Homocon Homocon
122
BLOG

Konserwatywno-lewicowy spór o multikulturalizm

Homocon Homocon Społeczeństwo Obserwuj notkę 1

Przed laty Lech Jęczmyk w jednym ze swoich felietonów poddał analizie ustęp z Republiki Platona, gdzie ten zaproponował daleko idącą kontrolę nad przyrostem populacji w przyszłym, projektowanym społeczeństwie. Kobiety wedle Platona mogły rodzić tylko między 20 a 40 rokiem życia i tylko taką ilość dzieci, która była wskazana przez polis (państwo-wspólnotę). Jęczmyk nie stroni od krytyki, gdyż platońskie wizje kojarzą mu się z totalizmem oraz eugeniką.

Czy poprawnie czy nie to rzecz inna, lecz warto zauważyć, że Platon podnosi tu kwestię, którą dziś dałoby się określić jako problem integracji jednostek w społeczeństwie. Problem który chcą dziś rozwiązać środowiska liberalne i lewicowe, przy stałym oporze konserwatystów.

Dla Platona jednostka musi być wprowadzona w polis, podporządkowana mu, lecz jednak kryje się za tym, specyficzna, próba obrony jej i jej możliwości. Bo tylko w pełni zintegrowana jednostka może w pełni korzystać na uczestnictwie w społeczeństwie (o ile nie postrzega się go jako zbiorowiska przypadkowych osób powiązanych wyłącznie umową).

Kwestia ta ma jednak też drugą stronę. Społeczeństwo to byt złożony, pełen reguł, norm, zasad funkcjonowania, jawnych i nieoczywistych hierarchii i struktur. Pełny udział jednostki w społeczeństwie, i tym samym korzystanie z jego dóbr, zależy od tego, na ile jednostka ta może w nim uczestniczyć na równi z innymi, podlegając tym samym zasadom. I na ile społeczeństwo jej na to pozwala. Jeśli społeczeństwo nie akceptuje jakiejś kategorii ludzi: wedle wyznania, rasy, seksualności, to jednostki z tej kategorii de facto nie będę z definicji mogły brać udział w życiu społecznym na prawach innych.

Lewica podnosi tu więc temat inkluzywności: konieczności, aby społeczeństwo było „otwarte”, czyli zrezygnowało z wszelkich kategorii, które blokują udział grup, i jednostek pochodzących z tych grup, w grze społecznej. Współczesna lewica idzie w tym żądaniu zresztą bardzo daleko, domagając się wyrzucenia także kategorii takich jak płeć, inteligencji, zasługa itp. Problemem pozostaje czy takie „inkluzywne” społeczeństwo, po utracie wszystkich tych kategorii, będzie w stanie dalej dzielić się swoimi dobrami z jednostkami, partycypującymi w nim? A to dlatego, że „inkluzyjne” społeczeństwo nie będzie tych dóbr wytwarzać. Jeśli zniknie „zasługa” zniknie prestiż, społeczne liderstwo itp.

Jednakże nawet otwarte społeczeństwo potrzebuje, aby nowe jednostki (dzieci, imigranci) zostały do niego wprowadzone. Społeczeństwa zachodnie ogłaszają się społeczeństwami multikulturalnymi, czyli takimi gdzie nie ma i nie może być dominującego dyskursu, kultury i „kanonu”. Dotyczy to nie tylko wielości systemów etycznych, religijnych, etnicznych grup, lecz też rodzajów i seksualności. Z których żadne nie podlega sprawdzeniu ani tym samym falsyfikacji, czyli uznaniu za mniej wartościową lub przydatną od innych.

Wprawdzie już kilkakrotnie ogłaszano (np. przez Sarkozy’ego) śmierć multikulturalizm, lecz w sumie na próżno. Koncept ten ma się całkiem dobrze. Choć częściej dziś mówi się o społeczeństwie inkluzywnym/egalitarnym (lub prawdziwie egalitarnym) niż multikulturalnym, lecz na jedno wychodzi.

Z konserwatywnej perspektywy zanegowanie mechanizmów społecznych jako wartościowanie, ocena i odrzucenie nie ma uzasadnienia, lecz nie łatwo odrzucić logikę progresizmu. Odrzucenie lub podważenie sensowności którejś z kultur, funkcjonującej w danym społeczeństwie, nie dość że jest procesem trudnym, nieoczywistym to dodatkowo konfliktogennym. Stąd w percepcji lewicowej obowiązkiem wszystkich instytucji społecznych, od rodziny poczynającm na ministerstwie kończąc, staje się wdrażanie jednostek w multikulturalny porządek społeczny. Czyli uczenie „inkluzywności”, a oduczenie zachowań, które mogą prowadzić do postaw dominacyjnych, agresywnych itp.

Ostatnie wydarzenia, jak zmiana nazwy amerykańskich Boy Scouts (na bardziej neutralną) czy ustawa stanu Michigan, która włącza do programu nauczania „historię LGBT”, to przejawy tej samej polityki. Multikulturalizm pomimo pozorów, wielości i twórczej erupcji, jest formą zamkniętą, posiada swoją „ortodoksję” i nieakceptowane, zwalczane „herezje”.

Jest systemem, w który trzeba jednostkę wdrażać, co następuje poprzez przyjmowanie prawd. Prawdy te dokonują podziału grup społecznych, dość dowolnie definiowanych (np. „kultura gejowska”), na ofiary i sprawców. Obrona pierwszych i zwalczanie drugich staje się obowiązkiem i właściwie zasadniczym przejawem multikulturalizm, który jest autoteliczny. Celem multikulturalizm jest utrzymanie multikulturalizm, jego pogłębienie. Multikulturalizm staje się systemem dualistycznycm.

Jego konserwatywna krytyka natrafia jednak na istotny problem: nawet jeśli postrzegać sam multikulturalizm raczej jako projekt polityczny, niż jako rzeczywistość, to nie zmienia to faktu, że stara się udzielić odpowiedzi na rzeczywiste zmiany jakie zachodzą w zachodniej Europie (w Polsce o wiele wolniej). Czyli współistnienie w jednym państwie grup pochodzących z bardzo odmiennych przestrzeni kulturalnych, o bardzo różnym postrzeganiu rzeczywistości. Ludzi odmiennych religii, o zupełnie różnych korzeniach cywilizacyjnych, jak też niewierzących, skrajnie przeciwstawnych sobie postaw politycznych i społecznych. Ludzi, którzy deklarują,  że są 3, 4, 5 rodzajem (genredem). Choć ci ostatni mogą wydawać się śmieszni, ale tak czy inaczej „istnieją”. Badania w Wielkiej Brytanii sprzed kilku lat wykazały, że 49% młodych ludzi postrzega się jako osoby nieheteronormatywne.

Stwierdzenie, że to wyłącznie owoc progresywnej edukacji, nie zmienia tego, że połowa młodzieży na Wyspach tak a nie inaczej się określa. Ta wielość, która ukazywana jest jako wielowymiarowa, nieskończona wręcz, której nie da się objąć w karby żadnej normatywności wymaga, wedle lewicy, przyjęcia zupełnie nowej postawy. Zarzucenia poszukiwania jakiejkolwiek normatywności. Przyjęcie płynności rzeczywistości.

I to do niej (do postawy multikulturalnej) młodzi ludzie na Zachodzie są dziś integrowani. Są uczeni (tresowani?), aby być sprawnymi uczestnikami wielokulturowego społeczeństwa. A ten kto nie jest zdolny do takiego uczestnictwa, stanie się problemem. W progresywnej rzeczywistości społeczeństwo osiągnie integrację nie poprzez przyjęcie zestawu norm i wartości, które pochodzą z jednego kulturowego źródła, lecz poprzez przyjęcie zasady płynności i takich norm, które wyłącznie kierują tą płynnością. Wedle BBC będą nimi: demokracja, rządy prawa, równość, tolerancja etc.

Jakkolwiek oceniać tę propozycję, to jest ona próbą rozwiązania realnego problemu. Co ma połączyć Pakistańczyka i Brytyjczyka, Niemca i Turka, Francuza i Araba, geja i „heteryka”? Propozycja konserwatywna jest dla przeciętnego dziś obywatela Zachodu (de facto liberała) mało przekonująca. Gdyż zakłada ona negację problemu lub wykluczenie określonych grup społecznych (rasowych/religijnych/seksualnych) i trzymanie ich w społecznym przedsionku. Aż się nie zasymilują.

Pytanie jak z tej mnogości etnosów, „kultur”, rodzajów uformować społeczeństwo. Konserwatysta odpowie, że to społeczeństwo już jest, tylko teraz zgodnie ze swoją wolą, wartościami, przekonaniami i potrzebami dołącza do siebie nowe elementy lub je odrzuca. Lewicowiec odeprze, że to pozór, że zmiany społeczne wymuszają nowe ustanowienie, nowy początek. Że stare społeczeństwo odeszło. Konserwatyzm w jego odczuciu to tylko utrzymanie dominacji przez heteroseksualność, rodzimość, społeczną większość, co utraciło już uzasadnienie. 

Homocon
O mnie Homocon

Zajmuję się głównie tematyką międzynarodową, polityką zagraniczną; z przekonań sceptyczny konserwatysta. Na salonie24 teksty o geopolityce, społeczeństwie, kulturze, felietony. https://twitter.com/azarzGrajczyski

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo