23. kwietnia bieżącego roku premier Japonii Shinzo Abe stwierdził, iż gdyby Chińczycy wylądowali na będących przedmiotem sporu terytorialnego z Chińską Republiką Ludową wyspach Senkaku, to użycie przez Tokio siły byłoby „naturalne” . Wypowiedź ta była reakcją na kolejne już pojawienie się chińskich statków w rejonie archipelagu. Mimo tak stanowczej deklaracji szefa rządu, analogiczne incydenty powtórzyły się 5. maja i 27. czerwca.
Japońsko- chiński konflikt wokół wysp Senkaku (Chińczycy nazywają je „Diaoyu”) z biegiem czasu coraz bardziej się zaognia. Rzecz jasna nie chodzi tu tylko o przypadki naruszeń wód terytorialnych, ale także przestrzeni powietrznej oraz wydarzeń takich jak ubiegłoroczna nacjonalizacja części archipelagu, której skutkiem była fala protestów wymierzonych przeciwko japońskim przedsiębiorstwom w Chinach. Przywołane fakty czynią zasadnymi pytania, w jakim kierunku omawiany spór może zmierzać, oraz czy i jak można go rozstrzygnąć.
Przyczyny sporu o Senkaku mają trojaki charakter: prawno - ekonomiczny, historyczno - psychologiczny i polityczny. Aspekt pierwszy wiąże się z występowaniem w pobliżu wysp potencjalnie obfitych złóż ropy naftowej i gazu ziemnego, co nie jest bez znaczenia zarówno dla gospodarki japońskiej, jak i chińskiej, a także sporych rozmiarów łowisk. W tym miejscu pojawia się problem wykładni i stosowania prawa międzynarodowego w zakresie morza terytorialnego, szelfu kontynentalnego oraz wyłącznej strefy ekonomicznej, kluczowy dla legalnej eksploatacji tych zasobów i ważny z szerszej perspektywy wpływów w basenie Morza Wschodniochińskiego. Aspekt drugi nawiązuje do problematycznego w stosunkach na linii Tokio - Pekin zagadnienia popełnionych na Chińczykach zbrodni wojennych, takich jak masakra w Nankinie. Tokio do tej pory nie potępiło ich w sposób jednoznaczny, a wrogość Chin dodatkowo potęgują wizyty japońskich polityków (w tym premiera Abe) w świątyni Yasukuni, gdzie pochowani są m. in. zbrodniarze wojenni odpowiedzialni za tę masakrę. Być może poprzez wysuwanie roszczeń o archipelag Senkaku ChRL chce niejako „odegrać się” na Japończykach za doznane w przeszłości krzywdy. Do tego dochodzi jeszcze kwestia sprzecznych wizji historii wysp: Japonia objęła je swoim zwierzchnictwem terytorialnym (w roku 1895), argumentując, iż stanowiły one res nullius - obszary nie przynależące do żadnego państwa. Pekin z kolei twierdzi, że sporny dziś obszar należał do Chin na kilka stuleci przed jego zaanektowaniem przez Japończyków. I wreszcie trzeci aspekt sporu - bodaj najistotniejszy. Mianowicie, Chiny stały się potęgą, jeżeli jeszcze nie na skalę globalną, to bez wątpienia na skalę regionalną. Wzrost potęgi z kolei prowadzi zazwyczaj do wzrostu ambicji państwa w polityce międzynarodowej. Wyrazem tego może być zgłaszanie pretensji terytorialnych, mające budować mocarstwową pozycję i wzmacniać prestiż ChRL. Co więcej, spór o archipelag Senkaku nie jest jedynym sporem terytorialnym z udziałem Pekinu. Wystarczy wspomnieć konflikty na obszarze Morza Południowochińskiego- wokół wysp Spratly czy też wysp Paracelskich. Przemawia to za interpretacją go jako elementu szerszej polityki ChRL w regionie Azji Południowo - Wschodniej. Pamiętajmy też, że w roku 1895 Chiny, w przeciwieństwie do Japonii, były państwem relatywnie słabym. Współcześnie układ sił odwrócił się na ich korzyść, pomimo wciąż znacznego potencjału Tokio. Aspekt polityczny dotyka jeszcze jednego ważnego wątku- zaangażowania USA w regionie Azji i Pacyfiku, zwłaszcza w kontekście koncepcji „pivot to Asia” wysuniętej przez administrację prezydenta Baracka Obamy. Postawa i polityka Pekinu przynajmniej częściowo stanowi swego rodzaju odpowiedź na politykę amerykańską - ChRL, dążąc do zwiększania swoich wpływów, postrzega aktywność USA (np. manewry wojskowe) jako niepożądaną z punktu widzenia swoich interesów.
Powracając do przywołanej na początku deklaracji Shinzo Abe zastanówmy się raz jeszcze, czy istnieje ryzyko wybuchu konfliktu zbrojnego o sporny archipelag między Chinami a Japonią. Niewątpliwie możemy mówić o dwóch czynnikach stabilizujących relacje między oboma państwami. Czynnik pierwszy to wymiana handlowa oraz bezpośrednie inwestycje zagraniczne i wynikające z nich silne wzajemne powiązanie gospodarek. Eksport ChRL w znacznej części opiera się na urządzeniach i częściach importowanych z Japonii, i choćby dlatego zaostrzanie sporu może nie służyć chińskim interesom ekonomicznym. Czynnik drugi to japońsko - amerykańska współpraca w dziedzinie bezpieczeństwa, która, mimo zmierzających do większego uniezależnienia się w tej sferze propozycji zmian ustrojowych rządu Abe, pozostaje istotna. USA są związane postanowieniami traktatu z 1960 roku, który obowiązuje je do udzielenia pomocy w przypadku gdyby doszło do zaatakowania Japonii. Trzeba tu podkreślić, iż pod kątem militarnym (zwłaszcza jeśli chodzi o kluczową tu marynarkę wojenną - wystarczy porównać ze sobą liczbę lotniskowców lub poziom kompetencji i doświadczenia kadr), Chiny nadal ustępują USA, co powinno skutecznie zniechęcać je do zastosowania rozwiązań siłowych. Niejako na marginesie warto dodać, że nie bez znaczenia są tu również nastroje społeczne panujące w obydwu krajach. Przykładowo, antychińskie demonstracje, mające miejsce w Tokio w ubiegłym roku, mogą zachęcać władze japońskie do zaostrzenia kursu wobec ChRL.
Konkludując, spór o wyspy Senkaku nie powinien wejść w fazę działań zbrojnych. Można się jednak spodziewać dalszych przypadków naruszeń japońskich wód terytorialnych i przestrzeni powietrznej. Niewykluczone, iż dojdzie do mniej lub bardziej poważnych starć na polu ekonomicznym, co współzależność obu gospodarek umożliwia. W opinii Shinzo Abe kwestia archipelagu w ogóle nie podlega negocjacjom , co, jeśli dodać do tego postrzeganie przez Chiny wysyłania statków i samolotów w rejon wysp jako normalnej praktyki, na obecną chwilę utrudnia możliwość podjęcia rzeczywistych rokowań. Dlatego też w najbliższym czasie można spodziewać się albo utrzymania istniejącego status quo, albo postępującego wzrostu napięć, wciąż jednak ograniczanego przez działanie wskazanych wyżej czynników stabilizujących i w pewnym stopniu skorelowanego z polityką zagraniczną USA.
Adrian Koładka – stażysta Instytutu Kościuszki
W tym tygodniu zaprezentujemy Państwu komentarze przygotowane przez naszych młodych współpracowników. Stażystów wybieramy z najlepszych kandydatów - proces rekrutacji jest wymagający, ale warto wziąć w nim udział. Staż w Instytucie Kościuszki to nie tylko szansa na zdobycie doświadczenia i realizację ciekawych projektów, ale także możliwość rozwoju swoich merytorycznych pasji i zainteresowań.
Zapraszamy do lektury komentarzy, a także do współpracy wszystkich tych, którzy poprzez swoje zaangażowanie chcą budować nie tylko swoją przyszłość, ale także idee dla Polski i Europy.
Przy wykorzystaniu materiału prosimy o wskazanie jako źródła Instytutu Kościuszki
Inne tematy w dziale Polityka