Znany postkomunista Włodzimierz Cimoszewicz dołączył do grona obywateli troszczących się o przyszłość Narodu. Jak wiadomo, największą klęską dla Polski byłaby kolejna prezydentura Lecha Kaczyńskiego - małego socjalisty, który nie potrafi sobie sam zawiązać butów i nie zna nazwiska byłego selekcjonera reprezentacji naszego kraju w piłce nożnej.
Musimy więc (po raz kolejny zresztą...) zadać sobie pytanie: czy polscy wyborcy NAPRAWDĘ są tacy prymitywni? Czy większość ponownie wybierze Tuska, Cimoszewicza, Kwaśniewskiego lub Wałęsę, bo - "Kaczyńscy są jeszcze gorsi"?
Z drugiej strony ciężko jednak dziwić się ludziom zmanipulowanym przez świat pro-NWO. Wstajesz rano, szybko śniadanie, 8 godzin pracy (której nie lubisz), wracasz do domu, szybko obiad... i co dalej? Rozmyślasz o cechach idealnego kandydata na urząd prezydenta RP, studiujesz filozofię polityczną, a następnie debatujesz w gronie znajomych? Czy może raczej włączasz TVN lub jakiś mecz w telewizji - ewentualnie wychodzisz z kumplami na piwo (a podczas spotkania tego typu rozmowa na tematy polityczne kończy się zazwyczaj nie merytoryczną kłótnią...)?
Nie zamierzam czepiać się osób, które po ciężkiej pracy postanawiają urozmaicić sobie życie rozrywką niewymagającą nadzwyczajnych umiejętności intelektualnych. Chciałbym jednak zwrócić uwagę Szanownego Czytelnika na to, iż tzw. "mainstreamowi" politycy doskonale zdają sobie sprawę z tego, jak wygląda "przeciętny wyborca" - i na co można go nabrać.
Dziwi mnie jednak to, że osób, które uważają się za polską inteligencję nie stać na więcej niż "przeciętnego". Dziwi mnie to, że za Cimoszewiczem, Tuskiem, Wałęsą i innymi tego typu faktycznie staną ludzie pokroju Wajdy czy Maleńczuka (ten drugi w ostatnim wywiadzie dla Onetu wyznał, że marzy mu się w Polsce... europejska lewica).
No cóż.. Tak naprawdę - wcale mnie to nie dziwi.
Szkoda tylko, że na horyzoncie nie pojawił się jeszcze kandydat wolnościowy (bo w zwycięstwo JKM przestałem już dawno wierzyć...).
