Dziennik: "Lech Wałęsa wzywa, by Sejm pilnie zbadał działania polityków PiS. Poczucie klęski politycznej może zagrozić spokojowi i równowadze naszego państwa - twierdzi w liście do marszałka Sejmu. Były prezydent ostrzega, że może dojść do działań, które opisuje generał Edward Wejner w swojej książce. Według niego, w 1992 roku przygotowywano zamach stanu i internowanie Wałęsy. Mieli za tym stać bracia Kaczyńscy, Antoni Macierewicz i Jan Olszewski"
Tak się zastanawiam czemu Wałęsa akurat teraz o tym mówi i czy nie jest to aby sygnał obwieszczający że nadszedł moment do ostatecznej rozprawy z PiS-em? Może bliskie jest już ostateczne "dorżnięcie watah" w samym ich gnieździe? Nie sądzę. Wszyscy którzy znają Wałęsę wiedzą że jest to człowiek który w odróżnieniu od Jarosława Kaczyńskiego cierpi na prawdziwą manię wielkości, jest zadufany w sobie do tego stopnia że po kilkunastu latach nie może wybaczyć Kaczyńskim tego iż zdemaskowali jego nieudolność i głupotę. Wałęsa uskrzydlony niedawnym projektem umieszczenia go w "Radzie Mędrców UE" postanowił pewnie z czystej próżności przedłużyć swoją obecność w mediach. Przecież nikt poważny nie może wierzyć w to że PiS przygotowuje jakikolwiek zamach stanu... Był (i jest) już taki jeden dziennikarzyna który mówił ze Kaczory władzy nie oddadzą bez rozlewu krwi, potem twierdził że trwa już budowa zbrojnej partyzantki ciemnogrodu a teraz mimo wszystko mało kto traktuje go poważnie...
Oskarżenia Wałęsy padają jednak na podatny grunt. Dwa lata wmawiania społeczeństwu że Jarosław Kaczyński jest zagrożeniem dla demokracji sprawiły że znajdą się tacy którzy w głoszeniu absurdów będą byłemu prezydentowi sprzyjać i nawet jeśli nie będą w głoszone tezy wierzyć wykorzystają to wykorzystają szansę do dokopania PiS-owi... Przykre to, zwłaszcza w kontekscie nasilającego się (wbrew wszelkim prawidłom światowym) medialnego ataku na opozycję. Cóż jak widać kształtuje się na naszych oczach nowa tradycja obarczania opozycji winą za błędy władzy.
***
Dziś także, niejako w cieniu wynurzeń Wałęsy stała się inna, moim zdaniem znacznie ważniejsza z punktu widzenia polskiej polityki rzecz. Z zarządu PO usunięty został Bogdan Zdrojewski. Wiadomość ta, przemilczana przez media jest moim zdaniem newsem dnia i pokazuje jak Donald Tusk traktuje politycznych konkurentów we własnej partii. Odejście Zdrojewskiego jest rzekomo spowodowane przejściem na stanowisko rządowe, jednak nie trzeba być wnikliwym obserwatorem aby zauważyć iż taki właśnie los spotyka w partii Tuska wszystkich którzy są choćby odrobinę niezależni od szefa. Zdrojewski jest typowym przykładem kariery partyjnej budowanej nie na układach towarzyskich a na ciężkiej pracy. Do władz PO został zgłoszony "z sali" a nie przez przewodniczącego, co dla Donalda Tuska musiało być bardzo przykre i pokazało mu że partyjne doły są w stanie pokrzyżować mu szyki. To nie ulubieniec i prawa ręka Tuska czyli Grzegorz Schetyna a właśnie Zdrojewski okazał się być wtedy ceniony przez wrocławskich działaczy... Donald Tusk nie znosi zagrożeń i podjął arbitralną decyzję karząc Zdrojewskiego już dwa razy (za pierwszym mianując go ministrem kultury a nie obrony do czego był przygotowany). Martwi mnie jednak to że media nie robią z tego sensacji ani nie doszukują się w tym drugiego dna tak jak w przypadku znienawidzonego PiS. Szkoda.
Jestem miłośnikiem logiki. Dzisiejsze jej powszechne lekceważenie, powoduje u mnie wyraźny ból głowy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka