Firmus Piett Firmus Piett
76
BLOG

Monopartia

Firmus Piett Firmus Piett Polityka Obserwuj notkę 0

Coraz częściej pojawiają się doniesienia o tym, że Platforma Obywatelska  zmierza do wyłuskania z SLD przynajmniej kilku znaczących dla tej formacji postaci. Wcześniej skuszeni zostali Włodzimierz Cimoszewicz i Marek Belka, teraz Tomasz Nałęcz, cały czas mówi się o Ryszardzie Kaliszu, w tle od samego początku przewija się Wojciech Olejniczak. Świadczyłoby to o tym, że ludzie sterujący PO myślą o stałym poszerzaniu wpływów swojej formacji i w konsekwencji  zdobywaniu poparcia w coraz to nowych grupach społecznych.

Niby nie ma nic złego w chęci budowania mocnej podbudowy stronnictwa w postaci sympatii wyborców z różnych środowisk. Zawsze wydawało mi się jednak, że partia z definicji powinna być nie tylko przypadkowym zbiorowiskiem poglądów od sasa do lasa, spajanych jedynie chęcią utrzymania bądź zdobycia władzy, ale przede wszystkim wspólnotą wartości i idei. Tymczasem co łączy Gowina z Nałęczem, albo Piterę z Cimoszewiczem? Moim zdaniem zupełnie nic.
Skoro Premier Donald Tusk zapowiedział, że interesuje go najbardziej „tu i teraz” a reformy są niepotrzebne, odpada też argument modernizacyjny. PO do samodzielnych, spokojnych rządów nie potrzebuje przecież łączyć w sobie wszelkiej maści indywiduów od Giertycha po Olejniczaka, a mimo wszystko dość ostentacyjnie stara się to robić. Dlatego zastanawiam się po co? Czemu ma to służyć w dłuższej perspektywie?
Widzę tu tak naprawdę dwie odpowiedzi. Jedną chyba lepszą dla Polski, drugą groźną. Pierwsza jest po prostu taka, że Donald Tusk działa ekstensywnie i zapobiegawczo. Wbrew sondażom, jego partia wcale nia ma tak silnej pozycji społecznej, poparcie wobec nieudolnych rządów topnieje z dnia na dzień, dlatego dzialacze muszą rozglądać się za nowymi grupami wyborców do „uwiedzenia”. Aby utrzymywać potencjalny elektorat na stałym, satysfakcjonującym poziomie, należy składać obietnice coraz to nowym grupom. Tych którzy się zawiedli i zrazili należy zastępować nowymi – stąd stała migracja partii w lewo, z jednoczesnym zachowaniem silnej prawej flanki. Tę hipotezę zdają się potwierdzać badania socjologiczne i wyniki elekcji prezydenckiej. W ostatnich wyborach (w pierwszej turze, która ma charakter partyjny) nieco zmalało poparcie dla PO w największych maistach, wzrosło w ośrodkach średniej wielkości (gdzie lewica zawsze była dość silna). Od Paltformy stopniowo odwracają się też najmłodsi wyborcy (w grupie wiekowej między 18 a 21 rokiem życia poparcie dla PO i PiS niemal się wyrównało, co jeszcze parę lat temu było nie do pomyślenia, dlatego też tak silne były obietnice socjalne skierowane właśnie do tej grupy). Lukę mają zapewne zapełnić zwolennicy liberalnego nurtu lewicowego, tak mocno kokietowanego w ostatnich miesiącach. Kandydat PO wygrał, ale poparły go praktycznie wszystkie liczące się partie i grupy, natomiast Jarosław Kaczyński startował niemal samotnie, a mimo to przegrał o włos.
Druga możliwość jest dla mnie przerażająca. PO próbuje budować coś w rodzaju jedynie słusznej monopartii, tym razem quasi demokratycznej, choć obejmującej swym zasięgiem wszystkie dziedziny życia społecznego. Od Kościoła po radykalną lewicę. Czegoś na wzór monstrum jakim była meksykańska Partia Rewolucyjno Instytucjonalna. Byłaby to formacja niesłychanie szeroka i całkowicie bezideowa. Niby dla każdego coś miłego, a w rzeczywistości recepta na wieloletnią stagnację i marazm w gospodarce targanej skandalami korupcyjnymi ( a przykładów na szkodliwość takiego systemu na świecie kilka jest). W tej chwili PO znajduje się na etapie ośmieszania konkurencji, odsądzania jej od czci i wiary. To ma przygotować grunt pod przyszłe samodzielne rządy, w czasie których wyborcy będą myśleć, ze nie ma żadnej poważnej alternatywy. Takiej monopartii chciałyby komercyjne media i spora część środowisk opiniotwórczych. W środkach masowego przekazu – tak mocno oddziałujących na ludzi - uwielbienie dla PO jest niemal niezmierne. Doświadczenia światowe każą jednak podejrzewać, iż taki eksperyment nie zakończyłby się dla Polski dobrze. Nawet Wałęsa powiedział ostatnio, że nie poprze budowy nowego Frontu Jedności Narodu – i ja choć daleki jestem od jego poglądów, akurat w tym się z nim zgadzam.  Monopol jest zawsze zły, a monopol polityczny jest rozwiązaniem najgorszym z możliwych, tym bardziej, że partia Tuska i Schetyny nie ma żadnego poważnego palnu na Polskę. Dziwie się politykom lewicy, którzy zamiast budować własne programy i alternatywy, wolą dołączyć do nowego PRON, zresztą równie bezbarwnego co dawny. Wydaje mi się, że wielu wyborców PO powinno rozumieć zagrożenia płynące z hegemonii tylko jednej formacji. Tymczasem ci sami ludzie, którzy w mniejszościowych rządach PiS widzieli zagrożenie dla demokracji, dziś niemal chórem nawołują do budowy systemu niemal monopartyjnego i „rozprawy” z opozycją.

Jestem miłośnikiem logiki. Dzisiejsze jej powszechne lekceważenie, powoduje u mnie wyraźny ból głowy.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka