Instytut Wolności Instytut Wolności
533
BLOG

Alternatywny system wyborczy: System Przechodniego Głosu Przenoszonego - Single

Instytut Wolności Instytut Wolności Samorząd Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

W gronie kilku wiceburmistrzów, radnych i aktywistów miejskich chcieliśmy znaleźć sposób na to, by wyleczyć dwie dolegliwości: centralizację i upartyjnienie stolicy. Wypracowaliśmy więc kilka propozycji, które według nas mogą pozytywnie wpłynąć na lokalną politykę w Warszawie. 


Na początku należy zastanowić się dlaczego obecność partii w polityce lokalnej uznajemy za szkodliwą?


Po pierwsze, dziś to władze partii decydują, który z działaczy ma zostać wpisany na listę wyborczą. W efekcie na „jedynkę” trafia często osoba nieznana (tzw. „spadochroniarz”), która ma niewiele wspólnego z daną dzielnicą. Wyborcy kierują się szyldem partyjnym, ponieważ konflikt polityczny między Platformą Obywatelską a Prawem i Sprawiedliwością cały czas przybiera na sile. Media nieustannie nie pozwalają o nim zapomnieć. W następstwie, partyjni kandydaci doprowadzają do ostrych scysji na sesjach Rady Dzielnicy, a parlamentarny konflikt zaczyna mieć swoje odzwierciedlenie w Ratuszu.


Na marginesie pozwolę sobie dodać, że skład Zarządu Dzielnicy bywa przywieziony „w teczce”. Niektórzy z jego członków są przerzucani z jednej dzielnicy do drugiej. „Mój mąż z zawodu jest burmistrzem” – można sparafrazować słowa z komedii Stanisława Barei.


Do takiego stanu rzeczy – „zabetonowania” sceny wyborczej - doprowadziło stosowanie systemu wyborczego d’Honta, który premiuje duże ugrupowania. Chcąc zmienić tę szkodliwą dla funkcjonowania samorządów metodę, zaproponowaliśmy System Przechodniego Głosu Przenoszonego, stosowanego m.in. w Irlandii, na Malcie, Irlandii Płn., Szkocji, częściowo w Australii i Nowej Zelandii, a nawet w wyborach miejskich w niektórych miastach USA.


Polega on na tym, że wyborca nie ogranicza się do postawienia jednego krzyżyka, ale liczb 1, 2, 3, 4, 5 – według siły preferencji. Głos jest ważny nawet jeśli ograniczymy się do postawienia tylko jednej lub dwóch cyfr (bo uważamy, że tylko jedna, dwie osoby zasługują na bycie wybranym – lokalny animator, aktywista z partii).


Nazwiska kandydatów na listach wyborczych mogą być układane w porządku alfabetycznym lub losowym (my zaproponowaliśmy drogę losowania, aby wykluczyć wybór po pierwszych literach), a komitet może być nawet jednoosobowy.


W ten sposób nie występuje już pojęcie „jedynek” na listach, a szef partii ma ograniczony wpływ na tworzenie listy. Co więcej, w organizacji nie dochodzi już do walk o najwyższe albo najniższe miejsce.


Ogromnym plusem tego rozwiązania jest to, że głosy nie przepadają – jak w innych systemach. Kiedy dany kandydat z listy osiągnie „kwotę” (czyli iloraz liczby wszystkich głosów i liczby mandatów) to reszta oddanych na niego głosów, wykraczających poza limit, przechodzi na następną osobę, która uzyskała kolejny najlepszy wynik. Każdy głos się liczy.


Przewagą tego systemu nad innym popularnym rozwiązaniem tj. Jednookręgowymi Mandatami Wyborczymi jest także to, że nie dochodzi tu do sytuacji jaka np. miała miejsce w wyborach samorządowych w Rumii, gdzie jedna partia zdobyła 27,74 proc. głosów, co przełożyło się na 74,43 procent miejsc w radzie miasta. Z kolei w Bytowie jedno ugrupowanie otrzymało blisko 40 procent poparcia, co pozwoliło uzyskać 71,43 proc. mandatów. W pierwszym przypadku – 72% a w drugim 60% wyborców pozostało bez reprezentacji. Takich przykładów w ostatnich latach oczywiście było więcej.


Single Transferable Vote nie jest jednak idealny. Do jego wad należy zaliczyć skomplikowany system liczenia głosów, który krytykują zwolennicy niewątpliwie prostszej metody d’Honta. Choć kilka innych krajów z powodzeniem wprowadziło STV w życie, to ciągle żywe w pamięci pozostają wydarzenia z 2014 roku, gdy PKW ogłosiła wyniki wyborów dopiero po 6 dniach (a na stronie znalazły się dopiero po roku). Jednak informatyzacja systemu liczenia głosów powinna rozwiązać tę kwestię – pod warunkiem zaimplementowania przetestowanego i bezpiecznego systemu.


Proponowany system może przyczynić się do odpartyjnienia samorządu. Wyborca może wskazać kilku kandydatów i nie musi ograniczać się do jednego. System liczenia głosów z kolei nie deformuje decyzji wspólnoty – najważniejsza jest liczba oddanych głosów na osobę. Żaden głos nie zostaje zmarnowany, ale ewentualnie przechodzi na następnego kandydata. Co więcej, system ten uniezależnia kandydata od woli szefa partii. Ludzie nie głosują już na „jedynki”, ale szukają na liście „swoich” kandydatów. Dlatego też według nas, może to być jeden z czynników odświeżających lokalną scenę polityczną, wzbogacający ją o prawdziwych liderów.

Iwona Szatkowska - wiceprezes Inicjatywy Mieszkańców Warszawy, prezes Inicjatywy Mieszkańców Praga Południe. Magister nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim i Collegium Civitas.


Instytut Wolności jest niezależnym od partii politycznych think tankiem nowej generacji, założonym przez Igora Janke, Dariusza Gawina i Jana Ołdakowskiego. Zapraszamy na stronę Instytutu Wolności.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka