Grzegorz Cydejko Grzegorz Cydejko
104
BLOG

Rokita ujawnia - Platforma punktuje

Grzegorz Cydejko Grzegorz Cydejko Polityka Obserwuj notkę 5

Dobrze, że Jan Rokita ogłosił program przygotowany przez gabinet cieni PO. Choć oberwie za to po głowie, oj, oberwie. Głównie pewnie od Donalda Tuska i jego gwardii. To zrozumiałe, bo przecież nie po to zwołuje się konwencję programową, by gotowy do ogłoszenia w marcu program upublicznić już teraz.

Całkiem nie do wybaczenia jest, by liderzy partii otrzymywali dokument programowy na kilkanaście godzin przed jego upublicznieniem. Tak z soboty na niedzielę. Prawie 400 stron lektury w jeden weekend? To jasne, że przygotowanie czołówki partyjnej do ofensywy propagandowej wokół takiego dokumentu musi zabrać więcej czasu i kosztować co najmniej kilka narad. A nie wygląda na to, by Donald Tusk i jego partia szykowali się do nazbyt długotrwałej aktywności przed i po marcowej konwencji. Rokita zmusił kolegów, by zamiast błogo szusować na nartach, zabrali się za promocję własnego programu.

Dla liderów PO to może i kłopot, ale dla działaczy i członków tej partii lepiej, że otrzymają dokument programowy do dyskusji przed konwencją. Ruch Rokity nie pozwala udawać, że coś poważnego można swej partii zaproponować i uzyskać akceptację w czasie kilkugodzinnej debaty. Dokument programowy dyskutuje się dłużej i szerzej, a nie przed kamerami na tle baloników.

Ogłaszanie programów partyjnych na długo przed wyborami świadczyć też może o poważnym traktowaniu wyborców, którzy zasługują na to, by nie tylko raz na 4 lata otrzymać z wyżyn partyjnych władz porządną diagnozę i zestaw propozycji dla kraju. Rokita zaproponował więc dzisiaj program gabinetu cieni, ale i uczciwsze politykowanie.

W 2005 r. program dla rządu przygotowany pod Rokity i Stefana Kawalca kierunkiem został skutecznie schowany przed wyborcami. PO nie wygrała - program zesłano do archiwum. Tylko nieliczni analitycy brali go potem pod uwagę jako asumpt do rozważań nie nad tym jednak, co warto w Polsce zrobić, ale nad tym, co na pewno przez rząd PiS zrobione nie będzie. Dobre programy mają jednak to do siebie, że powinny być przedmiotem dyskusji, sporów, ale też podpowiadać konkurentom politycznym ciekawe, mocne intelektualnie rozwiązania.

Które propozycje gabinetu cieni PO są intelektualnie i społecznie mocne, a które tylko napisane pod publiczkę - za wcześnie wyrokować. Trzeba się w dokument wczytać, a to niełatwe, skoro nie ma go nawet na stronie internetowej Jana Rokity, nie mówiąc już o serwisie internetowym PO. Z tego, co Rokita mówił dzisiaj w Sejmie, jest w programie kilka myśli, które wymagają szerszej niż tylko partyjna debaty.

Ot, chociażby kwestia sądownictwa. Rokita proponuje, by Krajową Radę Sądownictwa przekształcić z samorządowej w społeczną. Już widzę, jak to będzie wyglądać: delegatów środowiska sędziowskiego zastąpią delegaci środowiska politycznego. Rząd przygotował zresztą dla Prezydenta podobny w skutkach projekt. Z obu wynikać może pacyfikacja roli samorządu sędziowskiego. Jeśli dołożyć do tego postulat pozbawienia sędziów immunitetu, jasne staje się, że w planach PO i PiS różnicy nie ma - sędziowie tracą niezależność i już. Decyzja władzy wykonawczej, a może nawet instrukcja władz partyjnych zastąpią rekomendacje samorządu sędziowskiego.

Podobieństw z polityką PiS jest w programie „gabinetu cieni" PO więcej. Zawodowa armia? Radek Sikorski już przed paroma dniami ogłosił datę osiągnięcia takiego celu.

Budżet zadaniowy, planowanie wieloletnie, zobowiązanie rządu do realizacji zadań, a nie do wydawania zapisanych w budżecie kwot? Proszę bardzo - wszystko to zapowiadają Zyta Gilowska i Jarosław Kaczyński na koniec kadencji parlamentu. No, może z małą, choć ważną różnicą. W polityce PiS akcent stoi na planowaniu wieloletnim, a nie na zobowiązaniu do uzyskiwania efektów. Tu przyznaję rację Platformie: jeśli budżet centralny i samorządowe będą robione według zasady, że dysponenci pieniędzy zobowiązują się do wydania danej kwoty pieniędzy, a nie według zasady, że zobowiązują się do osiągnięcia danych celów, to nic z reformy finansów nie będzie.

Są też i różnice. „Głęboka przebudowa państwa" zakłada ograniczenie przywilejów, zniesienie immunitetów i surowe kary dla polityków i urzędników. Prostą konsekwencją tego ruchu musi być radykalne podniesienie jakości polityki i administracji. A to oznacza nie tylko postawienie barier przed wejściem do polityki, ale i radykalne zwiększenie kosztów administracji, bo przywileje i bezkarność trzeba będzie zastąpić podwyżkami.

Podział policji na samorządową i państwową mógłby przejść bez kontrowersji. Ale już podporządkowanie prokuratorów sędziom jakoś tak kłóci się z postulatem rozdziału ministra sprawiedliwości od prokuratora generalnego. Chyba, żeby wybierać prokuratorów w powszechnych wyborach.

Bon oświatowy i ulgi prorodzinne to ukłon w stronę polityki społecznej, której brak zarzuca się Platformie od dawna. Obie propozycje ze wszechmiar słuszne. Zwłaszcza druga. Nie mam pojęcia, po co było zwiększać kwoty wolne od podatku i progi dochodowe dla wszystkich, jak leci. Przecież rząd dał tym ruchem poważne pieniądze zamożnym, a nie osiągnął żadnego tzw. celów społecznych. Musi teraz wysupłać pieniądze, by dorzucić je w kuriozalny sposób emerytom - tym razem starając się różnicować wysokość jałmużny. Tymczasem samo zróżnicowanie kwoty wolnej od podatku, np. w zależności od liczby dzieci pozostających na utrzymaniu rodziny, może dać efekt lepszy niż śmieszne podlizywanie się ludziom „senioralnym" czy „becikowym".

Najpoważniejszej reformy domaga się sama legislatura. Ale w tej kwestii jakiekolwiek rekomendacje wydają się z gruntu nierealistyczne. Wiadomo, że parlament jest za duży, że prawo powinni pisać fachowcy a nie bohaterowie chłopskich buntów i ideowych frontów. Na to politycy nie pójdą.

Od niemal roku prowadzę z ekonomistami z Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego i kolegami z Klubu Dziennikarzy Biznesowych otwarte konwersatorium, którego rekomendacje są w znacznej części zbieżne z tymi, które przedstawił Rokita. Zapisy debat publikujemy na stronach KDB i PTE, a niedługo skończymy redakcję książki - raportu tego konwersatorium z rekomendacjami dla polityki. Mnóstwo przy tym pracy i rozumiem, że Rokita musiał spieszyć się z upublicznieniem wypracowanych w PO rekomendacji, bo i mnie szlag by trafił, gdyby z jakichś przyczyn praca kilkudziesięciu ludzi poszła do archiwów, a nie na forum szerszej debaty. Pomaga w debacie, podsuwa sposoby rozumienia sytuacji i rozwiązania problemów. Lepiej, że przed a nie w udawany sposób po konwencji programowej PO. To jest uczciwe politykowanie.

Na dodatek, może już za kilka tygodni prace kierowanego przez Rokitę zespołu rzeczników stałyby się już pracami zespołu Bronisława Komorowskiego. To on firmowałby program, a Rokita zająć mógłby się już tylko zdrapką, czyli wieloletnim odklejaniem z oblicza łatki z napisem „obibok". Ruch Rokity jest więc zrozumiały także z czysto ludzkiego punktu widzenia.

A co z nieautoryzowanym upublicznieniem tego programu zrobi Donald Tusk i jego koledzy?

Jeśli zdezawuuje ten program jako nieskończony, niedorobiony, niedojrzały, niegotowy - utrze nosa Rokicie, Śpiewakowi i Gowinowi. Zwykła publiczność jednak nie musi rozumieć, za co Tusk beszta kolegów, skoro przedstawili program jego partii. Na dodatek, gdyby Tusk zdecydował się na krytykę Rokity, Bronisław Komorowski musiałby na kolanie, jeszcze przed marcową konwencją przygotować nowy, przynajmniej trochę różniący się od rokitowego program. Sens takiego wysiłku jest niewielki.

Myślę więc, że PO powinna jak najszybciej zacząć propagandę „Głębokiej przebudowy państwa", opracować kampanię promocji poszczególnych jego rekomendacji i ruszyć z nimi w środowiska społeczne. A Janowi Rokicie podziękować demonstracyjnie wylewnie za to, że zainicjował ważną dla kraju debatę. To się PO opłaca.

Ciekawski, poznawalski, dociekliwy, duży facet ze stażem. Lubię robić gazety, projektować audycje, kojarzyć fakty i mieć opinię, działać dla idei.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka