Dziś, na płońskich "Piaskach" miały miejsce obchody 66. rocznicy wyzwolenia Płońska spod okupacji hitlerowskiej. 19 stycznia 1945 roku do Płońska wkroczyło "wyzwolenie rosyjskie". Niemcy uciekli. Zanim jednak opuścili tereny miasta i okolic, 16 stycznia 1945 roku dokonali mordu na 78. Polakach, mieszkańcach Płońska i powiatu płońskiego.
Ciekawe są pomniki upamiętniające tamte wydarzenia. Na "Piaskach" w 1969 roku powstał - z inicjatywy mieszkańców - pomnik ofiar tego bestialskiego czynu. Na pomniku widnieje napis: "73 Polaków (...) pomordowanym 18 stycznia 1945 roku (...)". Na cmentarzu parafialnym również znajduje się pomnik. A na nim jest napis: "pomordowanym 16 stycznia 1945 roku".
Mirosława Krysiak - kierownik Dokumentacji Dziejów Miasta Płońsk, w dzisiejszej rozmowie telefonicznej po obchodach, powiedziała mi, że te rozbieżności były "zabiegami wroga". 18 stycznia 1945 roku w Płońsku było bezkrólewie - Niemców wtedy już nie było, Rosjanie jeszcze nie wkroczyli. Zbrodnia miała miejsce w nocy, a w dokumentach IPN, przekazanych DDM pojawiają się dwie daty mordu: noc z 16 na 17 i noc z 17 na 18 stycznia 1945 roku. Oczywiście prawdy nie dowiemy się nigdy. Podobnie jak i liczby ofiar - oficjalnie było ich 78 (wg. innych źródeł 73), jednak mogło być ich ponad nawet ponad 90.
Poniżej znajduje się całe przemówienie kierownik Dokumentacji Dziejów Miasta Płońsk Mirosławy Krysiak, wygłoszone 19 stycznia 2011 roku na płońskich "Piaskach", podczas obchodów 66. rocznicy wyzwolenia Płońska:
Szanowni Państwo,
Spotykamy się tu, by po raz kolejny dać świadectwo naszej pamięci, a zarazem czytelny sygnał przyszłym pokoleniom, by także oni pamiętali o tym, co stało się tu w styczniu 1945 roku. Przypomnijmy raz jeszcze – jesteśmy w miejscu, gdzie niemieccy okupanci zamordowali kilkudziesięciu mężczyzn z Płońska i powiatu płońskiego oraz innych miejscowości Mazowsza, więzionych w płońskim areszcie, głównie żołnierzy Armii Krajowej.
Przywieźli ich tu nocą, najprawdopodobniej z 16 na 17 stycznia. Sprawdziłam w kalendarzu 45 roku – to była noc z wtorku na środę – zimna i mroźna. W styczniu 1945 roku, tuż po tzw. wyzwoleniu Warszawy - Wisła tak była skuta lodem, że bez jakiegokolwiek ryzyka ludzi przewożono po niej ciężarówkami. Taka zima musiała być nieprzyjazna dla osłabionych torturami, wygłodzonych i wyziębionych, a także poranionych nocnym transportem mężczyzn. Każdy z nich przeszedł swoją własną drogę przez mękę, jej ostatni etap przyszło im jednak przeżywać wspólnie. Zaczął się on z chwilą aresztowania i osadzenia w płońskim więzieniu, gdzie byli w okrutny sposób męczeni, poddawani torturom. Wiedzieli, że front się zbliża i wojna zmierza ku końcowi. Liczyli, że wytrzymają. Ale Niemcy nie odpuścili.
Kiedy już tylko godziny pozostały do końca wojny, nocą pod więzienną bramę zajechały samochody. Tak te ostatnie chwile wspomina Płońszczanka, więziona w jednej z cel płońskiego więzienia: "To było w nocy - może jedenasta, może dwunasta w nocy. Wszystko było oświetlone. Słyszałam płacz, jęki, krzyki. Straszny był hałas, szum, krzyk... Słyszeliśmy wrzaski Niemców, niemieckie komendy.. Niemcy musieli ich ze schodów zrzucać, bo tylko słychać było, jak się przewracali... To trwało mniej więcej do północy. Podjechał wielki samochód.. Tyłem do drzwi. Słychać było tylko huk wrzucanych ciał... Jeden na drugiego padali. Wszystkich na ten samochód wrzucali, potem przykryli plandeką..."
Później była droga z więzienia na ul. Warszawskiej do miejsca, gdzie dziś stoimy, nazywanego wówczas Ogrodem Powiatowym. Co czuli przejeżdżając przez uśpiony Płońsk, nieopodal własnych domów, ze świadomością, że już do nich nie wrócą?
Że tam gdzieś, niedaleko, są ich matki, ojcowie, żony, siostry?
Musieli wiedzieć, że jadą na śmierć.
Latem tego roku inna mieszkanka Płońska opowiedziała mi:
„Podczas okupacji mieszkaliśmy na „Piaskach”. Nasz dom oddalony był nie więcej niż dziesięć metrów od Szosy Płockiej. Mieszkaliśmy niedaleko bramy wjazdowej do Ogrodu Powiatowego, który ogrodzony był wtedy siatką. Tamtej nocy widziałam samochody ciężarowe wjeżdżające przez tę bramę aż na sam koniec ogrodu. […] Był wieczór, na pewno już po godzinie policyjnej […] Na szosie nie było ruchu kołowego, nie było samochodów, wieczorem nikt nie jeździł, była zupełna cisza. Stałam przy oknie z tatusiem, odchyliliśmy troszeczkę papier zasłaniający okno, bo zgodnie z niemieckim nakazem, okna musiały być zasłonięte czarnym papierem, […] i obserwowaliśmy, jak te samochody wjeżdżają i kierują się w prawo, w głąb pól, w pobliże rzeki, gdzie był ogromny dół, do którego wcześniej wrzucano nać po ziemniakach i inne śmieci… Te samochody tam właśnie wjeżdżały. […] O ile pamiętam, trzy razy. […] A potem słychać było strzały. Dużo strzałów. […] To był straszny huk. Może salwa, a może strzelających było wielu. […]”
Dziś wiemy, że zabijano ich strzałami w tył głowy. Jak w Katyniu. Spadali prosto do dołu. Nie wszyscy ginęli od razu. Jak twierdzą świadkowie - niektórzy prawdopodobnie żyli jeszcze. Ktoś z obecnych przy ekshumacji pamięta, że jedno z ciał sprawiało wrażenie, iż człowiek ten usiłował się wydostać spod ciał kolegów, ale nie miał dość sił. Wykrwawił się, zamarzł. Niemcy nie zadali sobie trudu, by dół zasypać. Zbyt się śpieszyli, żeby zdążyć uciec przed Rosjanami. Jedynie zarzucili te ciała zielskiem. Reszty dokonał śnieg, który wszystko zakrył. Gdy następnego dnia Niemcy z Płońska uciekli – rodziny uwięzionych Polaków, jak co dzień, pobiegły do więzienia. Ale więzienie było puste. Nie wiadomo było, co stało się z więźniami. Łudzono się, że wywieziono ich gdzieś do innego więzienia, do innego miasta... To dlatego ludzie miotali się, jeździli, szukali. Nikt nie chciał dopuścić do siebie myśli o najgorszym, i nikt w to nie wierzył.
Siostra zamordowanego tu Leona Żebrowskiego wspomina: „Mój ojciec jeździł wszędzie, gdzie były więzienia, i szukał. Pamiętam, jak zdruzgotany wrócił z jednej z takich wypraw do więzienia toruńskiego. Kiedy powiedział, że szuka syna, pokazano mu plac więzienny, gdzie leżały stosy spalonych ciał. Chodził pomiędzy nimi i szukał Leona. I wydawało mu się, że go rozpoznał, bo tam był ktoś podobnego wzrostu….”
Jego syn był jednak nie tam, lecz tu. Minął jakiś czas, przyszła odwilż, śnieg zaczął topnieć, a wtedy ktoś dostrzegł wystającą spod śniegu rękę... Zrobił się krzyk, zaczęto kopać, odgarniać śnieg i zielsko. Wtedy ich znaleziono. Jaka wówczas była rozpacz, wiedzą ci, którzy to pamiętają. Ból powiększała świadomość, że odebrano im życie w przeddzień końca wojny, że do przeżycia zabrakło kilku, najwyżej kilkunastu godzin. Bez przesady można powiedzieć, że w dniu, w którym ich odnaleziono, cały Płońsk był w stanie szoku. Nie było rodziny, z której choćby jedna osoba nie stanęłaby nad tym dołem, nie widziała wynoszonych na rękach zamarzniętych i okrwawionych ciał, nie pomagała w ich wydobywaniu. Na płoński cmentarz przewożono ciała końmi, ale też sankami, jak matka Medarda Świrskiego, która zamarznięte ciało syna ciągnęła do miasta na dziecinnych saneczkach… Niesiono na rękach, jak Wacław Poborski, który swojego 18-letniego syna Mariana sam zaniósł do domu przy ulicy Wolności i długo nie pozwalał nikomu go sobie odebrać, nosząc na rękach wokół rodzinnego domu...
Kiedy kopano dla nich grób, tłumy mieszkańców miasta zmagały się z zamarzniętą ziemią, kto mógł, pomagał, i zbijał trumny, bo tych, które były - nie wystarczało. Ilu naprawdę było mężczyzn tu zamordowanych tamtej nocy ? Pochowanych na płońskim cmentarzu jest 78., ale w ludzkiej pamięci przechowały się także inne liczby, mówiące, iż mogło ich być ponad 90.
Gdy po raz pierwszy z ust jednego z ochotników wydobywających w lutym 1945 roku ciała z masowego grobu padła taka liczba, pomyślałam – czas robi swoje, pamięć zawodzi. Ale w jakiś czas później ta sama liczba padła ponownie, tym razem wypowiedziana przez kogoś innego, kto tam wtedy był. Jeśli zatem tak było rzeczywiście i zamordowanych było więcej, niż pochowanych na płońskim cmentarzu, dlaczego liczby tej nie znajdujemy w żadnych dokumentach?
Odpowiedź daje być może kolejny fragment relacji mieszkanki jednego z domów na Piaskach. Mówi ona tak: „Zaraz po wojnie z całego powiatu przyjeżdżali ludzie i pytali się, gdzie jest to miejsce. Masowo ludzie przyjeżdżali. Tam była już wydeptana w śniegu droga. Jedni drugim przekazywali, ludzie od innych osób dowiadywali się, że tu takiego mordu Niemcy dokonali i przyjeżdżali sprawdzić, czy wśród zamordowanych nie ma ich bliskich. Przyjeżdżali i pojedynczo, i po dwie osoby… Nie podawali żadnych nazwisk. Szli na miejsce zbrodni… To działo się tuż po odkryciu ciał, jeszcze przed pogrzebem. Ponieważ mieszkaliśmy bardzo blisko, więc ja te osoby prowadziłam. Nie wszyscy znajdowali tam swoich bliskich. Część ciał rodziny zabrały […].”
Być może było więc tak, że część zamordowanych spośród mężczyzn pochodzących spoza powiatu płońskiego jeszcze przed pogrzebem odnalazły i zabrały do swoich rodzinnych miejscowości rodziny, i w Płońsku nie zachował się po nich żaden ślad, a na naszym cmentarzu parafialnym spoczęli ci, którzy pozostali – 78. mieszkańców Płońska i okolicznych miejscowości oraz ci, których nikt nie rozpoznał i których nazwisk do dziś nie znamy?
Przypomnijmy raz jeszcze – z 78. mężczyzn, ofiar tej zbrodni, znamy tylko nazwiska 37. O 41. nic nie wiadomo. Zupełnie nic. Ich bliscy nigdy nie dowiedzieli się, ani jak zginęli, ani że spoczęli na naszym cmentarzu. Ich pogrzeb w lutym 1945 roku zgromadził wszystkich. Świadkowie mówią, że było całe miasto i chyba cały powiat. Tłum był tak wielki, że rodziny Pomordowanych nie mogły się przedostać w pobliże mogiły, gdzie mieli być pochowani ich bliscy.
Trumny układano wzdłuż alei, przy której dziś znajduje się mogiła, w której spoczywają. Mówił mi ktoś, że tego widoku nigdy nie zapomni – cała aleja trumien, które ciągnęły się od jednego do drugiego końca cmentarza, a wszędzie wokół nieprzebrany tłum płaczących ludzi, którzy nie mieszcząc się już na cmentarzu, stali wokół niego - w polu, na którym z czasem wyrosła „nowa” część cmentarza parafialnego, i wszędzie wokół. Jak okiem sięgnąć – wszędzie byli ludzie. Jeden z płońszczan, którzy tam wtedy byli, powiedział: „Ludzie stali w milczeniu i patrzyli. Cisza. Nie było szlochu. Było tylko wielkie skupienie, zaszokowanie.”
Tak się zaczęło wielkie milczenie, które przez lata narastało wokół tej zbrodni i tego miejsca. Po tamtej wojnie Polska dostała się pod dyktat Związku Radzieckiego, do władzy doszli komuniści, a przeważająca większość tych, którzy zginęli na Piaskach, to byli żołnierze Armii Krajowej. Dlatego na Piaskach dół zasypano, i gdyby nie okoliczni mieszkańcy, nie wiedzielibyśmy dziś nawet, gdzie to dokładnie było. Ale oni ustawili w tym miejscu krzyż. Zwykły, brzozowy. Bo ludzie już wtedy wiedzieli, że to nie jest takie samo miejsce, jak inne. Gdy po latach krzyż spróchniał, wtedy postanowili wystawić nowy i poświęcić go. Były to jednak czasy stalinowskie, więc choć ksiądz uzyskał zgodę na poświęcenie krzyża, to mieszkańcom Płońska zakazano gromadzić się, by wziąć udział w poświęceniu krzyża.
Mimo to, w dniu poświęcenia krzyża ustawionego w miejscu zbrodni, przez cały dzień na „Piaski” przychodzili ludzie – pojedynczo, grupami, rodzinami. Musiało minąć niemal ćwierć wieku, by w tym miejscu mógł stanąć pomnik. Kamień węgielny wmurowano w 1967 roku, w rok później pomnik odsłonięto, także z inicjatywy mieszkańców. W życiu publicznym milczenie jednak trwało nadal - kolejne pokolenia płońszczan dorastały w niewiedzy o tym, kto i dlaczego ginął na Piaskach, a Pomordowanymi i ich rodzinami nikt się nie interesował.
To milczenie spowodowało niewyobrażalne straty w ciągłości naszej wiedzy. Umierali ludzie – bliscy Pomordowanych, odchodzili jedyni świadkowie tamtych wydarzeń. Jakaś istotna część prawdy o tamtych wydarzeniach zginęła bezpowrotnie. Za sprawą tamtych dziesięcioleci, dziś wiemy znacznie mniej, niż wiedzieć powinniśmy, choć pewne dane, dotąd nieznane, udaje się odzyskać.
Znamy nazwiska bezpośrednich sprawców tamtej zbrodni. Z dokumentów przekazanych nam przez Instytut Pamięci Narodowej wiemy, że zbrodni na Piaskach dokonała niemiecka policja kryminalna, a bezpośrednimi sprawcami byli Oberasistent Fogt, Hauptman Schmidt, Niemiec o nazwisku Bartold, Oberleutnant Schwarz oraz Hauptman żandarmerii Schnaze lub Schanze. Dlaczego wzięli na swoje sumienia jeszcze tych kilkadziesiąt istnień ludzi, w większości młodych, przed którymi powinno być jeszcze całe życie? Dlaczego to zrobili, kiedy żadne racje nie wskazywały na to, by ich zabijać?
Przed sześciu laty, na pytanie to odpowiedział obecny tu wówczas wśród nas, zmarły przed niespełna rokiem, proboszcz płońskiej parafii św. Maksymiliana Kolbego, śp. ks. kan. Mirosław Tabaka. Powiedział wtedy: „Właśnie na tym polega istota nienawiści i zła, że tu nie ma żadnych racji, że tu się zabija dla samego zabijania .[…] Gdy się pyta młodych ludzi, którzy dziś zabijają, dlaczego to zrobili, nie potrafią na to pytanie odpowiedzieć. Nienawiść dla nienawiści. Zabijanie dla zabijania. I czynią to ludzie - jak wskazała Hannah Arendt analizując postawę Eichmanna gdy pisała o banalizacji zła - którzy normalnie, na co dzień, są - wydawałoby się - spokojnymi ludźmi, dobrymi dla swoich rodzi. Rudolf Hess - zbrodniarz i komendant Oświęcimia - bardzo kochał swoje dzieci i z wielką troskliwością opiekował się kwiatkami w swoim ogródku nieopodal Oświęcimia, właściwie na jego terenie!...”
Przypominając nam wówczas o tym, Ksiądz Tabaka wskazywał na samą naturę zła niszczącego dla samego niszczenia i ostrzegał nas, by (cyt.): „nigdy nie lekceważyć zła, nawet tego najmniejszego. Bo zło jest bezczelne – mówił w tym miejscu - nawet to maleńkie… Ono się szybko do człowieka wdziera i przemienia go w taką istotę, która czyni zło dla zła, tak jak czynią to ci najwięksi zbrodniarze.”
Niech cierpienie, jakie stało się udziałem ludzi, którzy tu zginęli, choć żadne wojenne racje tego nie uzasadniały, bo wojna właśnie się skończyła, nieustannie przypomina nam o wrażliwości na każde zło, nawet to najmniejsze, przypomniane nam przed kilku laty przez płońskiego kapłana, by nigdy więcej takich miejsc i takich zbrodni na płońskiej ziemi nie było.
Człowiek, piłka nożna, kabaret i, w mniejszym stopniu, polityka - to moje życie.
Online:
All:
Zamieszczone na tej stronie wszystkie notki należą do autora tego bloga i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za jego zgodą.
Myśli Studenta
Utwórz swoją wizytówkę
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka