Grzegorz Cydejko Grzegorz Cydejko
32
BLOG

A może referendum w sprawie referendum?

Grzegorz Cydejko Grzegorz Cydejko Polityka Obserwuj notkę 10

Polityka „referendalna" Braci Kaczyńskich wydaje się powoli nabierać wyrazistości. Wiemy już, że nie widzą oni potrzeby pytania rodaków o zdanie w sprawach takich, jak aborcja, lustracja, zmiany w szkolnictwie, udział w wojnach, zamiana złotego w euro etc. Mimo że w ocenach tych kwestii Polacy są podzieleni.

Co innego, gdy idzie o sprawy, w których ludzie mogą się najwyżej podrapać w głowy, a i tak potrzeby decydowania za polityków nie dostrzegą. Taką kwestią jest termin przyjęcia wspólnej waluty europejskiej. Tak, nie samo przyjęcie, ale jego termin - tego ma dotyczyć referendum. Zapowiada je od dawna i prezydent, i kilkakrotnie, także dzisiaj - wicepremier Zyta Gilowska.

O co chcą nas pytać w 2009., roku wyborów parlamentarnych lub, co bardziej prawdopodobne, w 2010, kiedy będą wybory prezydenckie? O to, kiedy przyjąć euro. Pośród wielu odpowiedzi na takie pytania, jedna jest najbardziej prawdopodobna: zdecydujcie to sobie, panowie politycy, sami!

Zwykłym uśmiechem politowania Jarosław Kaczyński jest w stanie wygaszać kolejne szturmy Romana Giertycha, który bezskutecznie szuka szansy propagacji swoich idei w kampaniach referendalnych. Prezydencka rodzina poszła nawet na ryzyko wojny z trójkątem Rydzyk - Sobecka - Giertych w kwestii aborcyjnej. Wydaje się, że w imię przekonania, iż obecny kompromis w sprawie aborcji może być w referendum utracony.

Tymczasem Polska będzie gotowa do przyjęcia euro już w roku 2009. Do tego czasu to nawet eksperci prezesa NBP przekonają go, że nadszedł już czas. Organizowanie referendum w sprawie, czy przystąpić do klubu wspólnej waluty europejskiej za rok, dwa czy dziesięć, oznacza tylko grę w skłócenie społeczeństwa wokół kwestii, która w Sejmie nie wymaga nawet kwalifikowanej większości głosów.

Ekonomiści i politycy mogą bez trudu znaleźć konsens w sprawie terminu usztywnienia kursu złotego w ERM2, a potem przystąpienia do strefy euro. Jakieś w tym względzie różnice można powpisywać w programy wyborcze partii i kandydatów na prezydentów.

Chyba, że chodzi o to, by towarzyszyła ona wyborom parlamentarnym lub prezydenckim. Tu motyw organizowania referendum jest czytelny – ma pomóc w utrzymaniu władzy poprzez polaryzację społeczeństwa wokół de facto drugorzędnej politycznie kwestii.

Łatwo zgadnąć, że Bracia, Giertych i Lepper przyjmą raczej opcję opóźnienia euroizacji kraju. Tak, jak przestępczością i układem, przestraszą część społeczeństwa drożyzną i utratą „niezależności" walutowej. Tych przestraszonych może być wystarczająco dużo, by wynieść do władzy reprezentantów haseł odsunięcia „wyroku" euroizacji jak najdalej w czasie. W takiej sytuacji koalicja zachowałaby władzę, a więc zwycięstwo polityczne byłoby przy niej.

Możliwe też, że odważniejsza w tej kwestii część społeczeństwa zmobilizowana zagrożeniem w modernizacji kraju zagłosuje na przeciwników obecnej koalicji rządowej. Za przyspieszeniem przyjęcia euro będzie, to jasne, lewica i PO.

Gorzej byłoby, gdyby ludzie stwierdzili, że takie gry to walka z cieniem, a nie problemami, że polityka to te decyzje, o które nie są pytani i jeszcze dalej wyemigrowali w poczucie separacji z ich własnym państwem. Już teraz zaufanie do elit politycznych i instytucji publicznych lokuje się u nas, wg. Eurobarometru, poniżej 10 proc.

Wczoraj w zdjęciach z Budapesztu można było zaobserwować ten efekt. Spędziłem tam ostatnio trochę czasu i zapewniam: ludzie znakomicie wiedzą, że zostali doprowadzeni do kryzysu i nędzy równo i przez lewicę, i przez prawicę. Obie siły kupowały poparcie wyborcze, nie mając odwagi, by prowadzić politykę racjonalną. Teraz więc tylko najzagorzalsi zadymiarze chodzą wokół zasieków otaczających rejon budynków parlamentu i podpalają deski z budowlanych rusztowań. Miliony Węgrów nie wyszło na ulice, tylko bezsilnie zgrzyta zębami i nie wierzy już nikomu, nawet tym, którzy wyszli. Trudno się dziwić, bo nikt Węgrów nie pytał w referendum o sprawy zasadnicze, np. takie, czy objadać się dzisiaj za pożyczone pieniądze i rozdęty deficyt finansów publicznych, czy reformować kraj i rozwijać go w sposób zrównoważony. Nie, tam też politycy woleli urządzać igrzyska wokół kwestii drugorzędnych, a problemy fundamentalne – zapętlać pod zielonym suknem.

Bezsilna złość Madziarów nie jest malowniczo manifestacyjna nawet w rocznicę Wiosny Ludów. Ale geneza tego wycofania podobna, jak u nas: wieloletnie wyznaczanie pole batalii politycznej wokół spraw marginalnych dla rozwoju kraju, „przykrywanie" jednych, „własnych" afer aferami „innych", rozstrząsanie problemów referendów w sprawie referendów itd. Jak na Węgrzech...

Ciekawski, poznawalski, dociekliwy, duży facet ze stażem. Lubię robić gazety, projektować audycje, kojarzyć fakty i mieć opinię, działać dla idei.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka