Retrospektywnie. W bodajże trzecich wolnych wyborach prezydenckich w III RP, komitet prezydencki Aleksandra Kwaśniewskiego wymyślił hasło wyborcze dla swojego kandydata - “Nasz dom – Polska”. Z racji tego, że nastąpiło to po publikacji zdjęć z Charkowa, gdzie Kwaśniewski z poświęceniem “dał sobie w goleń”, warszawska gawiedź zaczęła dyskretnie zmieniać bilboardową treść patriotyczną na kabaretową. Duże “P” zmieniono na duże “K”, robiąc w ten sposób aluzje do warszawskiej izby wytrzeźwień na ul. Kolskiej. Wyszedł z tego slogan odrobinkę inny w brzmieniu, ale jakże prawdziwszy w treści (Nasz dom – Kolska).
A dzisiaj? Z powodzeniem, wedug tej samej metody, można pokazać jak wiele treści kryje się za propagandowym kitowaniem. Kwaśniewski jak za dawnych czasów kokietuje wyborców chwytliwymi hasłami, a zycie jak to życie – bezlitośnie weryfikuje podniośle brzmiącą pulpę i pokazuje, że autor pięknych słów jest jedynie okazjonalnym pijaczkiem, który bez swoich doradców nie wie co robić. Gubi się. Wpada w jakieś żałosne krętactwa, z których potem musi się wycofywać rakiem. LiD zaś okazuję się luźną zbieraniną ludzi, których jedyną ambicją jest pragnienie dalszego utrzymywania się z polityki.
Zaczynam podejrzewać, że cały ten antypisizm jest dla nich jedynie bardzo wygodnym wytłumaczeniem działalności, z której poza kampanią negatywną nie wynika nic konstruktywnego. Nie trzeba się wysilać na tworzenie własnego programu. Nie trzeba propagować żadnych wartości i idei. Wystarczy tępo walić w Kaczyńskich. Zapewne jacyś świetnie opłacani psychologowie tłumu podpowiadają, że to jedyne co potrzebne do zdobycia władzy.
A potem przyjdzie pora na toast i “pourazowy zespół przeciążeniowy goleni". Tym razem – lewej. Dla dobra Polski, oczywiście. ;)
Pozdrawiam
Inne tematy w dziale Polityka