Mam dobrą nowinę!
Koreańczycy właśnie kończą prace nad nowym karabinkiem/granatnikiem dla wojska. Wystawili go już na targach. Od kiedy prześledziłem losy Powstania Warszawskiego w którym to na 1-go napastnika, ginęło 100 Polaków, zrozumiałem fenomen partyzantki miejskiej. Zacząłem więc się interesować uzbrojeniem i bronią bardziej niż by o wynikało z mego łowieckiego hobby.
Nowy koreański karabinek jest po prostu rewolucyjny! Widać że SAMSUNG poszedł daleko, daleko, hen hen daleko do przodu. A my, czyli eksporterzy surowych kartofli i surowej miedzi w sztabkach powinniśmy patrzeć na nich jak na jakichś przybyszów z kosmosu. Oni nam zaś powinni rozdawać paciorki i kolorowe długopisy...
Ale do rzeczy! Karabinek jest połączeniem klasycznego, bardzo ergonomicznego karabinka bojowego z krótką lufą o doskonałym wyważeniu, z granatnikiem. Całość jest wykonana z metalu uzupełnionego kevlarem ma niebywale ergonomiczny kształt, i jest doposażona w niebywałą elektronikę. Mianowicie z karabinkiem zintegrowany (zintegrowany - to nie znaczy wieśniacko dokręcony na cztery śrubki i wystający na 7 cm ! Zintegrowany to znaczy zaprojektowany od nowa wraz z bronią i dla tej broni – to jest uwaga do Panów z Bumaru :)
No więc zintegrowany jest moduł elektroniczny. A w tym module same cuda: Kamerka wraz z celownikiem przekazująca obraz wprost do monitora w kasku!! Czyli broń o której marzyli wojskowi od dwustu lat! Nie trzeba się wychylać zza węgła i niepotrzebnie ryzykować, wystarczy tylko wystawić szeroką na ledwie 5 cm. Broń i zabijać przeciwnika. Zabijać – lub dla neurotyków i nadwrażliwców – likwidować skupiska siły żywej nieprzyjaciela. Zza okna tak samo; wystawiamy tylko samą broń, nasze ręce są chronione przez mur i prowadzimy skuteczny ogień.
Przeciwnik pada jak łan w czas żniw, i nawet nie wie skąd padają kule! Mało tego, w czasie prawdziwej wojny takie państwa jak Chiny raz po raz omiatają pole walki potężnym strumieniem laserowym w podczerwieni. To raczej tania broń, określona mianem bandyckiej (ale czy zasypywanie żywcem setek irackich żołnierzy w okopach za pomocą buldożerów USA czymś się rózni?).
A działa to tak: jeśli żołnierz spojrzy przez celownik a w tym czasie laser omiecie pole walki (trwa to ułamek sekundy a podczerwień jest niewidoczna!)to żołnierz traci wzrok i odtąd patrzy na świat już tylko wygotowanym oczodołem. Z tego prosty wniosek, że na prawdziwej wojnie w cenie będą noktowizyjne gogle, baterie i antybiotyki o szerokim spektrum takie jak augmentin. W przypadku koreańskiego karabinka uszkodzeniu ulegnie matryca kamery, zaś wzrok strzelca ocaleje.
Oczywiście naturalny jest celownik laserowy - taka czerwona kropka na czole ofiary znana z wielu filmów akcji, ale jeszcze fajniejszy jest dalmierz laserowy! Żołnierz widzi, że za murem siedzi wróg. Chociaż nie. Siedzą nasi dzielni chlopcy w skupieniu przed walką. A wróg? Wróg się czai. No więc za murem czai się wróg. Jeśli ten mur jest np. 40 metrów od nas to taki brudas może ostrzeliwać się bez końca. Trzeba mieć moździerz , ale nawet jak się go ma to przykład naszych dzielnych chłopców którzy zajebali w Nangar Khel kilkunastu niewinnych cywilów pokazuje, że trzeba się nim umieć posługiwać w stopniu chociażby podstawowym. A to trudne gdy ma się raptem dwa dni treningu strzeleckiego w roku.
A mając koreańską broń robimy tak jak na rysunku:
1) mierzymy odległość do muru, wyświetlacz pokazuje nam np. 42,3 mr.
2) na panelu ustawiamy odległość po jakiej ma się rozerwać granat, np. 45m.
3) strzelamy nad murem, i kiedy granat przelatuje dokładnie nad głową przeciwnika i rozrywa się (bo był odłamkowy) na 1600 śmiercionośnych kawałków.
Skąd taki granat wie że to już 45 metrów i czas się rozerwać? Ano wie, bo ma elektroniczny moduł do którego wprowadzono z klawiatury, że ma się rozerwać po 1,37 sek, a to znaczy, że przeleci w tym czasie dokładnie 45 mtr. ni mniej ni więcej. Ot siła cyfrowej elektroniki.
Taka broń w warunkach współczesnej partyzantki miejskiej nie daje przeciwnikowi żadnych szans. Pociski do karabinka mogą być pełnopłaszczowe, ale też dum-dum, smugowe, zapalające i zdaje się sabotowane, czyli z rdzeniem. A granaty mogą być odłamkowe, zapalające, hukowe i świetlne. A dlaczego napisałem że mam dobrą nowinę? Bo wiem że Pan Klich , cywilny minister obrony, niezwłocznie nam takie karabinki kupi. Inny by zwlekał, przeciągał, stękał, zasłaniał się budżetem - ale nie on.
Przez wojskowych cywilne kierownictwo resortu jest zwykle traktowane jako takie przykre dziwactwo. Aberracja demokracji którą trzeba cierpliwie znosić. Ale czasem się zdarzy, że minister jest bardziej militarny niż samo wojsko. Ta jego krótka fryzura, napakowana i zarazem wysportowana sylwetka i ten , wprawdzie bardzo elegancki, garniturowy , ale lekko militarny styl który wszędzie z lubością podkreśla. Jego styl wypowiedzi, krótki, stanowczy. No i to że po Warszawie jeździ bez kierowcy wojskowym hummerem. To niby nic, ale to jednak takie puszczenie oka, - „chłopaki - jesteśmy w jednej drużynie”
Wojskowi wiedzą że to niby jest cywil, ale tak naprawdę to wojownik, dla którego poligon jest pasją a ciąła modernizacja uzbrojenia powołaniem. I on te karabinki nam niezwłocznie kupi. A zaradny i błyskotliwy premier Pawlak jeszcze wystara się o koreański offset, tak samo zajebisty jak mamy z F-16 do którego produkujemy brezentowe plandeki na kabinę....
A jak minister nie kupi karabinków?
Mój Boże.....
Już przecież tak było, że na sto naszych ofiar ginął jeden napastnik.
Jesteśmy przyzwyczajeni.....
Moją pasją jest świadome, spokojne szkolenie, konsekwentna edukacja i poznawanie świata. Moją pasją jest Piękna Trębaczka, konie i magiczna telegrafia....
Moją pasją jest życie....
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Technologie