Firmus Piett Firmus Piett
29
BLOG

Główną przegraną debaty jest TVP

Firmus Piett Firmus Piett Polityka Obserwuj notkę 3

Ostatni tydzień kampanii. Na debatę w TVP czekałem z wypiekami na twarzy, niestety wbrew oczekiwaniom widowisko było słabe, bowiem przyjęta formuła programu uniemożliwiła jakąkolwiek poważną i ciekawą dyskusję. Kandydaci mieli czas na zaledwie kilka krótkich wypowiedzi (bez zagłębiania się w szczegóły), i - co uważam za największy błąd - nie mogli rozmawiać ze sobą nawzajem. Bardzo nie podobały mi się wstawki „biograficzne’ na początku programu. Były całkowicie niepotrzebne, odebrały i tak skromny czas kandydatom, a do tego stały się przedmiotem posądzeń o stronniczość (a takie „luźne” opisy zawsze mogą być dowolnie interpretowane). Przyjęta formuła zmusiła kandydatów do wygłoszenia kilku skromnych (z racji braku czasu) oświadczeń na zadane przez prowadzących kwestie (bo trudno to nawet nazwać pytaniami), dlatego efekty były takie jakie były – całą rozmowę (i nie ma tu winy polityków) można uznać za nudnawą.

Już po widowisku uderzyły mnie komentarze wszelkiej maści specjalistów od wizerunku i PR-owców, dla których triumfatorem „starcia” został Grzegorz Napieralski. W trakcie programu moje wrażenie było dokładnie odwrotne. Kandydat SLD mówił co prawda jak podręcznik do marketingu politycznego, ale zamiast być przekonujący, stawał się momentami śmieszny. Zamiast merytoryczny - plastikowy. Niby błyskotliwe wstawki o tym iż wie jak działają urzędy gdyż „wczoraj rejestrował samochód”, albo „rozmawiał z przedsiębiorcą”, w kontekście jego niedawnego starcia ze starsza panią pod Szpitalem Praskim w Warszawie, gdzie obnażono jego podstawowe niedostatki w wiedzy i powierzchowność stylu, jawią się jako zwyczajna groteska. Wyuczone kwestie, sztuczne uśmiechy… Mnie to absolutnie nie przekonuje. Wręcz przeciwnie, teraz wyraźniej niż dotychczas widzę, że pod barwną, kwiecistą fasadą Napieralskiego nie ma tak naprawdę żadnego poważnego, przemyślanego pomysłu na Polskę. Tylko garść sloganów.
 
Dużo lepiej od Napieralskiego wypadł moim zdaniem Waldemar Pawlak. Bardzo mi się nie podobały próby zaszufladkowania tego kandydata przez prowadzącą program, jako „specjalistę od wsi”. To że PSL jest uznawany za partię ludową i ma taki elektorat jaki ma, nie znaczy że jego kandydat na urząd prezydenta specjalizuje się wyłącznie w programie dla obszarów wiejskich. Poza tym wyraźnie było widać, iż między kandydatem PSL a PiS jest znacznie mniej różnic i „cieplejsza atmosfera” niż między tym samym kandydatem PSL i PO, co w sytuacji wspólnych rządów powinno zastanawiać. Pawlak potrafił też zażartować, trzeźwo ocenił wybór Belki na szefa NBP i liczne pochwały dla niego („z nagradzaniem jego sukcesów na stanowisku powstrzymajmy się do końca kadencji”), zwrócił także uwagę na rolę stosunków gospodarczych z Chinami, czym zapadł mi w pamięć. W odróżnieniu od Napieralskiego, który unikał konkretów a z jego ust usłyszeliśmy za to parę frazesów i ciepłych bajaczek o „bezkonfliktowym społeczeństwie”, Pawlak wydawał się być merytoryczny i naprawdę przygotowany. Widać było, że interesuje się gospodarką i coś o niej wie (a nie tylko robi wrażenie, że wie, jak Komorowski i Napieralski).
 
Bardzo dobre wrażenie zrobił na mnie Jarosław Kaczyński. Trochę się bałem iż da się sprowokować Komorowskiemu, ale na szczęście przyjął wszystkie ciosy i podszczypnięcia bardzo spokojnie. Wypowiedzi Kaczyńskiego były rzeczowe i merytoryczne (może nawet za bardzo merytoryczne). W pamięci utkwiły mi najbardziej dwie z nich – o gospodarce, gdzie kandydat PiS odważnie przypomniał „pakiet Wilczka”, zestaw najbardziej jak dotąd „liberalnych” przepisów gospodarczych wprowadzonych w Polsce w roku 1988, później (niestety) stopniowo obudowywany koncesjami i pozwoleniami, oraz jasna deklaracja o bezpłatnym szkolnictwie wyższym nawet na kilku kierunkach i pomysły na upowszechnienie dostępu do tejże poprzez system ulg komunikacyjnych i stypendiów. Tamte stare przepisy gospodarcze umożliwiły w Polsce eksplozję indywidualnej przedsiębiorczości, i od dłuższego czasu myślałem iż należy do nich wrócić. Cieszę się, że Kaczyński uważa podobnie. Dotychczas PiS kojarzył mi się z pewnym etatyzmem i skłonnością do nadmiernej regulacji, skoro Kaczyński zgłasza tak jasny i odważny postulat, oznacza to iż w myśleniu PiS o przedsiębiorczości zaszła duża zmiana. Bardzo dobre wrażenie zrobiło na mnie to, że Jarosław Kaczyński wbrew swoim konkurentom ani razu personalnie nikogo nie oskarżył ani nie porównywał się z innymi. Wskazywał jedynie problemy do rozwiązania i sposoby na osiągnięcie celu, bez gorszących przepychanek i adresowanych do innych przytyków. Jako jedyny, obok Pawlaka zaprezentował przynajmniej zręby programu pozytywnego, zamiast beztreściowej propagandowej papki.
 
Na tym bardzo słabo wypadł Bronisław Komorowski. Wbrew tezie Gazety Wyborczej, niespodziewane pojawienie się Komorowskiego w Studio nie wyprowadziło z równowagi ani Kaczyńskiego, ani pozostałych kandydatów. Moje wrażenie było takie, że Komorowski przestraszył się słabnących sondaży i postanowił „ratować co się da” – czyli okazał słabość i koniunkturalizm. Jestem niemal pewien, że kandydat PO nie wyjdzie z tej debaty wzmocniony, jako jedyny atakował bowiem personalnie przeciwników, co w kontekście własnego wyborczego hasła „zgoda buduje” wyglądało naprawdę kuriozalnie. Był niegrzeczny, widać było, że czuje się już wybrany prezydentem. Zamiast ciągle deklarowanej woli dialogu dostrzegłem jedynie pychę i egocentryzm.
Sukcesem Komorowskiego można uznać fakt iż nie zanotował on żadnej poważniejszej wpadki, poza już szeroko omawianymi, ale w sumie drobnymi wypowiedziami o sądach „48h”, „gazoporcie pomysłu PO”, czy rzekomą zdobyczą obecnego rządu jaką są elektroniczne PIT-y dla przedsiębiorców (są ale dla podatników indywidualnych – choć przyznaję tu nie jestem pewien). Komorowski nie próbował nawet przekonywać do jakiegokolwiek własnego planu. Nie przedstawił żadnych pomysłów, a każdą wypowiedź rozpoczynał od wrogich odniesień do przeciwników. Nawet Napieralski starał się przekazać jakieś pozytywne przesłanie. Komorowski nie. Zachowywał się tak, jakby już sam jego wybór miał wystarczyć wyborcom, a pytania o program były niestosowne.
 
Gdybym miał ułożyć swoją subiektywną listę zwycięzców i przegranych debaty, wyglądałaby ona tak:
 
1 Jarosław Kaczyński - zwycięzca
2 Waldemar Pawlak – ocena dobra
3 Grzegorz Napieralski – przerost formy nad treścią
4 Bronisław Komorowski – klęska wynikająca z agresji, pogardy dla innych, skrajnego egoizmu
5 TVP - kiepska formuła, zabijająca ideę debaty
 
I jeszcze sprawa druga. Awantura wokół programu Tomasz Lisa i zaproszenia do jego programu dla Bronisława Komorowskiego. Nie wiem czy mnie pamięć nie zawodzi, ale w ciągu ostatnich kilku miesięcy Komorowski gościł w progranmie Lisa przynajmniej ze 3-4 razy (przynajmniej dwa razy Donald Tusk).  W tym samym czasie żaden polityk PiS nie był zaproszony do studia w charakterze "gościa samodzielnego". To jest normalne i rzetelne?

Jestem miłośnikiem logiki. Dzisiejsze jej powszechne lekceważenie, powoduje u mnie wyraźny ból głowy.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Polityka