Wersja mundurowa
Wersja mundurowa
Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
210
BLOG

Apetyt na demokrację

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 9

        Są dania, które człowiek lubi, choć te mu nie służą. Jak na przykład tort cukrzykowi albo suchary szczerbatemu. Po prostu nie i już. Dlatego jeden i drugi nauczeni smutnym doświadczeniem unikają smakołyków w zgodzie z własnym ograniczeniami, co jest logiczne w myśl zasady: nie możesz, nie pożądaj. Oczywiście pod warunkiem, że jeśli nawet jest to tort sczerstwiały na kamień, to z Eriką Eleniak w środku, która jak w filmie ,,Under Siege” wychodzi z niego, zgrabnie uchylając ,,rąbka tajemnicy" skrywanej pod mundurkiem i  kolebiąc pośladkami w rytm muzyki. A że ma czym odetchnąć i na czym usiąść, to i cukrzyk, i szczerbaty poczują się znacznie bardziej łapczywi świata, choć niekoniecznie w jego kulinarnej odsłonie. Rzecz jasna z zastrzeżeniem, że obaj, oprócz cukrzycy i próchnicy, nie są na dodatek dotknięci przez okrutny los ani apatią seksualną, ani gejowskim, jedynie dziś słusznym upodobaniem.

         Ale zostawmy obu panów z Eriką i przejdźmy do poważniejszego tematu. Otóż mam jakieś takie nieodparte wrażenie, że daniem niesłużącym Polakom jest demokracja. I niekoniecznie dlatego, że jesteśmy na nią uczuleni, tylko że nie wiemy jak się do  niej dobrać, gdy już podadzą ją nam na talerzu. Bo choć rzekomo sztućce pojawiły się w Polsce szybciej niż we Francji, to w tym przypadku sztukę posługiwania się nimi opanowaliśmy z gracją podobna małpie z brzytwą, co powoduje, że raniąc się i krwawiąc obficie, w miarę konsumpcji zaczynamy słabnąć.

         Tak działo się w Polsce szlacheckiej, której śmiertelną chorobą była właśnie demokracja. I mimo że przepis na nią w założeniu był słuszny, to już wykonanie z upływem czasu sprzyjało autodestrukcji więzów narodowych, a tym samym i państwa.

         Nie udał się również epizod z demokracją po uzyskaniu niepodległości w roku 1918. Ciągłe zmiany rządów, zaciekle walki partyjne osłabiające dopiero co podniesiony z popiołów kraj, strajki dezorganizujące gospodarkę – wszystko to wymagało drobnej korekty nie czym innym, tylko odrobiną najzwyklejszego zamordyzmu. Całe szczęście, że na czele zamachu majowego i ruchu odnowy stanął człowiek w swoich poczynaniach uzależniony jedynie od honoru Polaka, a nie od Moskwy, Berlina czy jakiejś Brukseli. Stąd jeśli nawet popełniano błędy, to nie były one inspirowane z zagranicy a suwerenność wspomagała samodzielne gospodarowanie we własnym domu.

         I dziś mamy demokrację, którą zaproponowano Polakom w ramach sprzedaży wiązanej, dołączając ją niczym laseczki jadu kiełbasianego do zapełnionych półek w sklepach spożywczych, które naprawdę były głównym, jeśli nawet w tamtym czasie nie jedynym marzeniem polskiego społeczeństwa. W zestawieniu z obcą agenturą od lat kontrolującą teczkami życie polityczne nad Wisłą, z naciskami mocarstw opanowujących naszą gospodarkę i szantażujących dobrodziejstwem strategicznego bezpieczeństwa oraz z presją Brukseli będącej de facto polityczną agendą Berlina, to źle używana demokracja podzieliła Polaków, czyniąc ich powolnymi obcym wpływom. Gdyby dzisiejszą atmosferę politycznego wrzenia, podziałów społecznych i dyplomatycznych intryg przenieść trzysta lat wstecz, mielibyśmy do czynienia z feerią rokoszów i konfederacji rozszarpujących w ramach walki - rzecz jasna o demokrację - jedność państwa.

         Dziś mamy na razie początek stanu dwuwładzy – z jednej strony rządu, z drugiej opozycji, coraz bardziej ujawniającej się jako agentura obcych wpływów. I gdyby nie wspomniane wpływy, jej gardłowanie nie przekładałoby się na procesy legislacyjne. A że się przekłada, możemy właśnie mówić o pojawianiu się symptomów dwuwładzy, bo choć opozycja, która jest w mniejszości sejmowej i cieszy się mniejszym poparciem społecznym, nie wyłoniła konkurencyjnego ośrodka decyzyjnego, to przecież korzystając ze wsparcia Brukseli jest na tyle silna, że de facto oddziałuje na treść powstających aktów prawnych. Albo dokładniej – to Berlin przy pomocy Brukseli, a ta z pomocą opozycji staje się krajowym, wewnętrznym oponentem i rywalem do władzy polskiego rządu.

         Ponieważ demokracja we współczesnym świecie jest darem bożym i raz dana musi pozostać, tym bardziej że motłoch upodobał sobie korzystanie z niej wbrew zasadom właśnie demokracji, dając się zmanipulować lewactwu głoszącemu jakoby bardziej liczyły się w niej prawa mniejszości niż większości, nie mamy specjalnej szansy na zmiany. Możemy tylko czekać, aż zostaniemy podzieleni niczym tort, z którego, niestety, na osłodę smutków nie wyłoni się Erika Eleniak ponętnie gibająca perfekcyjnym ciałem. Rzekłbym, że jeśli już coś z niego wylezie, to będzie to barczysty, mało sympatyczny feldfebel w pikielhaubie.


Zobacz galerię zdjęć:

Wersja plażowa
Wersja plażowa

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo