Po 20 latach nauki religii w szkołach

Kościół od 20 lat ma powszechny dostep do umysłów, serc i dusz dzieci i młodzieży, od przedszkola po maturę.

Każde dziecko, przez 15 lat swojego życia, dwa razy w tygodniu uczy się dobra, miłości, szacunku.

Z jakim skutkiem? Z żadnym.

Czy dzisiejsza, przeprowadzona przez koscielną machinę edukacyjną młodzież jest lepsza niz ta 20 lat temu? Nie

Czy odsetek chuligańtwa, wulgarności, pogardy, braku szacunku jest mniejszy? Nie, wprost przeciwnie.

Co zatem jest powodem całkowitej nieskuteczności kościola w swoim nauczaniu? Może zbyt mala ilość godzin, może powinny być cztery godziny religii tygodniowo, może powinna być codziennie?

A może program nauczania ma wady, może za dużo w nim dogmatu, materiału do wykucia na pamieć a za mało, rozmowy, dialogu, dyskusji?

A może kościół nie jest juz dla mlodzieży autorytetem, może tezy, które głosi nie przystają do dzisiejszego, multikulturowego, zróżnicowanego światopoglądowo świata.

Może nastolatka/nastolatek dowiadując się, że masturbacja to grzech ciężki, że prezerwatywa to grzech, że sex to grzech, mówi sorry, może kiedyś, teraz jest inaczej, ani gorzej, ani lepiej - inaczej. I może odrzucając naukę w tym obszarze odrzuca w obszarach innych.

Orientacja sexualna nie jest wsród młodzieży tematem tabu, ktoś ma koleżankę lesbijkę, ktoś geja, razem się bawią, rozmawiają, spotykają. A z nauki koscioła dowiadują się, że te osoby grzeszą, że powinny się leczyć, że nie dostąpią łaski zbawienia.

Dowiadują się, że za każdym rogiem czyha szatan, który chce sprowadzić ich na złą drogę, a oni żadnego szatana nie widzą, najpewniej w niego nie wierząc

Jak wyglądają lekcje religii na poziomie ponadpodstawowym?  Często fatalnie z punktu widzenia kościoła. Brak dyscypliny, śmiechy, żarty, spożywanie kanapek, picie coli, otwarte niezgadzanie się ze stanowiskiem katechety, kwestionowanie jego nauczania, kpiny i szyderstwa.

Może zatem religii było lepiej w salkach katechetycznych? Przynajmniej autorytet kościoła tak by się nie dewastował.