dali jednak znać, że to nie są zasadnicze powody obiekcji.
Może więc chodzić o to, co – między słowami – wyłapują ludzie z serwisu chess24. Sugerują oni, że Carlsenowi nie podoba się granie w Soczi, w kraju, który właśnie wywołał wojnę. Jeżeli mistrz świata wycofa się z tego meczu z takiego powodu, będzie moim idolem do końca życia: jego albo mojego.
Więcej o tej sprawie (po angielsku) jest tutaj: https://chess24.com/en/read/news/carlsen-refuses-to-rush-world-championship-decision
