Dziś pierwszy dzień roku szkonego. Koniec wakacji, początek nowej wspaniałej przygody dla wielu dzieci i młodzieży. Początek pracy nad rozszerzaniem swoich horyzontów, poznawanie jakże ciekawych i potrzebnych formułek, nauka jakże obiektywnej historii, powrót do ukachanych, zawsze uśmiechniętych i zadowolonych ze swojej pracy pań nauczycielek i przede wszystkim początek pracy nad wychowaniem młodzieży przez pracowników państwowej oświaty. Czyż nie brzmi to pięknie ?
Drogi czytelniku, jeżeli w powyższym wstępie nie wyczułeś ani cienia ironii, to znaczy, że albo chodziłeś do szkoły prywatnej, albo nie chodziłeś w ogóle. Znaczy, że jesteś analfabetą i w ogóle nie rozumiesz, co tu jest napisane ? Aaaa no tak zapomniałem- przecież zawsze sam mogłeś się nauczyć w domu (ew. z pomocą kogoś z zewnątrz :)).
To może teraz już bez żartów. Państwowa edukacja służy głównie do ... OGŁUPIANIA ! To, że ludzie stają się coraz głupsi, nie znają podstawowych pojęć, nie potrafią logicznie myśleć, ani wypełnić oświadczenia majątkowego, a co więcej- nie potrafią patrzeć krytycznie- jest głównie winą państwa. Wynika to z prostej zasady, że co państwowe to złe. Ale mało tego, system oceniania promuje tych, co pięknie powtarzają głupoty wbite im do głów, a nie tych, którzy myślą w jakiś sposób alternatywnie, drążą jakiś temat, chcą spojrzeć na niego krytycznie. A najgorzej to już jak we własnym zakresie ów uczeń jest oczytany, obyty z konkretnym tematem. I jeżeli słyszy, że to czym on się interesuje, jest pewny swojej wiedzy i ( nie daj Boże) poprawi nauczycielkę, mówiącą ewidętne głupoty to jest problem. Po pierwsze zabiera nauczycielowi autorytet, a po drugie (co jest następstwem piwerwszego) robi sobie wroga z nauczyciela. Już wiadomo co będzie następnym razem: "Kowalski, taki mądry jesteś to może wytłumaczysz klasie to i owo". W tym momencie system oceniania działa na korzyść nauczyciela, a na niekorzyść ucznia (gra o sumie zerowej). Bo to jak ów Kowalski mówił na swój oczytany temat dobrze, to na następny może nie wiedzieć nic. Jak myślicie- co wybierze ocenić nauczyciel ? Już nie wspomnę jak oceniane są dzisiaj matury z języka polskiego... Nawet praca, która mogłaby spokojnie dostać literackiego Nobla, jeżeli nie będzie zgodna z kluczem- to może być uznana za niezdaną.
Tak więc nie chodzi o to, aby coś wiedzieć/ umieć. Tylko, aby zakuć, zdać, zapomnieć. I przez ten schemat ludzie głupieją, państwo tworzy armię ludzi niemyślących, a uczeń dostaje piątki i szóstki, za to że zakuł, następnego dnia zdał i jeszcze tego samego zapomniał. Ale to nie wszystko. Poprzez to, że dostaje piątki i szóstki- nauczyciele mówią mu "jesteś super, jesteś najlepszy i najmądrzejszy", to samo powtarzają koledzy i rodzice. Więc skoro wszyscy mówią- to tak musi być. I tenże "mądry" po co ma być jeszcze mądrzejszy i poznawać dany temat z innych źródeł niż podręczniki szkolne, zatwierdzone przez ministerstwo edukacji ? Skoro nauczyciel mówi, że masz przeczytać lektury, to czy masz czas, aby do tego czytać inną literaturę, "zakuwać" (nie uczyć się !) na inne przedmioty, a do tego zajmować się jakimś hobby ?
Lektura może ucznia znudzić (jedna znudzi inna nie, ale przeczytać i tak trzeba !). Zakuwanie nic nie da, bo zaraz zapomni. A hobby ? Własne zaintersowania ? Nie dość, że nie znudzą, to jeszcze rozwiną.
I to wie każdy uczeń. Więc pytanie- czy szkoła może zostawić uczniom jak najwięcej autonomii i nie zajmować im czasu poza lekcjami ? Czy może dać uczniowi czas na samorozwój (ale nie taki, kontrolowany przez oświatę) ? I czy przede wszystkim może zostawić rodzicom wychowanie i wbicie do głowy odpowiednich wartości ?
Jednym słowem- Czy może w końcu przestać ogłupiać ?!
