Głosy, głosy słyszę z przeszłości
Głosy, głosy słyszę z przeszłości
Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
3755
BLOG

Owsiak duszony w rodzinnym sosie

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Obyczaje Obserwuj temat Obserwuj notkę 126

        Nie podobało się anonimowemu internaucie, oj, nie, że Jurek Owsiak przeklął szpetnie. No bo jak to tak, niby społecznik wychowujący młodzież w kulturze dobrego uczynku - i to zwłaszcza teraz, w świecie powszechnej demoralizacji, eutanazji i ulicznych bojów kruchtowych dewotek z wyzwolonymi kobietonami o prawo do skrobanki - a z drugiej nie kto inny, tylko pospolity ordynus. A ogólnie rzec można, że i cham nawet - co do tego sprawna inaczej prawa i jedynie funkcjonująca mózgowa półkula pisoprawaków nie ma najmniejszych wątpliwości. Bo jak to tak, żeby na spotkaniu ze swoimi czytelnikami pomieniony pan Jurek wypowiedział słowo na ka, co jeszcze mogło być mu darowane, jako że w powszechnym użyciu ka zastępuje obecnie przecinek, ale on, grubianin jeden, dodał do tego przekleństwo cholera. I to ono prawdopodobnie przelało czarę goryczy, którą wraz z internetową relacją z autorskiego spotkania Owsiaka spijał anonimowy widz. No a że gorycz mu dokuczała, więc jak to mówią, wziął i zgłosił sprawę na policję, natomiast ta przekazała ją do sądu w celu rozstrzygnięcia, czy prawo zostało naruszone, czy nie. I gdyby to był okres ministrowania Bartłomieja Sienkiewicza lub Teresy Piotrowskiej, takiego przekazania by nie było, co choć wynikałoby z rozdania politycznego, uznać jednak należałoby za zasadne. Ale że MSW kierują teraz tęgie głowy z PiS, więc policjanci mają dramatycznie różne zapatrywania na analogiczne sprawy wczoraj i dziś, i sądowi problem podrzucili.

        Co ciekawe, żyjemy w świecie, w jakim - byle pod pozorem ,,przekazu artystycznego”, na który powoływał się również namaszczony przez Salon celebryta narodowej charytatywy - można wypowiadać i czynić różne paskudne rzeczy. Z kinowych ekranów spływa do uszu widzów rynsztok bluzgów, na wystawach plastycy w poszukiwaniu chciwej skandalu gawiedzi prześcigają się w obrazoburczych pomysłach, w filmach i serialach oferowanych w telewizji normalnego słowa też coraz mniej, a w teatrze, uznawanym przecież za antyczną kolebkę masowej kultury, ,,aktorka” odgrywa scenę seksu oralnego z figurą papieża. A mówiąc wyszukanym językiem męża amerykańskiej intelektualistki Anne Applebaum z Chobielina – robi świętemu laskę. I w tej oto ordynarnej i gruboskórnej rzeczywistości, proszę – jeden palant poczuł się dotknięty i zdemoralizowany do szpiku kości ,,artystycznymi” przecież ku**ą i cholerą. Ale nie żeby nawet wypowiedzianymi mu prosto w twarz - co to, to nie. Raczej rzuconymi w stronę słuchaczy, w nawiązaniu do jednej ze scen książki przez niepopularnego wśród prawicy zawodowego ciułacza ludzkiej dobroczynności i celebrytę w jednym wydaniu. No po prostu skandal!

         Nie koniec to jednak rzeczy dziwnych i zastanawiających. Bo oto po wygłupie policji przyszła kolej na kompromitację sądu. Ten bowiem umarzając sprawę, zamiast zamknąć ją stwierdzeniem, że wypowiedź Owsiaka mieściła się w ramach autorskiego artystycznego przekazu – bo mieściła się, co jest faktem – a poza tym miała znikomą szkodliwość społeczną, zdecydował, iż trudno uznać salę spotkania z czytelnikami – spotkania przekazanego przecież w relacji internetowej - za miejsce publiczne. Czyli że wypowiedź zawierająca nieprzyzwoite słowo nie spełnia znamion artkułu 141 Kodeksu wykroczeń. Jest to ciekawe o tyle, że niedawno Sąd najwyższy, orzekając w sprawie lidera stowarzyszenia ,,Duma i Nowoczesność” dotyczącej umieszczenia w sieci symbolu ,,zakaz pedałowania”, uznał właśnie bez cienia wątpliwości, że internet miejscem publicznym jest, i basta.

        No i mamy problem! Oto bowiem od momentu wydania kuriozalnego wyroku na korzyść Owsiaka gospodarze spotkań autorskich, z których relacje obejrzy sobie każdy chętny użytkownik sieci, będą mogli lżyć nieprzyzwoitym słownictwem publiczność, pokazywać im ,,faki”, wypinać na nich obnażoną dupę i wyczyniać każdą inną obscenę, jaka tylko im do głowy przyjdzie, bo działać będą przecież poza przestrzenią publiczną. Doprawdy, w tej sytuacji dziwić nie może pisowski zapał w przesiewaniu sędziowskiego bydła.

         Jednak poruszona tu historia nie stanowi żadnego niusu, jako że ten jest zupełnie gdzie indziej. Bo czyżby zdziwiło kogoś to, że Owsiak potrafi całkiem sprawnie posługiwać się furmańską łaciną? Przecież obserwatorzy mediów pamiętają jego możliwości z występu na Przystanku Woodstock, za co został ukarany. Zatem co naprawdę w jego anegdotce o tym, jak w czasach komunistycznych, a w domyśle - w stanie wojennym, z ojcem stojącym na czatach nielegalnie handlował mięsem, jest prawdziwą informacją? Informacją o wiele ważniejszą, dyskredytującą Owsiaka i jego rodzinę bardziej, niż jakieś przekleństwa? Niusem, którego nikt się nie doszukał, choć duża część osób śledzących wydarzenie, w tym nawet ,,zawodowych” uczestników dyskusji na internetowych forach – czytaj, dyspozycyjnych prowokatorów i politruków z lewej i prawej strony – doskonale zna historię domu naszego bohatera.

        Otóż jakoś nie podjęto tematu, że stojący na czatach ojciec pana Jurka był nie kim innym, tylko pułkownikiem milicji, a do tego naczelnikiem wydziału do spraw przestępstw gospodarczych w Komendzie Głównej. I oto ów wysoki stopniem funkcjonariusz, zajmujący się między innymi zwalczaniem czarnego rynku, bierze udział w nielegalnym uboju i handlu mięsem. To brzmi wręcz groteskowo i równie niewiarygodnie, jak współudział polskich ekologów w powstaniu zamku nad Notecią. No ale jest faktem - wstydliwym, niemniej jest.

        Wiem, że było to w czasach peerelowskich, kiedy etyka i poszanowanie prawa nie raz brały się w umysłach ludzkich za przysłowiowe bary z niechęcią do ustroju, niezrozumieniem często jego durnych zasad i przepisów oraz stwarzanymi przez system codziennymi problemami. No i zazwyczaj wygrywało nieposłuszeństwo, a i zwykłe złodziejstwo – politycznie usprawiedliwione, a czasem nawet podniesione do rangi cnoty. Niemniej naruszanie tego prawa przez jego stróżów, którzy mając go bronić żerowali na jego łamaniu, świadczy nie tylko o ich moralności i etyce wykonywanego zawodu, lecz przede wszystkim o atmosferze panującej w ich najbliższych kręgach. A w tym w zdemoralizowanych rodzinach, będących nie tylko świadkami, ale i beneficjentami zarówno sprawowanych urzędów, jak i bezkarnie z uwagi na pełnione funkcje dokonywanych przestępstw oraz wykroczeń, popełnianych przeciwko interesom państwa, do ochrony których wspomniane urzędy powołano.

        Czego więc mógł nauczyć się Jerzy Owsiak od swojego ojca? Jak łamać prawo, jak żyć wbrew zasadom, których ma się przestrzegać i bronić, jak kryć pod maską oficjalnych działań swoją prawdziwą naturę i sprzeczne z głoszonymi poglądami zachowania? Czy to mu wpojono w domu, w którym niczym w rondlu każdy z nas, przed zaserwowaniem światu,  przyrządzany jest w rodzinnym sosie? I czy tym trąca w dorosłym już życiu? Tego nie wiemy, ale coś jest na rzeczy. Podobnie jak w tym, że ludzi czytających tekst interesują sprawy uboczne, na przykład użyte słowo ku**a, a prawdziwy, skłaniający do myślenia medialny nius pozostaje dla nich ukryty.

        Hm, może dlatego właśnie, że skłaniający do myślenia i narzucający często nieciekawe wnioski nie tylko na temat czyjejś moralnej kondycji.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości