Liberte Liberte
138
BLOG

Piotr Beniuszys: "Poszukiwania "kryterium liberalnego" cz. 1: "k

Liberte Liberte Polityka Obserwuj notkę 21

Artykuł ukazał się w II numerze Liberte: www.liberte.pl

 

Gdy dyskutuje się na tematy polityczne i im pokrewne tak często jak ja, to nieuniknionym jest, że od czasu do czasu spotyka się z całkowicie zdumiewającymi poglądami i opiniami. Dodatkowe przekleństwo „politycznego zwierzęcia", które tematyką tą zajmuje się także od strony naukowej polega na tym, że potoczne i drastycznie uproszczone postrzeganie rzeczywistości politycznej jest zjawiskiem tak bardzo powszechnym, jak bardzo budzącym niezgodę. Szczególnie, gdy debata polityczna odchodzi od stosunkowo łatwo „komentowalnych" wydarzeń bieżących i schodzi w kierunku świata idei i filozofii politycznej.

 

W ostatnich latach bardzo często spotykam się w Polsce z opinią o daleko idącym pokrewieństwie oraz bliskości idei liberalnej i idei konserwatywnej. Przekonanie takie jest polskim ewenementem i wynika głównie z tego, iż pojęcie liberalizmu ugruntowane w polskiej świadomości politycznej jest dramatycznie niepełne. Bez wątpienia wpływ na to ma świeże doświadczenie historyczne i fakt, iż liberałowie i konserwatyści wspólnie wystąpili przeciwko komunistycznej PRL w ramach jednego ruchu społecznego. Posiadali więc wspólny negatywny punkt odniesienia i do pewnego momentu wspólny program zasadniczych przemian. Jednak w porządku demokratycznym, w Polsce, tak jak wszędzie na świecie, w kwestiach podstawowych między liberałami a konserwatystami występują sprzeczności o nieprzezwyciężalnym charakterze - wynikające z zupełnie innych założeń filozoficznych, koncepcji człowieka i idei społeczeństwa.

 

oksymoron

 

Dlatego opinie, z którymi spotykam się tak w debatach prowadzonych „w realu" („liberalizm i konserwatyzm to w zasadzie to samo" usłyszałem na towarzyskim spotkaniu Unii Wolności w Sopocie przed kilku laty), jak i wirtualnie („liberał, który jest równocześnie konserwatystą..." to wypowiedź dyskutanta na polskaliberalna.net), a które odnoszą skrzywione potoczne rozumienie liberalizmu w Polsce na poziom ogólnoświatowej debaty ideowej i filozoficznej, wprawiają mnie w zadziwienie i skłoniły do napisania serii tekstów, rozważań na temat „kryterium liberalnego".

 

Zasadnicza teza tego artykułu brzmi: „konserwatywny liberał" (tak jak ta kategoria jest dziś rozumiana, szczególnie w Polsce) to oksymoron. W drugiej kolejności trzeba będzie się przyjrzeć lewej flance liberalnego spektrum i wskazać na przypadki określania mianem „liberała" najzwyklejszych socjaldemokratów. Głównym celem jest zaś próba nakreślenia czegoś, co nazwałem „kryterium liberalnym". Miałoby ono posłużyć jako wskazówka do tego, jak odróżnić liberała (obojętnie który nurt liberalizmu reprezentuje) od człowieka, w którego światopoglądzie znajdujemy co prawda elementy idei liberalnej, ale sąsiadują one z innymi poglądami, wyraźnie antyliberalnymi. Obojętnie czy są one konserwatywne, socjaldemokratyczne, czy jeszcze inne.


Liberalizm nie kończy się na ekonomii


Niepełność polskiego potocznego rozumienia liberalizmu polega na odnoszeniu tej kategorii w zasadzie wyłącznie do zestawu poglądów konstytuujących liberalizm ekonomiczny. Nagminnie właśnie w takim kontekście „liberalizm" występuje w polskich mediach i w wypowiedziach polskich polityków. Niekiedy można odnieść wrażenie, że jedynie kler katolicki w tym kraju zauważa istnienie liberalizmu społeczno-etycznego, który jest dla niego niemniej oczywiście negatywnym punktem odniesienia. Dla innych, zdefiniowanie liberała przebiega wyłącznie według ekonomicznych kryteriów, co w sposób nieunikniony musi prowadzić do nieporozumień. Gdyby takie kryterium zastosowano w Europie zachodniej, niemal wszyscy tamtejsi konserwatyści i gros chadeków musiałoby pogodzić się z etykietką liberalną.

Liberalizm ograniczający się tylko do liberalizmu ekonomicznego to w najlepszym przypadku liberalizm wybrakowany i wybiórczy. Można powiedzieć, że jest to „liberalizm szczerbaty". Jednak faktem jest, że liberałowie ponoszą część odpowiedzialności za to, że szczerbata koncepcja liberalizmu staje się powszechna. Winę za to ponosi tendencja do absolutyzowania i nadawania całkowitego priorytetu polityce gospodarczej w ramach reformatorskich wysiłków liberalnych. Liberalizm ekonomiczny jest dobrym programem i jest mi bardzo bliski. Od początku musi być jasne, że ten tekst nie ma w żadnym razie służyć próbie odcięcia współczesnego liberalizmu od neoliberalnych postulatów ekonomicznych, co sugerują tacy autorzy jak Giovanni Sartori. Ale źle służy liberalizmowi ograniczenie się jedynie do działalności na polu gospodarczym i całkowite zaniechanie innej problematyki. Kończy się to tak fatalnym odbiorem społecznym, jaki od lat ma liberalizm w Polsce dzięki różnej maści populistom, konserwatystom i socjalistom.

 

„Wina wybrakowania liberalizmu" spada w mojej ocenie na środowisko KLD, które na początku lat 90-tych zupełnie świadomie, wstydliwie ukryło swoje liberalne postulaty społeczno-obyczajowe, aby uzyskać przychylność lub choć neutralność kościoła katolickiego dla bez wątpienia potrzebnych przemian rynkowych. Później także UW, pod kierownictwem Leszka Balcerowicza, dała sobie przylepić łatkę „partii ekonomicznej", mało zainteresowanej innymi problemami społecznymi. W latach, w których trzeba było tworzyć zręby gospodarki wolnorynkowej w Polsce i walczyć z kolosalną inflacją, taka strategia była zrozumiała i choć szkoda, to jednak nie sposób mi uczynić z niej zarzutu, ani pod adresem UW, ani KLD.

 

Jednak w kontekście ówczesnej rzeczywistości i konieczności wprowadzenia bolesnych reform, liberalizm ekonomiczny lat 1989-2000 okazał się być kijem. Marchewką mogła być liberalna polityka społeczno-etyczna. Ale jej zabrakło. Jak każda partia wymachująca kijem, ale odmawiająca marchewki, UW i KLD skazane były na klęskę, którą poniosły. Niestety, po utworzeniu PO środowisko dawnego KLD w zupełnie innych warunkach ekonomicznych nie wróciło do koncepcji partii liberalnej. Pustkę w zakresie społeczno-obyczajowym wypełniła treść konserwatywna, czyli marchewka innego typu, która zapewniła PO przetrwanie.

Liberalizm ekonomiczny w służbie „sił ciemności"


Po dzień dzisiejszy strategia z lat 90-tych polityków autodefiniujących się jako liberałowie jest głównym źródłem wybiórczego pojmowania liberalizmu w Polsce jako programu jedynie ekonomicznego. Tymczasem, czego dowodem jest wiele przykładów konkretnej polityki, liberalizm ekonomiczny posiada naturę pewnego rodzaju modułu, który można dość swobodnie wyjąć z ram filozofii liberalnej i potraktować jako ideologicznie niemal neutralne instrumentarium osiągania wzrostu gospodarczego, które łatwo dopasować do innych idei i systemów, mających charakter czasem otwarcie antyliberalny. Wyjątkiem są idee socjalistyczne i komunistyczne, które stoją w oczywistej sprzeczności z ekonomicznym liberalizmem. Ale już współczesny konserwatyzm, a także autorytarne ideologie konserwatywne i narodowo-populistyczne mogą z łatwością po to instrumentarium sięgać. Stoją one bowiem (niekiedy) w sprzeczności wobec liberalizmu politycznego i (zawsze) wobec liberalizmu społeczno-etycznego, ale już nie w stosunku do liberalizmu ekonomicznego. Jeśli więc wolnorynkowcem może być jaskrawy konserwatysta czy antyliberalny populista-narodowiec, czy w końcu władca autorytarnego reżimu depczącego prawa jednostki (albo wszyscy oni w jednej osobie), to nie sposób przecież zaakceptować „szczerbate kryterium" liberalizmu stosowane w Polsce. Oczywiste jest, że nie każdy zwolennik wolnego rynku czy przeciwnik transferów socjalnych jest liberałem, a tylko niektórzy spośród nich. Można rzec, że jest to warunek konieczny, ale niewystarczający.

Co więcej, gdy liberalizmowi ekonomicznemu towarzyszą nieliberalne idee polityczne i społeczno-obyczajowe, wówczas wolność jednostki gwarantowana przez system ogranicza się do wolności gospodarczej (a i ta jest niepewna, bo brak liberalizmu politycznego oznacza arbitralność władzy, a więc możliwość odebrania konkretnej jednostce jej wolności gospodarczej w dowolnym momencie z dowolnego powodu). „Wolność" oznacza wówczas tylko prawo do sprzedawania i kupowania towarów i usług. Mamy zatem do czynienia z redukcją myślącej, aktywnej i samodzielnej jednostki ludzkiej-obywatela do roli słabego i podporządkowanego konsumenta, którego zachowaniem na rynku można manipulować reklamą, zaś pozostałe - propagandą polityczną gospodarczego sukcesu. Skierowanie aktywności co bardziej wybitnych ludzi wyłącznie na sferę gospodarczą służy pozbawieniu ich ambicji wywierania wpływu na życie polityczne i gwarantuje trwanie antyliberalnego systemu.

 

Widać więc jak na dłoni, że wolność gospodarcza obdarta z wolności politycznej i osobistej jest raczej zagrożeniem i przekleństwem niż błogosławieniem. Zapewnia ona wzrost gospodarczy i postęp techniczny, które w dzisiejszych czasach i w tych warunkach służą jednak jako mechanizmy podtrzymywania władzy wrogów wolności. Wersją „light" tej sytuacji jest władza konserwatystów demokratycznych, którzy obok wolności i liberalizmu ekonomicznego dopuszczają także wolność i liberalizm polityczny, ale ograniczają wolność osobistą, zwalczając liberalizm społeczno-etyczny. Taki system jest jednak mniej trwały i łatwiej podlega liberalnej ewolucji.

 

Wybór moralnej podbudowy

 

Liberalizm ekonomiczny jest, jako taki, systemem pozbawionym etycznego fundamentu i dlatego może zostać „dopasowany" do różnych katalogów aksjologicznych. Zasadniczy wybór sprowadza się do dwóch opcji. Pierwszą jest włączenie go w ramy kulturowego konserwatyzmu, drugą konsekwentne powiązanie z obyczajowym liberalizmem. Wybór ten musi zostać dokonany. Bez oparcia w świecie idei, pragmatyczny i technokratyczny wolnorynkowy program liberalny więdnie i spotyka opór społeczeństwa, w większości nie rozumiejącego zasadności jego postulatów. Taki los spotkał KLD i UW (ta druga podjęła próbę uniknięcia klęski, ale zbyt późno). Uniknęła go PO, wybierając opcję pierwszą. Jako człowiekowi z zewnątrz, trudno mi ocenić ile było w tym kalkulacji strategicznej, a ile wyboru moralnego, więc nie podejmę takich dywagacji.


Wybór prokonserwatywny może paść w oparciu o przesłanki filozoficzne, co potwierdzają losy ideowe części środowiska amerykańskich libertarian. Jak się wydaje, ogarnął ich strach przed własnymi odważnymi postulatami likwidacji agend państwa, które poszły tak daleko, że w ich umysłach narodziła się obawa, iż porządek społeczny, a zatem bezpieczeństwo nie będzie mogło być skutecznie zagwarantowane. Dlatego poczęli oni postulować zastąpienie przymusu państwowego konserwatywną, tradycyjną hierarchią wartości. Doszli do przekonania, iż podzielanie takiego credo moralnego przez wszystkich członków społeczeństwa zabezpieczy je przed zbrodniami i złodziejstwem. Stanowiło to jednak drastyczne zerwanie z radykalnym permisywizmem obyczajowym, który głosiło i głosi wielu libertarian, którzy pozostali na fundamencie liberalizmu tak ekonomicznego, jak i społeczno-etycznego. Szczególnie że, wobec faktu pluralizmu wartości w demokratycznym społeczeństwie, niektórzy poczęli głosić konieczność przymuszania niepokornych jednostek do akceptacji tradycyjnych wartości za pomocą presji społecznej, tym samym ewidentnie zrywając wszelkie związki z liberalizmem.


Dlatego liberał może wybrać tylko drugą z proponowanych powyżej opcji. Jego wybór ideowy musi być konsekwentny i świadomy. Liberalizm ekonomiczny należy połączyć z liberalizmem społeczno-etycznym, a więc programem jednoznacznie dążącym do prawdziwego upodmiotowienia jednostki ludzkiej, nadania jej realnego prawa do podejmowania decyzji o własnym losie. Wolność człowieka w sposób uzasadniony może ograniczyć jedynie prawo i wolność drugiego, zawsze równego mu pod względem statusu moralnego (nie zaś pod względem materialnym) człowieka. Proces modernizacji kulturowej i rezygnacji państwa z ustawodawstwa opartego o przesłanki wynikające z takiej czy innej hierarchii wartości transcendentnych są konsekwencjami rzeczywistego, pełnego liberalizmu. Współwystępowanie liberalizmu w obu tych dziedzinach jest także konsekwencją myśli pierwszych liberałów klasycznych, dla których te same wartości legły u podstaw liberalizmu w każdym wymiarze. Jeśli człowiek jest z natury dobry, mądry, przedsiębiorczy, wyrozumiały, szczodry, silny, odpowiedzialny, pomysłowy, pracowity i ambitny, to znaczy, że jako istocie wolność przynależy mu w każdej dziedzinie życia, zarówno gdy pracuje, modli się, czy wybiera życiowego partnera.


Wolnorynkowcy jednak często wybierają inaczej. Tworzą hybrydalne światopoglądy, w których godzą poglądy gospodarcze oparte o optymistyczną, liberalną koncepcję człowieka z mającymi swoje źródło w zupełnie przeciwstawnym obrazie istoty ludzkiej postulatami skrępowania człowieka przez państwo, prawo i społeczeństwo - tak, aby jako zły, głupi, niezdarny, zawistny, skąpy, słaby, nieodpowiedzialny, mizerny, leniwy i „leserski" nie zrobił sobie krzywdy, a zamiast tego swą marną egzystencję spędził bezpiecznie w odpowiednim miejscu hierarchii społecznej podporządkowany autorytetom, aparatowi represji i kontroli, zwyczajom i obowiązkom tradycyjnym, wyobrażeniom religijnym, zabobonom oraz presji otoczenia. Mój osobisty sprzeciw budzi określanie tego zjawiska mianem „konserwatywnego liberalizmu" tylko dlatego, że w istocie złączone są tu elementy obu tych ideologii.

 

Oksymoron



Po prostu, najnormalniej w świecie, w pewnym momencie filozoficznego i politycznego dyskursu, konserwatyści w Europie i Ameryce Północnej (później także gdzie indziej) przekonali się do liberalizmu ekonomicznego, zapożyczyli i przyjęli ten program jako swój. Podkreślić należy, że podobne lub nawet identyczne z liberalnymi postulaty gospodarcze uzyskały w perspektywie konserwatywnej inne uzasadnienie moralne. To właśnie tutaj narodziły się hasła „religii wolnego rynku". Radykalnie wolnorynkowe postulaty urosły na żyznej glebie konserwatywnego dogmatyzmu. Konserwatyści wolnorynkowi nie pamiętają (czy też nigdy nie uczyli się) lekcji Adama Smitha, ojca ekonomicznego liberalizmu, który traktował wolny rynek jako środek do innych, wzniosłych celów społecznych. Oni wolny rynek pojmują jako cel sam w sobie. Zresztą celów Smitha najzwyczajniej nie podzielają, gdyż ich koncepcja jednostki ludzkiej jest skrajnie odmienna. Dlatego explicite od konserwatyzmu odcinał się Friedrich August von Hayek.


Z tych względów pojęcie „konserwatywny liberał" w odniesieniu do wolnorynkowych konserwatystów jest nieporozumieniem. W dzisiejszej rzeczywistości „konserwatywny liberał" jest oksymoronem. Wolnorynkowi konserwatyści są po prostu konserwatystami, którzy zmienili poglądy gospodarcze. Nie można ich utożsamiać ani z libertarianami, którzy mają własną koncepcję państwa i wyraźnie liberalne poglądy na kwestie obyczajowe, ani z neoliberałami, którzy choć kładą nacisk na problematykę ekonomiczną, także różnią się od konserwatystów w dziedzinie wolności osobistej.


Próby tworzenia z takiego „konserwatywnego liberalizmu" kolejnego nurtu w liberalizmie nie są uprawnione. Szczególnie nieuprawnione jest nawiązywanie do prawdziwego konserwatywnego liberalizmu. Nurt taki w istocie powstał w XIX wieku, gdy w kręgach klasycznych liberałów trwała debata, czy w odpowiednich warunkach liberalizm może zaakceptować demokratyczny system wyłaniania władzy państwowej. Liczni liberałowie udzielili wówczas pozytywnej odpowiedzi, w efekcie czego powstał nurt liberalizmu demokratycznego. Liberalizm konserwatywny był nurtem wobec niego opozycyjnym i pozostał przeciwny demokracji, tak jak wielu liberałów klasycznych w poprzednich pokoleniach. Żywił on obawy związane ze wzrostem wpływu niewykształconych mas ludzkich na procesy polityczne, z ograniczeniem wolności wybitnych jednostek przez realizację idei równościowych. Innymi słowy, odmawiał wielu ludziom wolności politycznej. Ale nikomu nie odmawiał wolności osobistej. Ten konserwatywny liberalizm był bardzo liberalny w dziedzinie etyczno-obyczajowej, szczególnie w odniesieniu do elit społecznych, których uprzywilejowaną pozycję pragnął zachować. Ze współczesnymi konserwatywnymi wolnorynkowcami nie miał zatem wiele wspólnego

 

Konserwatysta przeciwko wolnemu rynkowi


Ciągłość pomiędzy prawdziwym konserwatywnym liberalizmem XIX wieku a współczesnym oksymoronem nie występuje także dlatego, iż konserwatyzm przeszedł na wolnorynkowe stanowiska stosunkowo niedawno, w latach 60-tych i 70-tych XX wieku, gdy tamten nurt liberalizmu już dawno zanikł. Wcześniej konserwatyści, przez wielu dziś zupełnie omyłkowo uznawani za naturalnych i tradycyjnych sojuszników zwolennika wolnego rynku, konsekwentnie zajmowali stanowiska i prowadzili politykę antyrynkową. Choć liberalizm wchodził w XVIII i XIX wieku na scenę polityczną jako siła lewicowa (nie było jeszcze socjalizmu, jedynym punktem odniesienia była konserwatywna prawica), to przez długie dekady musiał zwalczać antyrynkowy fanatyzm konserwatystów.

 

Ich postawa była motywowana przez owe 150-200 lat w różny sposób. Początkowo chodziło o obronę resztek feudalnego świata, przywilejów władzy i wysokiego kleru, potem o militaryzm i imperializm w stosunkach międzynarodowych, których rezultatem był merkantylizm i perfidny protekcjonizm handlowy, źródło wojen i epidemii głodu własnych społeczeństw. Później wieczna polityka wojen i konfliktów celnych, wysokich ceł i kontyngentów, dopuszczanie do tworzenia monopoli przez zaprzyjaźnionych przedsiębiorców, podporządkowanie wielu branż produkcji „narodowym interesom" i polityce rządu, arbitralizm, sprzeciw wobec prywatyzacji, kontrola przedsiębiorców. Cała ta konserwatywna polityka gospodarcza przybierała różne formy, ale miała dwie prawidłowości. Zawsze była wobec rynku nieufna i zawsze była podporządkowana interesom politycznej klienteli i konserwatywnych lobby. To pierwsze zmieniło się dopiero ostatnio, wraz z Ronaldem Reaganem i Margaret Thatcher. To drugie pozostaje chyba aktualne.


Jakie kryterium?

 

Jeśli wolnorynkowi konserwatyści nie są, ze względu na antyliberalne poglądy społeczno-obyczajowe, liberałami, to jakie jest „kryterium liberalne"? Liberalizm składa się z wielu nurtów, często bardzo różnych od siebie, tak że wspólny mianownik liberałów stanowi zestaw dosyć abstrakcyjnych idei filozoficznych, które zarysowałem w tekście „7 idei, 7 fundamentów liberalizmu" (Liberté!, nr 1, czerwiec 2008). Wolnorynkowi konserwatyści, sprzeciwiając się liberalizmowi społeczno-etycznemu, nie podzielają szeregu tych ogólnych założeń i nawet przy tak szerokim wspólnym mianowniku, jakim jest 7 idei, pozostają poza nawiasem. Nie każdy jest przeto liberałem, zatem „kryterium liberalne" musi istnieć, także na poziomie politycznym, bardziej namacalnym niż 7 idei. Równocześnie nie może być restrykcyjne i nadmiernie wykluczające. Nie może być sekciarskie. To temat na kolejny artykuł. Zanim do niego dojdziemy, spojrzeć będzie trzeba jeszcze na podobne do oksymoronu „konserwatywnego liberała" nieporozumienia, pozwalające na zaliczanie umiarkowanych socjaldemokratów do liberałów, szczególnie w Ameryce Północnej.

 

Na zakończenie, zarysuję jedynie mój pogląd na kwestię kryterium. Za dość oczywiste uważam, że liberałem jest ten, kto ma RÓWNOCZEŚNIE liberalne poglądy w wymiarze liberalizmu politycznego, ekonomicznego, jak i społeczno-etycznego. Pozostaje zastanowić się co jest, a co nie jest liberalnym poglądem w każdym z tych trzech wymiarów. Ta kwestia jest już trudniejsza do rozstrzygnięcia. Tak czy inaczej, wolnorynkowy konserwatysta, który w wymiarze społeczno-etycznym liberalnych poglądów nie posiada, zapewne liberałem nie jest. Nie można bowiem być „liberałem, który jest jednocześnie konserwatystą". Nie można być w ciąży i nie być w ciąży w tym samym czasie.

 

Liberte
O mnie Liberte

Nowy miesięcznik społeczno - polityczny zrzeszający zwolenników modernizacji i państwa otwartego. Pełna wersja magazynu dostępna jest pod adresem: www.liberte.pl Pełna lista autorów Henryka Bochniarz Witold Gadomski Szymon Gutkowski Jan Hartman Janusz Lewandowski Andrzej Olechowski Włodzimierz Andrzej Rostocki Wojciech Sadurski Tadeusz Syryjczyk Jerzy Szacki Adam Szostkiewicz Jan Winiecki Ireneusz Krzemiński

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka