Żeby było jasne – nie lubię postkomunizmu. Powiem więcej – uważam się za zdecydowanego antykomunistę, od zawsze wrogo nastawionego do po PRL-owskich układów i ich satelitów w postępowych stronnictwach i salonach, Ale na miły Bóg, oskarżanie Jarosława Kaczyńskiego o to że „strzela sobie w stopę” i „porzuca zwolenników”, tylko dlatego, że po 21 latach od upadku komunizmu powiedział publicznie iż należy przestać mówić o postkomunizmie uważam za śmieszne i absurdalne. Pomijając głosy skrajne, pochodzące ze środowisk radykalnych, które przez lata udowadniały, że nie są w stanie w polskiej polityce niczego osiągnąć przez wrodzoną niemożność dialogu i kompromisu, wielu blogerów pisze o tym iż Kaczyński porzuca dawne ideały, „zagalopował się”, „zachłysnął wyborczym sukcesem” (co uważam za wyjątkowo niedorzeczną supozycję). Opinie te często pochodzą od komentatorów, uważających się za pragmatyków, tymczasem mam wrażenie, że w tym przypadku bliżej im do histerii niż pragmatyzmu.
Pomijając już sam fakt iż w 21 lat po Okrągłym Stole, może rzeczywiście warto zarzucić dawne animozje, przynajmniej w sferze werbalnej, to jeśli naprawdę uważnie przeanalizuje się słowa Kaczyńskiego, nie można dojść do wniosku aby zdradził cokolwiek i kogokolwiek. Nazwanie Oleksego „politykiem lewicy” może być zbrodnią tylko dla kogoś wyjątkowo zacietrzewionego (zwłaszcza w kontekście słynnych taśm, w których Oleksy mimo wszystkich swoich wad wypada raczej na człowieka z resztką sumienia). Kaczyński nie powiedział przecież, że przyłącza PiS do SLD, nie orzekł też iż nie trzeba rozliczać komunistycznych zbrodniarzy. Zauważył jedynie, iż dla dobra Polski może warto przerwać wojnę totalną, która od kilku lat powoduje bezładne dryfowanie naszego kraju pod nieudolnymi rządami nic nie robiącej Platformy Obywatelskiej.
To że SLD pod rządami Napieralskiego można w końcu nazwać lewicą, ma też swoje uzasadnienie programowe. Ku złości takich ludzi jak Kalisz czy Olejniczak (a jeszcze bardziej całego salonowego establishmentu), młody szef SLD dokonał wyraźnego skrętu partii w lewo. Kiedyś postkomuniści ultraliberalny program gospodarczy maskowali hasłami socjalnymi, by potem ku zdziwieniu prostych wyborców (a uciesze dogmatycznych ekonomistów) likwidować bary mleczne i odbierać studentom ulgi komunikacyjne. Nowy szef SLD sprawia wrażenie osoby, która głoszone lewicowe hasła zamierza naprawdę realizować. Ta „lewicowość” przyciągnęła do Napieralskiego wielu młodych ludzi z prowincji, którzy dotychczas zapewne zrażeni polityką w ogóle nie głosowali. Kaczyński jako człowiek inteligentny musiał sobie zdać sprawę, że jeśli chce wygrać wybory prezydenckie, powinien o ten lewicowy, socjalny elektorat zawalczyć. I robi to dotychczas skuteczniej niż ktokolwiek inny. Pozyskanie takich wyborców za cenę odstąpienia od ataków personalnych na postkomunistów uważam za cenę wyjątkowo umiarkowaną. Każdy kto choć raz czytał program PiS wie, że Kaczyński tu niczego nie zdradza. Propozycje Prawa i Sprawiedliwości mają znacznie więcej wspólnego z filozofią państwa opiekuńczego, niż liberalnego i nic się tu nie zmienia.
Ze znanych mi badań wynika, że stopień „niechęci” do przeciwników politycznych jest dwa razy wyższy w elektoracie PO niż PiS. Gdzie zatem Kaczyński ma szukać poparcia jak nie wśród wyborców lewicowych? Wystarczy pobieżny rzut oka na mapę poparcia wyborczego kandydatów, aby zobaczyć, że jeśli lider PiS chce wygrać, musi zawalczyć o mieszkańców tych regionów, gdzie różnice pomiędzy głównymi kandydatami były najmniejsze – czyli Kujawy, południowe Pomorze, wschodnią Wielkopolskę, Górny Śląsk. Tam mieszkają w znacznej części ludzie o poglądach lewicowych, i czy się to komuś podoba czy nie, jeśli się chce być skutecznym i mieć jakąkolwiek szansę na realizowanie własnej wizji kraju, trzeba być otwartym na innych. Ci którzy krytykują Kaczyńskiego z góry skazują go na klęskę. Czy to naprawdę leży w naszym interesie? Moim zdaniem nie.
Jestem miłośnikiem logiki. Dzisiejsze jej powszechne lekceważenie, powoduje u mnie wyraźny ból głowy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka