Grzegorz Cydejko Grzegorz Cydejko
68
BLOG

MBA i MBO na NBP

Grzegorz Cydejko Grzegorz Cydejko Polityka Obserwuj notkę 11

Zabawne. Jeśli Sławomir Skrzypek to menedżer z dyplomem MBA, posłowie reprezentują właściciela, to wykup zgody Giertycha na prezesurę Skrzypka za pieniądze z zysku NBP ma swoją nazwę: wykup menedżerski. Z wszystkich tych MBA wychodzi więc, jak często w prywatyzacji: MBO (management buyout). Taką procedurę wymyślili menedżerowie firm, którzy, znając ją lepiej niż właściciele, wykupują przedsiębiorstwo za jego zyski i część majątku. Aż sam się boję tego spostrzeżenia ;-)

Pyszne są też skróty z wystąpień prezesa NBP in spe. Ale ja nie o tym.

Tak na poważnie: bardzo ciekawa dyskusja przy moim poprzednim wpisie sprowokowała mnie do kilku niskofelietonowych i małoironicznych uwag o gospodarce i euro. Bardzo dziękując Komentatorom, którzy podjęli merytoryczną dyskusję na ten temat, uprzedzam innych, że nie obrażę się za nieczytanie poniższego tekściku. Wszystkim czytelnikom Salonu24 obiecuję, że nie będę w przyszłości nadużywał form niefelietonowych.

 

  1. Nie przykładajmy zbyt wielkiej uwagi do późnych spostrzeżeń Friedmana, Greenspana, Mundella i innych amerykańskich gigantów. Pierwszy przyznał, że sytuację w Polsce zna mało, a pierwsze reformy Balcerowicza oczywiście nie były czysto monetarystyczne. Leczenie pieniądza było tylko ich elementem. Dlatego Friedman powiedział, co powiedział. Podobnie Greenspan i inni Amerykanie - oni wydają się nie bardzo rozumieć naiwny mechanizm wspólnej waluty przy mało jednorodnej przestrzeni gospodarczej i różnych siłach ekonomii regionalnych. Z całym szacunkiem dla tych wielkich ludzi, oni nie mieli obowiązku wiedzieć, co się Polsce opłaca.
  2. Jednakże, jak to Amerykanie, otwarcie potrafią mówić o tym, że interesy państw są, a nawet są różne, co u nas jest spostrzeżeniem albo rzadkim, albo dyskretnie przemilczanym (i nie mam tu na myśli tzw. euroentuzjastów). A ja twierdzę, że szybkie ograniczenie deficytu finansów publicznych i długu oraz niski poziom inflacji są kardynalnie ważne dla rozwoju bez względu na to, czy zmierzamy do euro, do dolara, juana, czy też chcemy posługiwać się walutą butikową jak znaczki z Mauritiusa i w tym celu staniemy zwarci pod wodzą Fotygi i Skrzypka do renegocjacji Traktatu Akcesyjnego. Patrz też pkt 7.
  3. A właśnie eksport niepewności i wrażliwości gospodarki do Eurolandu leży głęboko w interesie Polski dysponującej obecnym stanem i zdolnością rozwoju ekonomii. W interesie przysłowiowych Niemców i Francuzów jest nie roztaczać nad nami parasola ochronnego wielkiej, rosnącej waluty. Nie tylko dlatego, że ich inwestorzy stracą okazję do zarabiania na wyższych spreadach, czy rentownościach związanych ze stanem finansów publicznych i oczekiwań inflacyjnych w Polsce. W ich, Eurolandersów interesie nie leży po prostu import wrażliwości naszej gospodarki i jej labilności. Podobnie, jak nie leży w ich interesie eksport ich pieniędzy (oszczędności), czyli właściwych dla Eurolandu rentowności obligacji.
  4. Dlatego, widzicie, jestem zwolennikiem szybkiego marszu ku euro, że chcę naszą gospodarkę pod nim „schronić". W sensie: skorzystać z tańszego pieniądza („niekrajowych" oszczędności) dla rozwoju naszej, polskiej ekonomii.
  5. Więcej, uważam, że to się nam należy, jak psu zupa. Wciąż bilans naszego wysiłku reformatorskiego, a zwłaszcza otwarcia rynku dla partnerów z Unii jest dla nich korzystny. Nawet, jeśli mocno teraz poprawiany funduszami strukturalnymi. To normalne. Na razie jeszcze to oni potrafią więcej zjeść ze wspólnego stołu otwartych rynków. Ale postawili na nich pomoc przedakcesyjną, fundusze strukturalne, wysoką jakość prawa i bezpieczeństwo, a więc i my się wzmacniamy.
  6. Oni o tym wiedzą. Wiedzą też, że stabilny, szybki rozwój w Polsce jest też w ich interesie. Dlatego postawili nam w Traktacie Akcesyjnym wynaleziony przez siebie zestaw kryteriów zdrowia gospodarki znany z Paktu Stabilności i Wzrostu. Rozwodnili go potem, ale i my na tym rozwodnieniu korzystamy. Choćby teraz, kiedy nie zabierają nam funduszy strukturalnych mimo, że mogliby wszcząć procedurę nadmiernego deficytu. Nie wszczynają, bo wiedzą, że reforma systemu emerytalnego musi taki kraj, jak nasz, okupić wyższym deficytem.
  7. Radykalna kuracja finansów państwa ma azymut na kryteria z Maastricht, ale i one nie są końcem słusznej drogi. Dlaczego?
  8. Bo samo osiągnięcie stanu konwergencji, czyli zdolności do przyjęcia euro w miejsce złotego, to jeszcze nie jest stan równowagi w finansach publicznych. Tylko niższy deficyt i dług dają pole manewru gospodarczego rządowi w sytuacji, kiedy byłoby to potrzebne, bez narażania państwa na gwałtowny spadek wartości waluty (jeśli posługiwałoby się własną), radykalny wzrost oprocentowania kredytu, radykalny wzrost stopy podatku itd.
  9. Ale można manewrować już po osiągnięciu punktu z Maastricht chowając się pod parasolem euro.
  10. Z mojego punktu widzenia, euro nie jest mitycznym „złotym pieniądzem", ale kierunkiem reformy państwa. Kto nie chce euro, niech tak wzmocni gospodarkę, by tej europejskiej waluty, czyli tańszego kredytu nie potrzebowała. Niech tak wzmocni gospodarkę, by jej autonomiczna waluta stała się pieniądzem rezerwowym dla świata, by w niej denominowali swe kredyty Szwajcarzy. I niech to wszystko zrobi tak szybko, jak w sytuacji, gdyby zmienił jednak walutę narodową na tę, którą posługuje się jednolity rynek pół miliarda Europejczyków, a coraz więcej państw i firm lokuje w niej swe rezerwy.
  11. Chciałbym, wraz z Wami, Szanowni Komentatorzy, móc porozmawiać o tym wszystkim, ale tak zwyczajnie, spokojnie, bez zacietrzewienia i urazy, z wybranym na prezesa NBP Sławomirem Skrzypkiem i tymi, co go wybierają. Myślicie, że się da?

Ciekawski, poznawalski, dociekliwy, duży facet ze stażem. Lubię robić gazety, projektować audycje, kojarzyć fakty i mieć opinię, działać dla idei.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka