(foto. arch. )
Fakt, że całość kompromitującego dla premiera uzasadnienia decyzji o odmowie wszczęcia śledztwa znalazła się w internecie w ciągu 12 godz. od jej ogłoszenia, wydaje się rodzajem komunikatu ze strony prokuratorów: „My umorzyliśmy, ale wiecie jak jest z prokuratorami i naciskami. Spójrzcie, jak w żywe oczy kłamią politycy, których przesłuchiwaliśmy w tych sprawach”.
Złożenie przez premiera zeznań niezgodnych ze stanem faktycznym wskazuje na trudną decyzję, jaką musiał podjąć szef rządu. Zasłonięcie się niepamięcią nie wynika przecież z roztargnienia czy niewiedzy. Przecież np. proces uzgadniania procedury przewozu VIP-ów (tzw. instrukcja HEAD) dokonywał się pomiędzy podwładnymi premiera: szefem jego własnej kancelarii, ministrami konstytucyjnymi, przedstawicielami Kancelarii Prezydenta. Brak pamięci w takiej sprawie jest kompromitujący, premier Tusk wie o tym doskonale. Czyżby zatem wiedza, jak naprawdę wyglądały owe przygotowania, jest jeszcze bardziej kompromitująca od takiej niewiedzy?
Państwo wolnych obywateli
Co gorsza, wyraźna jest społeczna akceptacja dla zobrazowanego sposobu wyjaśniania katastrofy smoleńskiej. Jest to jeden z najważniejszych przejawów braku zaufania do państwa i jego instytucji.
W państwie wolnych obywateli, świadomych, że instytucje mają służyć właśnie im, nie jest możliwe składanie przez premiera RP zeznań świadczących o jego skrajnej niekompetencji, skrajnej nieodpowiedzialności bądź wręcz o skrajnej głupocie w jakiejkolwiek sprawie. Państwo tego typu nie toleruje na stanowiskach kierowniczych przywódców pozostających w konflikcie interesów. Kiedy zeznajesz we własnej sprawie, stajesz się niewiarygodny i żegnasz się z urzędem. To dlatego właśnie w krajach opartych na zasadach i wartościach obowiązuje sprostytuowana w III RP reguła opuszczania stanowisk przez urzędników i polityków, którzy stoją przed groźbą prokuratorskich zarzutów. Zasada, za którą np. Richard Nixon zapłacił dymisją ze stanowiska prezydenta USA.
W jednej z ostatnich „rozmów pod namiotem” gościem był prof. Marek Chodakiewicz. Wykładowca World Politics Institute z Waszyngtonu wprowadził słuchających w osłupienie. Grono zebrane na Krakowskim Przedmieściu spodziewało się odpowiedzi na pytanie, co stało się w Smoleńsku. Odpowiedź taka jednak nie padła z ust amerykańskiego specjalisty od międzynarodowego bezpieczeństwa.
Komunizm – transformacja – postkomunizm
Bo i paść nie mogła. Z lekko ironicznym uśmiechem prof. Chodakiewicz stwierdził jedynie rzecz oczywistą: sprawa przyczyn katastrofy smoleńskiej badana nie jest, a tak długo jak sprawa ta nie jest badana, tak długo nie będziemy dysponowali żadną wiedzą. Brak takich badań świadczy dobitnie o tym, że państwo polskie nie jest w swoich
działaniach
wolne. Zdaniem Chodakiewicza wynika to z
natury
systemu politycznego panującego nad Wisłą, który określił jednoznacznie jako „postkomunizm”. Zobrazował to, pokazując czystą kartkę papieru. Zgniótł ją w rękach i zaprezentował jeszcze raz, pokazując różnicę pomiędzy komunizmem a postkomunizmem. To ciągle ta sama kartka papieru, jednak poddana „transformacji”, a więc przekształceniu zmieniającemu jej formę, bez jakiegokolwiek naruszenia struktury samej kartki.
Sytuację, w jakiej znalazła się Polska po 10 kwietnia 2010 r., a którą scharakteryzowała w swoim tekście
„Co robić?” Ewa Stankiewicz
, należy widzieć w szerszym międzynarodowym kontekście. Rosja, próbująca realizować swoją nową doktrynę po upadku ZSRS, aktywna jest w większości punktów zapalnych globu. Konflikt w Syrii jest tego najświeższym przykładem. Na świecie trwa próba redefiniowania polityki bezpieczeństwa światowego. W tej grze uczestniczą nie tylko rządy i politycy. Rolę odgrywają również obywatele i nastroje społeczne.
Amerykański kandydat na prezydenta USA dołącza do krótkiej listy państw, które zamierza odwiedzić w czasie swojej wizyty w Europie, Polskę, a to z kolei oznacza, że gra o panowanie nad tym rejonem Europy trwa. Kluczową rolę do odegrania w tej grze mamy również my sami. Nie mówię tutaj o elitach politycznych, mówię o obywatelach. To my musimy określić, czy chcemy być częścią zachodniej kultury, czy chcemy pozostawać w rosyjskiej strefie wpływów. Nie uda się nam jednak przeprowadzić żadnych działań, jeśli nie przełamiemy braku wzajemnego zaufania. Chodakiewicz uznaje to za kluczową przyczynę społecznej niemocy: „J
ak może się nam cokolwiek udać, jeśli z badań wynika, że 80 proc. Polaków nie ufa nikomu, poza najbliższą rodziną”.
Jeszcze w
latach
80. sowietolodzy ostrzegali, że głównym celem ataku ideologicznego na wolne społeczeństwa jest osłabienie lub wręcz zerwanie więzi społecznych. Czy to stało się w Polsce? Przykładów jest multum. Od powszechnego łapownictwa drogowego aż po pytanie rodem z Barei, które zadaje sobie większość Polaków, kiedy ma załatwić istotną sprawę w jakiejkolwiek instytucji:
„Czy ja tam kogoś znam?”.
W kierunku samoorganizacji
Gra o Polskę jest w istocie grą o Europę Środkową. Budowa społecznych relacji w Międzymorzu, pomiędzy ludźmi myślącymi podobnie o własnym interesie, to element, który realizować mogą sami obywatele. Organizacje pozarządowe, wszelkie fundacje powinny szukać kontaktów ze swoimi odpowiednikami w regionie. Pół żartem w swoim wykładzie pod namiotem prof. Chodakiewicz zaprasza do fundowania stypendiów i wysyłania studentów do jego szkoły w Waszyngtonie. Róbmy to. Wysyłajmy politologów do Waszyngtonu, filozofów do Oxfordu, fizyków do Pragi czy ekonomistów do Budapesztu i Kijowa. Róbmy to, nie oglądając się na państwo.
Odpowiedzią na zadane przez Ewę Stankiewicz pytanie „co robić”, jest znana demokratycznym społeczeństwom praktyka samoorganizacji. Ponadtrzydziestoprocentowa grupa świadomych obywateli dysponuje ogromną siłą: polityczną, ekonomiczną i społeczną. Organizujmy się więc.
Dla mnie człowiek, to c+u+d, czyli ciało + umysł + dusza. I o tych sprawach myślę i piszę od czasu do czasu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka